środa, 21 kwietnia 2010

game 2: Suns 119 - Blazers 90

Bohater meczu: Grant Hill
W pierwszym meczu, Suns największy problem mieli Miller, który zdobył 31 punktów. Wtedy krył go Richardson, dlatego wczoraj trener dokonał zmiany i defensywą przeciwko rozgrywającemu gości zajął się Hill. Weteran rewelacyjnie wywiązał się z tego zadania, zmusił Millera do ciężkiej pracy i w rezultacie rozegrał on znacznie gorszy mecz. Hill natomiast, poza bardzo dobrą obroną, świetnie zaprezentował się w ataku. Trafił swoje pierwsze 10 rzutów z gry i dopiero ostatni, 11, nie wpadł do kosza. Zakończył mecz z dorobkiem 20 punktów i 8 zbiórek.

Decydujące elementy
atak Suns: zdobyli 119 punktów ze skutecznością 52.3% (mecz 1: 100 punktów, 41.8%)
punkty z pomalowanego: Suns 58 – Blazers 38

Suns
Po porażce w poprzednim meczu, gospodarze musieli udowodnić, że był to tylko jeden słabszy występ. Już od pierwszych minut zaatakowali i narzucili swój ofensywny styl gry. Wrócili do gry, która zagwarantowała im 3 miejsce na zachodzie i dzięki temu pewnie wygrali.

Po pierwszej połowie mieli 14 punktów przewagi, a w trzeciej kwarcie powiększyli ją i zagwarantowali sobie zwycięstwo. Poza Hillem, kluczową rolę odegrał Richardson. To on pomógł Suns dobrze wystartować, zdobywając 15 punktów w pierwszej kwarcie (6/9 z gry, w tym 3/4 za trzy). Mecz zakończył z 29 punktami, które zaliczył ze skutecznością 68.8% z gry, trafiając między innymi 4 z 5 trójek. Tym samy, duet Hill-Richardson miał 49 punktów, czyli aż o 31 więcej niż w pierwszym meczu. Dzięki ich fantastycznym popisom, Nash nie musiał koncentrować się na zdobywaniu punktów (13), zajął się natomiast rozprowadzaniem piłek i zaliczył 16 asyst, w tym aż 9 w pierwszej kwarcie. Stoudemire, tak samo jak poprzednio, miał 18 punktów, ale tym razem zdobył je oddając 9 rzutów mniej.

Suns zrobili co do nich należało.

Blazers
W pierwszym meczu ich obrona bardzo ograniczyła poczynania Suns w ataku. Jednak wczoraj gospodarze imponowali w ofensywie, a Blazers mieli duże problemy z wykończeniem swoich akcji, trafiając tylko 38.2% rzutów z gry. Brakowało im lidera, który pociągnąłby ich w ataku, jak w meczu numer jeden zrobił to Miller. Teraz zdobył tylko 12 punktów z niską skutecznością 36%. Najlepszym strzelcem okazał się wchodzący z ławki Webster, który miał 16 punktów. Zawiódł Aldridge, w pierwszej połowie zdobył ledwie 2 punkty, w drugiej dołożył 9. Problemy w ataku miał również Camby, spudłował 8 z 10 rzutów, w tym sporo tych spod samego kosza (6 punktów). Natomiast jego 10 zbiórek i tak nie wystarczyło, by Blazers mogli wygrać walkę pod koszami.

Pod koniec trzeciej kwarty kolejny zawodnik gości doznał kontuzji. Na szczęście dla Blazers, wszystko wskazuje na to, że uraz barku Batuma nie jest poważny i w następny spotkaniu Francuz wystąpi.

Ten mecz pokazał, że zwycięstwo Blazers w pierwszym meczu było dla nich dość szczęśliwe. Ponieważ w rywalizacji z grającymi swoją koszykówkę Suns, mają bardzo małe szanse.
zdjęcia: yahoo.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz