sobota, 11 września 2010

Mistrzostwa Świata - dzień 13

Hiszpania – Słowenia  97:80

Słoweńcy na początku pierwszej kwarty objęli kilku punktowe prowadzenie i utrzymali je do końca pierwszej połowy. Dopiero w bardzo wyrównanej trzeciej kwarcie, Hiszpanie dogonili swoich rywali, a przed końcem udało im się przejąć prowadzenie i na czwartą kwartę wychodzili mając 2 punkty więcej. Jeszcze w połowie czwartej kwarty Hiszpanie prowadzili tylko 4 punktami i sprawa zwycięstwa pozostawała otwarta. Ale Hiszpanie nie dali szans swoim przeciwnikom i rozegrali fantastyczną końcówkę. Zanotowali serię 20-6, odskakując Słoweńcom na 18 punktów.  Kluczową rolę odegrały wtedy rzuty za trzy, najpierw dwukrotnie zza łuku trafili Llull, chwilę później Navarro. Ostatecznie Hiszpanie wygrali czwartą kwartę aż 33-18 i zapewnili sobie grę o piąte miejsce.

W drużynie Hiszpanii rewelacyjne spotkanie rozegrał Juan Carlos Navarro, zdobył 26 punktów (4/7 za trzy), z czego aż 23 w drugiej połowie. Do tego dołożył 7 asyst. Po 16 punktów zdobyli nieomylni Rudy Fernandez (7/7 z gry, 1/1 z wolnych) i Fran Vazquez (6/6 z gry, 4/4 z wolnych). Rezerwowy center Hiszpanii zaliczył również 3 bloki. Natomiast Felipe Reyes miał 9 punktów i 10 zbiórek.

Przegrywając z Serbią, Hiszpanie stracili szansę na obronę tytułu i w niedziele zamiast o złoto, będą walczyć z Argentyną o pozycję numer 5. Mecz Hiszpania-Argentyna mógłby być jednym z półfinałów, albo nawet finałem, a będzie to starcie zaledwie o piąte miejsce.

Najwięcej punktów dla Słowenii zdobyli Jaka Lakovic i Goran Dragic, po 19. Pierwszy z nich trafił 5 z 9 trójek, podczas gdy drugi spudłował wszystkie 5 rzutów zza łuku. Poza tym, Sani Becirovic miał 13 punktów, a Miha Zupan 11.


Argentyna – Rosja  73:61

To spotkanie również przez większość czasu było bardzo wyrównane i podobnie jak Hiszpanie, także Argentyńczycy zapewnili sobie zwycięstwo dopiero dzięki świetnej czwartej kwarcie. Jeszcze na niespełna 7 minut przed końcem spotkania, Rosja traciła do nich tylko 2 punkty. Ale finisz należał już wyłącznie do Argentyny, która zakończyła mecz serią 15-5. Całą kwartę wygrali 19-9, co zawdzięczają dwójce swoich liderów. Scola i Delfino przez ostatnie 10 minut gry łącznie zdobyli aż 17 punktów (Delfino 9, Scola 8). Dzięki temu, Argentyńczycy trochę poprawili sobie humor po bardzo dotkliwej porażce z Litwą i teraz zagrają z Hiszpanią o piąte miejsce.

Luis Scola po ostatnim słabym występie, wrócił do swojej świetnej dyspozycji i ponownie był najlepszym strzelcem drużyny z dorobkiem 27 punktów (58% z gry). Na swoim koncie miał jeszcze 6 zbiórek. Carlos Delfino zakończył mecz z 26 punktami, trafił 61.5% rzutów z gry, w tym 5 na 7 za trzy. Do tego dołożył 7 zbiórek, 3 asysty i 3 przechwyty. Reszta zawodników Argentyny zdobyła łącznie tylko 20 punktów, z czego połowa należała do Fabricio Oberto.

Dla Rosji najwięcej punktów zdobył Sergey Monya – 17 (5/7 za trzy), ale wszystkie zaliczył przed czwartą kwartą. Timofey Mozgov zanotował double-double: 10 punktów i 11 zbiórek. 10 punktów miał też Andrey Vorontsevich.

Rosja zagra dzisiaj ze Słowenią o siódme miejsce.

piątek, 10 września 2010

Airball spod kosza: Ron przestał być czarną owcą NBA

Ron Artest jest jedną z najbarwniejszych postaci w NBA. Ale jeszcze niedawno, ta barwność odnosiła się wyłącznie do jego wybryków, bójek, kłótni i dziwnych pomysłów. Nie był pozytywną postacią ligi, wręcz przeciwnie. Jego dotychczasowy wizerunek ukształtowała przede wszystkim słynna bójka w The Place. To właśnie faul Artesta spowodował ostrą reakcję Big Bena, przez co wszystko się zaczęło. Później Ron wbiegł na trybuny i zaatakował jednego z kibiców. Ostatecznie dostał najdotkliwszą karę spośród wszystkich uczestników tej bójki – zawieszenie do końca sezonu, na 73 mecze. A warto przypomnieć, że na samym początku tego straconego dla niego sezonu, Artest zamiast na grze, bardziej koncentrował się na swojej muzycznej karierze i nagraniu płyty. Rok później, w kolejnym sezonie, znowu długo nie grał, mimo że kara nałożona na niego dawno się zakończyła. Został umieszczony na liście nieaktywnych przez Pacers, po tym jak zażądał transferu. Natomiast na początku minionego sezonu, Ron w jednym z wywiadów przyznał, że będąc w Bulls, podczas przerw w meczach zamiast Gatorade, pił Hennessy. To tylko bardzo mały wycinek z bogatej historii wybryków Artesta. Przez lata był to przede wszystkim zawodnik sprawiający mnóstwo problemów, zarówno na parkiecie jak i poza nim.

Kiedy rok temu przychodził do Los Angeles, wielu uważało, że swoim zachowaniem bardziej zaszkodzi niż pomoże obrońcom tytułu. Ostatecznie jednak Artest przez cały sezon nie sprawiał problemów, a w decydującym meczu numer 7 odegrał kluczową rolę. Trafił bardzo ważną trójkę, mimo że przez całe playoffs miał problemy ze skutecznością z dystansu. Zdobył swój pierwszy tytuł i stał się najbardziej pozytywną postacią mistrzowskiej drużyny. Nikt w LA nie cieszył się z tego zwycięstwa tak jak on. Jego radość świetnie było widać podczas niezapomnianej konferencji prasowej. Świętując ten sukces, nawet kilka godzin później w klubie, cały czas był w swojej koszulce meczowej. Poza tym, zaraz po podziękowaniach dla rodziny, dziękował swojemu psychiatrze (a dokładnie Pani psychiatrze). Wiadomo, że od dawna miał problemy ze sobą, ale praca z psychoterapeutką przyniosła widoczne efekty i Ron nauczył się kontrolować swoje emocje. Teraz wykorzystuje to doświadczenie i swoją sławę, pomagając w promocji zdrowia psychicznego. Natomiast jego ostatnim pomysłem jest oddanie mistrzowskiego pierścienia. Ma zamiar przekazać go na licytację, a pieniądze uzyskane z jego sprzedaży przeznaczyć na cele charytatywne.
Wiemy przez co przeszedł, wielu z nas śledziło jego karierę od samego początku. Jeszcze kilka lat temu był wrogiem numer 1 w całej NBA, tak jak teraz Arenas. Kto mógł wtedy przewidzieć, że Ron będzie w stanie pomóc drużynie zdobyć mistrzostwo. Bardziej prawdopodobne było, że swoim zachowaniem rozbije kolejny zespół, pozbawiając go szans na walkę o tytuł. Ale teraz możemy już zapomnieć o jego dawnych problemach. Teraz jest on mistrzem. Jest człowiekiem, który wiele przeszedł, ale poradził sobie ze swoim problemami i dotarł na szczyt. Nie było łatwo, długo na to czekał, ale się udało. A do tego, Ron potrafi się tym sukcesem dzielić i pamięta o sowich korzeniach... Say Queensbridge! Dlatego stał się bardzo pozytywną postacią.

Mistrzostwa Świata - dzień 12

USA – Rosja  89:79

To był już zupełnie inny mecz dla Amerykanów niż pojedynek z Angolą. Było wiadomo, że Rosja to wymagający przeciwnik i trzeba na nich uważać. Potwierdził to początek spotkania i pierwsza kwarta zakończyła się remisem. W drugiej nadal bardzo dobrze radzili sobie Rosjanie i na niespełna 5 minut przed końcem uzyskali 5-punktowe prowadzenie. Krzyzewski wziął wtedy czas, po czym jego drużyna ruszyła do ataku. Amerykanie zanotowali serię 12-0, którą zakończyły 4 punkty Iguodali. Dzięki temu, na przerwę schodzili mając 5 punktów więcej. Nie była to jak na nich znacząca przewaga, ale było widać, że powoli się rozkręcają, co potwierdzili w trzeciej kwarcie, kluczowej dla losów meczu. Przez pierwsze minuty drugiej połowy Rosjanie jeszcze utrzymywali kontakt, ale w końcu Amerykanom udało się uciec. Zanotowali serię 15-5 uzyskując 15-punktowe prowadzenie. Decydującą rolę podczas tego runu odegrał Westbrook. W przeciągu nieco ponad 2 minut przechwycił 3 piłki i zdobył 7 kolejnych punktów. Rozgrywający Thunder dobrze rozpoczął także czwartą kwartę, od akcji and 1, która dała jego drużynie 17 punktów przewagi. Amerykanie przejęli kontrolę nad spotkaniem i już do końca nie pozwolili swoim rywalom zbliżyć się bardziej niż na 10 punktów.

Tak jak można było oczekiwać, Amerykanie przegrali rywalizację na desce z wyższymi Rosjanami. Ostatecznie mieli 8 zbiórek mniej, chociaż na atakowanej tablicy zebrali 2 piłki więcej. Najsilniejszą broną USA okazała się skuteczna defensywa, która zmusiła Rosjan do 18 strat (14 przechwytów Amerykanów). W rezultacie, zdobyli po stratach rywali 20 punktów, a ich przeciwnicy zaledwie 2. Podobnie różnica wyglądała przy punktach z kontry, 22-2 dla reprezentacji USA.

W drużynie USA błyszczał wczoraj Durant, który zanotował swoją najwyższą zdobycz na tym turnieju. Zdobył 33 punkty trafiając 58% rzutów z gry, do tego dołożył 5 zbiórek i 2 przechwyty. 15 punktów (4/8 za trzy) i 5 asyst miał Billups, a 12 punktów i 3 przechwyty zaliczył Westbrook. Odom natomiast spudłował 5 z 7 swoich rzutów (6pts), ale skutecznie walczył pod tablicami zbierając ostatecznie 12 piłek, z czego 5 w ataku.

To była dla Amerykanów dobra rozgrzewka przed pojedynkiem z Litwą. Litwini zaprezentowali fantastyczną grę w meczu z Argentyną, a podczas przygotowań ograniczyli Amerykanów do zaledwie 7 punktów w pierwszej kwarcie. Dlatego w półfinale reprezentację USA czeka bardzo trudne spotkanie i będzie to prawdziwy sprawdzian ich siły.

Najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem Rosji był Andrey Vorontsevich, który mógł pochwalić się osiągnięciem double-double w drugim meczu z rzędu: 14 punktów i 12 zbiórek. Najlepszym strzelcem był Sergei Bykov z dorobkiem 17 punktów. Natomiast Timofey Mozgov świetnie rozpoczął mecz i już w pierwszej kwarcie zdobył 9 punktów, jednak ostatecznie miał ich tylko 13.


Litwa – Argentyna  104:85

Faworytem tego meczu byli Argentyńczycy. Nie tylko są oni na pierwszym miejscu w rankingu FIBA, ale też rewelacyjnie zagrali pokonując we wspaniałej rywalizacji Brazylię. Do tego, w ich szeregach jest najlepszy strzelec turnieju – Luis Scola, który 2 dni wcześniej zdobył niesamowite 37 punktów. Litwini co prawda przystępowali do tego spotkania z kompletem 6 zwycięstw (Argentyna miała jedną porażkę z Serbią), ale mało kto widział ich w roli zwycięzców.

Naprzeciw siebie stanęły dwie bardzo silne drużyny, dlatego oczekiwaliśmy meczu porównywalnego do spotkań Argentyna-Brazylia czy Serbia-Hiszpania.  Było jednak zupełnie inaczej.

Litwini od samego początku zaprezentowali grę na najwyższym poziomie. Fantastycznie bronili i z niesamowitą skutecznością egzekwowali swoje ataki. Pokazali mistrzowską koszykówkę. Kiedy objęli prowadzenie 17-10, można było jeszcze oczekiwać, że zaraz Argentyńczycy odpowiedzą skuteczną serią i odrobią straty. Ale to był początek rozstrzeliwania Argentyny przez litewską strzelbę. Litwini zakończyli pierwsza połowę mając przewagę aż 20 punktów. Zupełnie rozbili sowich przeciwników i nie dali im żadnych szans. W pierwszej połowie kluczową rolę odegrały rzuty zza łuku. Reprezentanci Litwy trafili swoje pierwsze 8 trójek, podczas gdy Argentyńczycy w pierwszej połowie spudłowali wszystkie 9 prób. Przez pierwsze 20 minut tego spotkania Litwa trafiła 59% swoich rzutów z gry, podczas gdy Argentyna tylko 36%.

Litwa z każdą kwartą powiększała swoje prowadzenie. Pierwszą wygrali 10 punktami, tak samo drugą, w trzeciej również nie zamierzali odpuszczać, chcąc przypieczętować swój awans do półfinałów i zdobyli w niej 12 punktów więcej. Przed czwartą kwarta było 85-53 i zszokowani Argentyńczycy byli już pewni, że po raz pierwszy od 2000 roku nie znajdą się w najlepszej czwórce turnieju, w którym występują.

Ostatecznie aż 7 zawodników zdobyło dla Litwy ponad 10 punktów. Najwięcej miał Simas Jasaitis – 19, on też trafił najwięcej trójek (4/7) dla swojej drużyny. Linas Kleiza miał 17 punktów i 9 zbiórek. Po 16 punktów zanotowali Martynas Pocius i Tomas Delininkaitis (11 w pierwszej połowie). Paulius Jankunas do swoich 12 punktów dołożył 7 zbiórek i 5 asyst, podobnymi osiągnięciami mógł pochwalić się również Mantas Kalnietis (12pts, 5reb, 5ast). I jeszcze 12 punktów zdobył Jonas Maciulis.

W drużynie Argentyny zupełnie zawiódł Scola. Był bardzo skutecznie kryty przez Litwinów, którzy nie pozwolili mu na łatwe pozycje rzutowe. W rezultacie, lider Argentyny w pierwszej połowie trafił tylko 3 z 10 rzutów z gry, a cały mecz zakończył mając 5 celnych rzutów na 16 oddanych. We wcześniejszych 5 meczach za każdym razem zdobywał co najmniej 30 punktów, wczoraj przeciwnicy pozwolili mu tylko na 13. Najlepszym strzelcem Argentyny był natomiast Carlos Delfino. Zdobył ostatecznie 25 punktów, jednak większość z nich w drugiej połowie, kiedy losy meczu były już rozstrzygnięte. W pierwsze zanotował 8 (4/10 z gry). Dwucyfrowy dorobek punktów miał jeszcze Hernan Jasen – 11.

czwartek, 9 września 2010

1000xNBA (17): USA 1994

Skład reprezentacji USA na Mistrzostwach Świata 1994 rozgrywanych w Kanadzie, w których Amerykanie zdobyli złoty medal:

Derrick Coleman
Joe Dumars
Kevin Johnson
Larry Johnson
Shawn Kemp
Dan Majerle
Reggie Miller
Alonzo Mourning
Shaquille O'Neal
Mark Price
Steve Smith
Dominique Wilkins


(Tim Hardaway, Isiah Thomas - kontuzjowani)

trener: Don Nelson

Mistrzostwa Świata - dzień 11

Serbia(6-1) - Hiszpania(4-3) 92:89

Serbowie tym zwycięstwem zrewanżowali się Hiszpanom za porażkę w finale Mistrzostw Europy 2009 (85:63). Wygrali w ostatnich sekundach z Argentyną, Chorwacją (rzut wolny Rasica), a teraz o zwycięstwie z obrońcami tytułu zdecydował cudowny rzut Teodosica z 9-10 metra. Turcy muszą uważać w końcówce meczu.

Już pierwsza kwarta pokazała, że będzie to mecz zacięty. W barwach Hiszpanii raz za razem punktował Juan Carlos Navarro (13 pkt w 1 kwarcie), a wśród Serbów dominował duet Velickovic(10 pkt) i Bjelica (11pkt, do którego prawa ma niestety... David Kahn). Tą część spotkania wygrała Serbia, jak i drugą kwartę, gdzie zawodnikom z Bałkan udało się odskoczyć w końcówce na 8 punktów, co było sporą zaliczką.

Zaraz po przerwie obrońcy tytułu zanotowali run 10:0 i wyszli na chwilowe prowadzenie. Nie odskoczyli jednak przeciwnikowi głównie dzięki dwóm faulom ofensywnym na które złapał Hiszpanów Teodosic. Czwartą, decydującą kwartę Serbowie rozpoczęli z 5-punktowym prowadzeniem. Na jej początku błysnął Savanovic, zdobywając w 3 minuty 7 punktów i wyprowadzając na 7 minut przed końcem swoją reprezentację na 8 punktów przewagi. Rywale głównie dzięki świetnej grze Navarro nawiązali jeszcze walkę w końcówce. Najlepszy strzelec Hiszpanii zdobył 9 punktów w ostatniej kwarcie oraz świetnym podaniem otworzył drogę do kosza Marcowi Gasolowi. Młodszy z braci Gasol doprowadził do remisu 89:89. Na zegarze zostało 25 sekund do końca meczu, piłkę dostał Teodosic, i zrobił coś takiego:


Teodosic na swoim koncie zaliczył 12 punktów, 8 asyst i 5 zbiórek. Przed tym rzutem trafił zaledwie jeden rzut na siedem zza łuku. Bjelica dorzucił 14 pkt, Keselj 17 pkt(5/6 za 3!), Savanovic 15 pkt, Velickovic 17 pkt. Krstic otarł się o double-double notując 9 zb i 13 pkt. Jak widać Serbia ma naprawdę wielu graczy, którzy mogą zdecydować o przebiegu spotkania.
Wśród Hiszpan nie zawiódł Navarro (27pkt, 5ast) i Garbajosa(18pkt, 6zb). Fernandez mimo 15 pkt miał aż 0/5 za trzy, Rubio tylko 3 punkty i 3 asysty. Marc Gasol miał 13 punktów, i tylko 5 zbiórek. Nie był w stanie zastąpić swojego starszego brata. Doskonale widać, ile znaczył Pau dla tej kadry.

Turcja(7-0) - Słowenia(5-2) 95:68

Drugi ćwierćfinał nie był tak wyrównany jak wcześniejsze spotkanie. Turcy szybko odjechali Słoweńcom, nie dając im żadnych szans. Na koniec 3 kwarty na tablicy widniał wynik 71:43, dzięki czemu dłużej pograli rezerwowi, tym samym oszczędzając siły najlepszych graczy, takich jak chociażby Ersan Ilyasova. Ostatecznie Słowenia przegrała 95:68, dochodząc bardzo daleko, bo aż do ćwierćfinałów MŚ.

W barwach Turcji bardzo dobre spotkanie rozegrał Ersan Ilyasova. Zdobył 19 punktów i 5 zbiórek. Turkoglu dodał 10 punktów i 7 asyst?! W Słowenii przyzwoicie zagrał Nachbar i Becirovic, obaj mieli po 16 punktów. Słabo zagrał Dragic, mając zaledwie 5 punktów i 2 asysty. Fani Słowenii na pewno wymagali od niego więcej po świetnych występach Z Phoenix Suns w playoffs.

środa, 8 września 2010

Co z ta Polską?


Długo zbierałem się do napisania paru gorzkich słów na temat naszej reprezentacji, i ogólnie polskiej koszykówki. Ciężko mi o tym pisać, sporo się tego nazbierało przez całe eliminacje, a do tego sam miałem/mam okazję grania w rozgrywkach pod szyldem PZKosz. Oby się uzbierało tego więcej niż parę linijek.

Zacznę od początku. Na Eurobaskecie w Polsce nie zdołaliśmy awansować do pierwszej 8. Z różnych przyczyn, które tu pominę. Kolejnym celem były eliminacje do Eurobasketu na Litwie w 2011, ale już z nowym szkoleniowcem. Muli Katzurin poszedł w odstawkę. I kogo nasz związek wybrał? Igora Griszczuka. Szkoleniowca bez jakichkolwiek sukcesów na arenie międzynarodowej, prowadzącego Anwil Włocławek, bardzo dobry zespół jak na nasza ekstraklasę, bardzo przeciętny jak na rozgrywki europejskie. Było wiadomo, jak prowadzi Anwil, że jest bardzo impulsywny, słabo reaguje na wydarzenia na boisku, stosuje schematyczną rotację. Oczywiście warunkiem pozostania na stanowisku był awans. Czemu nie wybrano prawdziwego fachowca, z nazwiskiem? Związek zasłania się problemami finansowymi oraz niechęcią samych fachowców do funkcji selekcjonera. Chwila, zastanówmy się. Problemy finansowe? Związek zarobił na Eurobaskecie, więc gdzie są te pieniądze? Oszczędza się na wyjazdach seniorskiej reprezentacji, na szkoleniowcu, na szkoleniu młodzieży, na rozgrywkach, na reklamie i promowaniu basketu. To gdzie są te pieniądze? Wszystko zostało wpakowane w "Szkołę trenerów"? Niechęć szkoleniowców? Bo nikt w PZKoszu nie myśli o tym, by wybrać szkoleniowca na dłużej. By przez kilka lat nad kadrą seniorską i młodzieżowymi czuwał ktoś z pomysłem, ktoś z wizją, którą powoli, powolutku zrealizuje. Ale jak się już uda, będzie to wejście na salony na stałe. Nie na chwilę. PZKosz chodzi tutaj o utrzymywanie fikcji, że wszystko jest OK w związku, że jest coraz lepiej w polskiej koszykówce, a krytycy to idioci bez jakiejkolwiek wiedzy. Jest parcie na jakikolwiek sukces, bo czymś muszą się zasłaniać. Nie ma sukcesu - jest wina szkoleniowca, graczy. Stały schemat. Trener Griszczuk miał być autorytetem dla takich graczy jak Maciej Lampe, Marcin Gortat, Michał Ignerski, Łukasz Koszarek. Miał być.

Dobór kadry. Oczywiście trener Griszczuk nie mógł przewidzieć, że Szubarga, Chyliński i Łapeta złapią kontuzje. Z listy 18 graczy, jaką dostała FIBA, powołano:
-PG: Koszarek, Szubarga, Śnieg
-SG: Berisha, Chyliński, Kikowski, Zamojski, Chanas
-SF: Kelati, Majewski, Białek, Kostrzewski (Kelatiego uznałem za SF ze względu na starty w s5 jako SF)
-PF: Lampe, Dylewicz, Stelmach
-C: Gortat, Łapeta, Hrycaniuk
pogrubieni zostali gracze powołani na pierwszy mecz kwal. ME, vs Gruzja

Pozycja rozgrywającego wydawała się obstawioną pozycją w kadrze. Szubarga i Koszarek to naprawdę dobrzy gracze, a młody Śnieg został powołany niejako w nagrodę za dobry pierwszy sezon na ekstraklasowych parkietach. Kontuzja tego pierwszego popsuła rotację na całym obwodzie. Pierwsze pytanie - dlaczego Śnieg nie był przy kadrze, albo jako ten 13 gracz podróżujący z kadrą, ale nie grający, bądź w 12 za Zbigniewa Białka, który w eliminacjach nie zagrał ANI minuty (Białek ma 28 lat i młodym talentem od dawna już nie jest). Czyż nie lepiej było mieć przy sobie młodego, utalentowanego rozgrywającego? Drugie pytanie - dlaczego wśród tych pięciu powołanych SG nie było żadnego, który ewentualnie mógłby grać jako PG - combo guard (SG/PG), jeśli Griszczuk nie chciał w kadrze mieć Śniega? Nie wierzę, że w Polsce nie ma ani jednego takiego gracza (wybaczcie mi, ale moja wiedza o polskich graczach i rozgrywkach jest mocno ograniczona, stale to nadrabiam).

Najsłabszą naszą pozycją było SG. Berisha/Chyliński nie mogli zapewnić minut na takim poziomie, jakiego tego wymagały kwalifikacje. Pomysł z Kelatim schodzącym na 2 byłby dobry, gdybyśmy zaraz za nim na SF w rotacji mieli jednego, porządnego zawodnika. W środku eliminacji pierwszym wchodzącym z ławki był Łukasz Majewski, zawodnik typowo defensywny (choć i tu się nie wykazywał, 1 przechwyt i 0 bloków łącznie w kwalifikacjach). Czy naprawdę w Polsce brakuje nam doświadczonego, punktującego gracza z pozycji 2/3 (nie licząc Ignerskiego)? Berisha to utalentowany ofensywnie gracz, który nie zasługiwał na aż średnio 24.4 minuty na mecz, jednak w rotacji powinien być.

SF. Kelati jako starter to solidny gracz. W alternatywnym świecie bez kontuzji, czekałoby go koło 30 minut na tej pozycji, funkcjonując jako spot-up shooter. Za nim wchodzący Majewski, dający mu parę minut wytchnienia. Tu powstaje problem podczas tych 10 minut. Jakkolwiek nie zestawić lineupu, na pozycji SG i SF bez Kelatiego, dostajemy duet słaby. Berisha/Majewski to błysk w ataku tego pierwszego (niestety wszystko co zyskiwaliśmy w ataku dzięki niemu, traciliśmy w obronie) i nieporadność tego drugiego, a w defensywnie mamy słabego obrońcę/przeciętnego obrońcę (Majewski według mnie nie jest dobrym defensorem, ale może to tylko moje zdanie). Chyliński (Chanas)/Majewski to podobna historia. 10 słabych minut. Ale po kontuzji Szubargi i z nieporadnością Griszczuka z zastąpieniem Koszarka, tak by dać mu parę minut odpoczynku, rola Tomka Kelatiego się zmieniła. Rotacja na obwodzie także. Zaczynaliśmy mecz na obwodzie Koszarek/Berisha/Kelati, po czym przechodziliśmy do Koszarek/Chanas/Majewski (Dylewicz/Hrycaniuk), a potem zamiast Koszarka wchodził Kelati. W rezultacie, cały jego potencjał ofensywny zatraciliśmy przez asygnowanie go na boisko jako rozgrywającego. Obwód wtedy prezentował się Kelati/Berisha/Majewski. Tym samym, Łukasz Majewski został 6th manem. Zawodnik stricte defensywny był naszym pierwszym wchodzącym z ławki, dobry żart Igor.

Pozycja PF przed eliminacjami była pewna. Lampe jako starter, Dylewicz zaraz za nim. Nie spodziewałem się, że Maciej aż tak dojrzał przez ten rok. Może jeszcze jego selekcja rzutowa nie jest odpowiednia, może gra falami, ale w obronie znacznie się poprawił, często idzie na deskę, i grając koło Marcina Gortata był 5 zbierającym eliminacji (7.6 reb per game). To on był liderem tej reprezentacji, i zagrał tylko jeden słaby mecz (ostatni, vs Belgia). Dylewicz robił co mógł, by zaistnieć w rotacji na dłużej. Jednak jak to zrobić, gdy nie ważne jak się gra, a i tak się schodzi po paru minutach? Parę razy widzieliśmy go naprawdę złego, gdy schodził z boiska. Grał 9 minut na mecz i mam wrażenie, że czasami moglibyśmy grać rotacją Lampe (Dylewicz)/Gortat (Lampe), bez Hrycaniuka. Na te parę minut, gdy Marcin musiał odpocząć, a Maciej już był świeży, oczywiście nie w crunch-timie. Przy dobrych zmianach (sorry Igor) nie byłoby to problemem (wykluczając spotkania z dominującym centrem vide Gruzja).

C. To przede wszystkim Marcin Gortat i Marcin Gortat. Za nim w rotacji, a raczej poza nim, miał być ktoś z pary Hrycaniuk/Łapeta. Wejście na zaledwie parę solidnych minut, po czym ponowne zejście na ławkę. Dobór składu był oczywisty.

Polska ławka zdobywała średnio na mecz 13.4 pkt (co i tak zawyżone jest przez 32 punkty w łatwym zwycięstwie z Portugalią u siebie, nie licząc tego jest 10.7pkt), z dwóch powodów. Człowiekiem, który dostawał najwięcej minut z ławki był defensywny Majewski, a rotacja stosowana przez Griszczuka była wąska, schematyczna, a sami zmiennicy dostawali mało minut. To daje efekty na krótką metę. Jednak na 8 spotkań, długie podróże rozciągnięte zaledwie na 3 tygodnie z kawałkiem, to nie mogło poskutkować. Taka rotacja także powoduje zgrzyty w szatni, problemy z dobrą chemią. Niedocenieni role-playerzy to niezadowoleni role-playerzy.


Nie wiem, czy widzieliście blog prezesa PZKosz, Romana Ludwiczuka (klik). W jednej z notek wspominał, jak to Polska na tle naszych przeciwników ma świetną organizację. Coś chyba było jednak nie tak, jeśli na wyjeździe ani razu nie wygraliśmy. Polska kadra musiała lecieć zwykłymi, rejsowymi samolotami, nie czarterami. Może się okazać, że zaoszczędzenie tych parudziesięciu tysięcy może przynieść większe straty niż ktokolwiek się spodziewał (brak awansu na ME "wpis powstał przed newsem, że Polska jednak jedzie na ME"- przyp.red). Pan prezes lubi się porównywać do takich koszykarskich "potęg" jak Belgia czy Portugalia. Szkoda, że nie staramy się dorównać tym najlepszym. Dla takich facetów jak Gortat i Lampe (obydwaj powyżej 2.10m) lot takim samolotem, później przesiadka w autobus, w międzyczasie czekanie bez snu to naprawdę udręka. To może mieć efekt. Pamiętam, jak świeżo po trasie Warszawa-Wrocław mieliśmy grać, ja z moją drużyną, z gospodarzami turnieju. Oczywiście przegraliśmy, choć byliśmy faworytami. Skutki podróży PKP, niewyspanie, zmęczenie po podróży dało się we znaki. 2 wygrane na wyjeździe, z Portugalią i Belgią dałyby nam awans z pierwszego miejsca.

PZKosz jako związek jest nieporadny. Był Eurobasket, prezent z nieba, ale czy wykorzystany? Chyba każdy z nas wie jaka jest odpowiedź na to pytanie. Marcin Gortat dostał się do NBA, i nie tylko figuruje w szerokim składzie, ale GRA. I to w drużynie, która jest jedną z mocniejszych w NBA. Dla każdego innego kraju, taki gracz byłby darem. Do tego ten gracz to rzadki, defensywny center. Lubiący kontakt z mediami, i mam czasami wrażenie, że bardziej pracujący nad promocją koszykówki w Polsce niż związek i osoby w nim odpowiedzialne za jego promocję w kraju (jeśli takowe są). W Okręgowych Związkach Koszykówki dalej możemy napotkać panów pamiętających jeszcze głęboki komunizm, lecz nie jako relikt, a jako ważnych działaczy. Oczywiście jakiekolwiek odsadzenie ich od korytka jest bardzo ciężkie. Mamy (a raczej nie mamy) skandaliczne szkolenie młodzieży. Ostatnim "sukcesem" Związku jest utworzenie jedynej na cała Polskę Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Cetniewie. Co oznacza, że 4 słabo działające SMS-y związek zamienił na jeden. Gratulacje. Zasady rozgrywek młodzieżowych są co roku zmieniane, pieniędzy dla małych klubów nie ma. Zawodnicy często kończą grać, bo nie widza sensu w dalszej grze. Od małego walczy się o sukcesy w młodzieżowej koszykówce, przez co zapomina się o rozwoju tych graczy. Słyszałem o mnóstwie świetnych chłopaków w wieku 14-16 lat, którzy wchodząc powoli w koszykówkę seniorską znikają. PZKosz nie ma jakiejkolwiek wizji rozwoju dyscypliny w kraju. Rozgrywki są tak żałośnie pokazywane, z komentarzem panów, którzy pamiętają debiutującego Wójcika, a o koszykówce wiedzą tyle, co przez 20 lat widzieli podczas komentowanych meczy. Teraz, podczas MŚ słuchanie niejakiego pana Łabędzia (czy jak mu tam) to katorga. Do pewnego czasu to śmieszne, słuchając jego nieporadnego komentarza. Mam wrażenie, że im się bardzo nie chce. Są wyprani z emocji podczas spotkań. Jakość transmisji jest taka sama od wielu lat (pamiętam, że jak byłem mały, to była bardzo podobna). Produkt, jakim jest koszykówka polska, jest nieatrakcyjny. A mając za prezesa Romana "Odnowiciela" Ludwiczuka jest po prostu brzydka, nieporadna i słaba.

Awans na MŚ 2011 bocznymi drzwiami. Czasowo się rozciągnęło pisanie tego małego artykuliku, więc dopiero teraz dopisuje ten mały fragment o "awansie". Jak przeczytałem o tym, bardzo się zesmuciłem. To jedna z najgorszych wiadomości dla polskiej kadry. Co ona oznacza? Że polscy działacze mogą osłaniać się tym "sukcesem". Bo powiedzmy sobie szczerze, PZKoszem potrzeba wstrząsnąć. To istna Stajnia Augiasza, której potrzeba kogoś z wizją jako prezesa. Znającego się na dyscyplinie, mającego wpływy i jaja, by wywalić połowę działaczy. Odmłodzić kadrę, wprowadzić do związku zasady, czystość, przejrzystość, nowoczesność, ludzi z odpowiednim wykształceniem, pasją. To brzmi tak nierealnie, ale kto wie.
Osobiście wolę, by polska kadra nie zagrała nawet na ME 2011 i by zrobiono w PZKoszu generalne porządki, niż byśmy zagrali, a później w kolejnych spotkaniach przegrywali z takimi potęgami jak Portugalia.

Mistrzostwa Świata - dzień 10

Argentyna – Brazylia  93:89

Argentyńczycy i Brazylijczycy wynagrodzili nam bardzo jednostronne i pozbawione emocji mecze w poprzednich dwóch dniach i wczoraj byliśmy świadkami fantastycznego spotkania, najlepszego na tych Mistrzostwach.

Od pierwszych minut było widać, że obie strony są świetnie dysponowane i dla obu liczy się tylko zwycięstwo. Po pierwszej kwarcie był remis. W drugiej, minimalne prowadzenie uzyskali Argentyńczycy, ale 6 punktów zdobytych przez Marcelo Huertas'a w ostatniej minucie, sprawiło, że to Brazylijczycy do szatni schodzili z 2-punktową przewagą. Przez większość trzeciej kwarty Brazylia utrzymywała prowadzenie, ale tuż przed jej zakończeniem Argentyna doprowadziła do remisu. Przed rozpoczęciem czwartej kwarty było po 66. Ostatnie 10 minut spotkania było niezwykle wyrównane. Na tablicy wyników było w tym czasie 9 zmian prowadzenia i 4 remisy. O ostatecznym sukcesie Argentyny przesądził najlepszy strzelec tego turnieju Luis Scola.

Lider Argentyny w czwartej kwarcie zdobył w sumie 12 punktów, trafiając wszystkie swoje rzuty. Ale najbardziej imponujące jest to, że do niego należało 10 z ostatnich 12 punktów Argentyńczyków. To on na 24 sekundy przed końcem trafił z półdystansu dając swojej drużynie 5-punktowe prowadzenie, co właściwie przesądziło o ich wygranej. Trzeba jeszcze dodać, że chwilę wcześniej wymusił błąd Barbosy i przechwycił piłkę. Natomiast na sekundę przed końcem przypieczętował awans swojej drużyny do ćwierćfinałów, wykorzystując oba wolne.

Scola rozegrał fenomenalne spotkanie. Mając takiego zawodnika na boisku, Argentyna może zapomnieć, że w ich składzie nie ma Ginobili'ego. Ostatecznie gracz Rockets zdobył imponujące 37 punktów (wyrównany rekord tych Mistrzostw), trafiając 70% rzutów z gry i 8 z 9 wolnych. Do tego dołożył 9 zbiórek, 3 asysty i 2 przechwyty.

Brazylia też miała swoją gwiazdę. Huertas już w pierwszej połowie zdobył 18 punktów, a w czwartej dołożył 10. Na 2 minuty przed zakończeniem spotkania, kiedy Argentyna miała 6 punktów przewagi, co jak na ten bardzo wyrównany mecz było już dużą przewagą, Huertas zmniejszył straty trafiając za trzy. Natomiast w samej końcówce, próbując jeszcze desperacko dogonić rywali, trafił trójkę na 1.9 sekundy przed końcem i było 89-91. To dało Brazylijczykom jeszcze nadzieje, które pogrążył Scola na linii rzutów wolnych.

Huertas zakończył mecz z dorobkiem 32 punktów. Jego skuteczność z gry wyniosła 62.5%, w tym zza łuku trafił 4 z 8 rzutów, natomiast na linii rzutów wolnych nie pomylił się ani razu na 8 prób. Warto dodać, że pod względem strzeleckim jego wcześniejszy najlepszy występ to 10 punktów w pierwszym spotkaniu Mistrzostw.

W drużynie Argentyny bardzo dobrze zagrał również Carlos Delfino, zdobył 20 punktów (4/7 za trzy). Natomiast Hernan Jasen miał 15 punktów, z czego 8 zaliczył w czwartej kwarcie. Rozpoczął on ostatnie 10 minut spotkania od trafienie dwóch trójek z rzędu, dzięki czemu Argentyna szybko doganiała Brazylię, która wyszła na 6-punktowe prowadzenie po akcjach Barbosy.

Leandro Barbosa w pierwszej minucie czwartej kwarty trafił dwie trójki, ale później nie był już tak skuteczny i do końca meczu dołożył tylko jeden punkt z linii. Do tego, na 44 sekundy przed końcem, kiedy Brazylia przegrywała 3 punktami, Barbosa stracił ważną piłkę, przez co Argentyńczycy mogli powiększyć swoje prowadzenie. Ostatecznie zdobył 20 punktów (5/9 za trzy).
Po 10 punktów zanotowali Tiago Splitter (miał też 5 zbiórek) i Marcelinho Machado. Anderson Varejao zakończył spotkanie z dorobkiem 7 punktów i 5 zbiórek.

Na koniec trzeba jeszcze zwrócić uwagę na niesamowitą skuteczność rzutów zza łuku obu stron. Argentyńczycy trafili 11 trójek na 18 prób (61%), a Brazylijczycy 12 z 24 (50%).

Teraz Argentynę czeka zapewne równie zacięty mecz w ćwierćfinale z Litwą.


Litwa – Chiny  78:67

Spotkanie świetnie rozpoczęli Chińczycy i po kilku minutach prowadzili 16-5. Litwini rozkręcili się dopiero w drugiej kwarcie, kiedy zanotowali serię 16-2. Kluczową rolę podczas tej serii odegrał Mantas Kalnietis, którego trójka rozpoczęła run, a w sumie zdobył on połowę z tych 16 punktów. Dzięki temu Litwini objęli prowadzenie, ale swoim przeciwnikom uciekli dopiero pod koniec trzeciej kwarty. Zakończyli ją serią 16-3, co dał im znaczące 13 punktów przewagi przed ostatnimi 10 minutami gry. W czwartej kwarcie Chińczycy zbliżyli się na 5 punktów, ale Litwa mogła liczyć na swojego lidera. Linas Kleiza trafił wtedy 5 kolejnych rzutów z gry, na co Chińczycy odpowiedzieli tylko 3 punktami z wolnych. W sumie, czwartej kwarcie Kleiza zdobył 13 z 14 punktów całej drużyny i to on zapewnił im awans do ćwierćfinału.

Kleiza rozegrał fantastyczny mecz, zdobył 30 punktów (64% z gry) i zebrał 9 piłek. Martynas Gecevicius dołożył 14 punktów, a  Kalnietis 11 punktów i 5 asyst.

W drużynie Chin najlepiej zaprezentował się Liu Wei, który zdobył 21 punktów. Yi Jianlian zanotował 12 punktów, 11 zbiórek i 2 bloki. Natomiast Wang Zhizhi miał 11 punktów i 7 zbiórek.

wtorek, 7 września 2010

Mistrzostwa Świata - dzień 9

USA(6-0) - Angola(2-4) 121:66

W 1/8 Mistrzostw Świata USA wygrała z Angolą. To naprawdę śmieszne, że takie drużyny wpuszcza się do rundy pucharowej, dla mnie 1/8 to już mecze o COŚ. Jeśli o coś, to też na jakimś poziomie, a nie spotkania, które kończą się +55pkt. Było to kolejne spotkanie, w którym Coach K dał wszystkim pograć w podobnym wymiarze czasowym. Od początku do końca jego podopieczni prowadzili i stale powiększali przewagę, nie dając się podnieść przeciwnikowi z desek jak reprezentacja Polski. Durant przywitał się z Angolańczykami rzucając im w pierwszej kwarcie 12 pkt(właściwie to w 7 minut). Amerykanie pierwszy raz na tym turnieju mieli zaledwie 5 strat i aż 30 asyst przy 41 rzutach. Jak na koszykówkę europejską to naprawdę coś. To dobry prognostyk na kolejne spotkania w fazie pucharowej. Lamar Odom był bliski double-double, mając 9 punktów i 8 zbiórek, Gordon rzucił z ławki 17 pkt mając 5/6 zza łuku. W barwach Angoli błysnął Joaquim Gomes, zdobywca 21 punktów. Kolejnym przeciwnikiem USA będzie Rosja, uczestnik drugiego meczu w 1/8 Mistrzostw Świata. Nie będzie to kolejny łatwy mecz dla Amerykanów. Rosjanie w swoich szeregach mają chociażby Mozgova, Monye i Kauna.

Rosja(5-1) - Nowa Zelandia(3-3) 78:56

Chciałbym kiedyś zobaczyć polską reprezentację wygrywającą 3 mecze w fazie grupowej na MŚ i awansującą do 1/8 finału, gdzie Nowozelandczycy, wciąż zaskakujący mnie, łatwo wygrać Rosjanom nie dali. Do pierwszej połowy Rosja wygrywała zaledwie 31:27 i żaden z jej zawodników nie brylował na parkiecie. Zmotywowani rozmową w szatni Rosjanie wyszli na trzecia kwartę skupieni, co zaowocowało odskoczeniem rywalowi na 11 pkt. Świetnie z ławki grał Ponkrashov(9pkt i 7ast), a duet podkoszowych, Mozgov(16pkt,7zb) i Vorontsevich(18pkt,11zb) ostatecznie przypieczętował porażkę Nowej Zelandii. Kirk Penney tym razem zagrał słabiej, rzucając na słabym procencie (38%), mimo to miał 21 pkt. Rosja teraz musi przygotować się na dobrze grającą USA. Przed ich trenerem stoi zadanie wyłapania wszystkich wad Amerykanów(strefa, mnóstwo głupich strat, problem z half-court offense) i wypunktowania ich w długiej walce.

Plotki transferowe: Blazers jeszcze nie rozmawiali z Knicks

Frank Isola z New York Daily News podał, że Donnie Walsh niedawno odrzucił propozycję trójstronnej wymiany z Blazers i Pacers. W jej ramach Knicks mieli wysłać Anthony'ego Randolpha do Indiany, Pacers oddaliby pick w drafcie do Blazers, a do Nowego Jorku trafiłby Fernandez.
Blazers w zamian za Rudy'ego chcą pick w pierwszej rundzie draftu, którego Knicks nie mają, dlatego chcąc ściągną Hiszpana do siebie muszą zaangażować trzecią drużynę.

Alan Hahn z Newsday napisał natomiast, że według kilku źródeł, propozycji trójstronnej wymiany nie było. Rozmowy prowadzili tylko Knicks i Pacers, i to drużyna z Indiany szukała sposobu, by pozyskać Randolpha w zamian za pick. Oczywiście gdyby Knicks się na to zdecydowali, później mogliby ten pick wykorzystać w transferze z Blazers.
Poza tym, Hahn pisze, że Rich Cho jeszcze nawet nie rozmawiał z Walshem w sprawie transferu i dopiero ma się z nim skontaktować. Ostatni raz Knicks i Blazers rozmawiali na temat Fernandeza jeszcze przed draftem, kiedy GM'em był Pritchard, który odrzucił ofertę Walsha.
Według źródeł Hahna, Blazers najpierw rozpatrzą wszystkie możliwe opcje zanim w ogóle rozważą wysłanie Fernandeza do drużyny, do której chciałby on trafić. Z tego powodu prawdopodobnie jeszcze nie rozmawiali z Knicks.

W wywiadzie radiowym GM Blazers, Cho powiedział, że nie zrezygnują z praw do Fernandeza i nie będzie on mógł grać w Europie. Dodał także, że prowadzi rozmowy z wieloma drużynami.

Również Bulls nadal starają się o Fernandeza. ESPN podało, że prowadzili rozmowy z Blazers i proponowali im swój wybór w pierwszej rundzie draftu, ale Blazers wstrzymali się licząc, że mogą zyskać więcej.
________________________________________________________________
W wypowiedzi dla FanHouse, Buillups powiedział, że po powrocie z Turcji planuje pomóc Nuggets w przekonaniu Anthony'ego do pozostania w Denver. 

Nuggets są bliscy podpisania rocznego kontraktu z DJ'em Mbengą. Podobno obie strony porozumiały się już w sprawie warunków umowy.
________________________________________________________________
Shaq ujawnił, że w trakcie offseason prowadził rozmowy z Hornets, kiedy jeszcze GM'em był Jeff Brewer.

Jak donosi Boston Globe, Jamal Crawford nie zażądał wymiany od Hawks i nie zamierza tego zrobić. Chce natomiast dostać od nich nową umowę.

Scott Howard-Cooper z NBA.com napisał, że Warriors są bliscy podpisana kontraktu z Rodney'm Carney'em.

Kto ze znanych zawodników pozostaje bez kontraktu? Allen Iverson, Jerry Stackhouse, Joe Smith, Flip Murray, Earl Watson, Michael Finley, Larry Hughes, Bobby Simmons, Trenton Hassell, Jarvis Hayes, Ime Udoka i Devean George.

poniedziałek, 6 września 2010

Airball spod kosza: jedziemy na Litwę!

Polska zagra na Mistrzostwach Europy 2011!

Takiej informacji oczekiwałem po zakończeniu kwalifikacji do Eurobasketu. Polska przystępowała do nich z dużymi nadziejami na awans. W końcu oprócz nas, grupie C tylko Gruzini mieli w swoim składzie zawodnika z NBA. Ale zamiast oglądać świetną grę Polaków i zwycięstwa, oglądaliśmy jak nasi reprezentanci przegrywają na wyjazdach mecze, które właściwie mieli wygrane. W efekcie, zamiast zająć pierwsze, a w najgorszym wypadku drugie miejsce, zakończyliśmy kwalifikacje jako czwarta drużyna w grupie. Wyprzedziliśmy tylko Portugalię, a na dodatek, to właśnie przeciwko naszej reprezentacji, najgorsza drużyna grupy zanotowała swojej jedyne zwycięstwo. O Eurobaskecie na Litwie mogliśmy zapomnieć. Co prawda była jeszcze perspektywa awansu z baraży ostatniej szansy, ale z tak grającą drużyną prawdopodobnie nawet to, by nam się nie udało.

Kwalifikacje po raz kolejny pokazały w jakim miejscu jest polska koszykówka. I jest to miejsce daleeeeko za najlepszymi drużynami naszego kontynentu. Ale mimo tej złej gry i wszystkich przegranych meczów wyjazdowych, Polska jednak wystąpi na Litwie. Już do przyszłorocznych Mistrzostw rozszerzono turniej z 16 do 24 drużyn i tym sposobem, znaleźliśmy się w gronie najlepszych. Dostaliśmy fantastyczny prezent od FIBY. Nic tylko wyjść na ulice i świętować awans! Przecież będziemy grać na Eurobaskecie i tym razem nie tylko dlatego, że jesteśmy gospodarzami. Tym razem sami sobie to wywalczyliśmy zajmując świetną, czwartą pozycję w niezmiernie silnej grupie.

To były dopiero kwalifikacje. 5 drużyn w grupie, 4 awansują. O co tu grać? Po co w ogóle grać? Lepiej było od razu nazwać to meczami towarzyskimi i oszczędzić nam, kibicom niepotrzebnych nerwów. Ile razy możemy oglądać mecz ostatniej szansy dla Polski, który i tak ostatecznie przegrywamy? A teraz wiemy, że te mecze i tak nie miały znaczenia. Naszą ostatnią szansą była FIBA.

Teraz wszystko jest już jasne. Nasz ulubiony Pan Prezes Ludwiczuk zapewne dostał wcześniej cynk z FIBY (przecież jest we władzach FIBA Europe) i powiadomił o tym trenera Griszczuka i naszych zawodników. Dzięki temu wiedzieli oni, że i tak awansują cztery drużyny z każdej grupy. Dlatego nie było sensu wysilać się i w każdym meczu, przez pełne 40 minut grać na pełnych obrotach. Przed własną publicznością oczywiście, ale na wyjazdach można było sobie trochę odpuścić. Można nawet było dać wygrać Portugalii. W końcu my i tak wiedzieliśmy, że zagramy na Eurobaskecie.

A tak poważnie. Polska zagra na Litwie, i co z tego? Przecież i tak nic tam nie wywalczymy. Znowu będziemy mieć nadzieje, że coś się uda, a potem turniej zakończy się dla nas tak jak zawsze. Skoro nie wyciągnęliśmy wniosków z Eurobasketu 2009 i nie potrafiliśmy stworzyć silniejszej drużyny, to co musiałby się stać, żeby za rok nagle Polska była w stanie walczyć z najsilniejszymi? Na Mistrzostwach przeciwnicy będą znacznie bardziej wymagający niż podczas kwalifikacji. A co jeszcze bardzo ważne, wszystkie spotkania zostaną rozegrane poza Polską. Chociaż z drugiej strony, rozszerzając Eurobasket do 24 drużyn, automatycznie obniża się poziom pierwszej fazy grupowej (to jest nasza szansa!). Zamiast samych najsilniejszych zespołów, które zasługują na grę na Mistrzostwach, będą też drużyny takie jak Polska, które przez przypadek awansowały. Dlatego zamiast oglądać ciekawą rywalizację od samego początku, będziemy świadkami jak Hiszpania czy Serbia rozbijają swoich słabych przeciwników. Pytanie tylko po co? Ale odpowiedź na to znają tylko działacze FIBY. Oczywiście wiadomo, że chodzi o pieniądze. Dzięki większej ilości zespołów, więcej krajów będzie oglądało Mistrzostwa. Tylko czy kibice w tych krajach rzeczywiście będą nimi zainteresowani? Bo obniżenie poziomu zapewne zniechęci sporą część fanów do uważnego śledzenia tej imprezy.

Tak więc mamy awans. Prezes Ludwiczuk może teraz z dumą mówić, że trzeci raz z rzędu Polska zagra na Mistrzostwach Europy. I nie ma wątpliwości, że to głównie dzięki jego świetnej pracy i chociażby decyzji o wyborze tak wybitnego trenera jak Griszczuk. Nic tylko cieszyć się z tego jak rozwija się polska koszykówka.

Mistrzostwa Świata - dzień 8

Turcja – Francja  95:77 (19:14, 24:14, 28:17, 24:32)

Gospodarze Mistrzostw potwierdzili, że są w świetniej formie i będzie bardzo trudno ich zatrzymać,  zwłaszcza, że mogą liczyć na ogromne wsparcie swoich kibiców. Wczoraj bardzo szybko przejęli kontrolę nad spotkaniem i uzyskali pewne prowadzenie. Na przerwę schodzili mając 15 punktów więcej niż Francuzi. Trzecią kwartę rozpoczęli od serii 10-0 i było już 53-28. Ponad 20-punktową przewagę utrzymali do końca tej kwarty i było wiadomo, kto wygra ten mecz.

Do zwycięstwa Turcję poprowadził Hedo Turkoglu, który rozegrał jak dotąd swój najlepszym mecz na tych Mistrzostwach. Zdobył 20 punktów, trafiając 60% rzutów z gry, w tym 4 z 7 za trzy. Na swoim koncie miał jeszcze 4 zbiórki i 3 asysty. Drugim strzelcem był Sinan Guler, który wchodząc z ławki zdobył 17 punktów (8/10 z gry). Omer Asik dołożył 10 punktów (4/4 z gry) i 5 zbiórek.

Turcy, tak samo jak ich następni rywale - Słoweńcy, dzięki łatwemu zwycięstwu, zachowali dużo sił na środowe starcie w ćwierćfinale.

Francuzom nie pomógł najlepszych występ na tym turnieju Borisa Diaw. We wcześniejszych 5 meczach ani razu nie przekroczył bariery 10 punktów, a wczoraj miał ich 21. Jego skuteczność z gry wyniosła 57%, a za trzy trafił 5 z 8 rzutów. Zaliczył też 5 zbiórek i 4 asysty. Nando DeColo dołożył 15 punktów, a Nicolas Batum 11. Francja żegna się z turniejem przegrywając swój 3 mecz z rzędu.


Słowenia – Australia 87:58 (16:8, 26:13, 29:24, 16:13)

Od samego początku to był bardzo jednostronny mecz. Słoweńcy rozpoczęli go od uzyskania 12-punktowej przewagi, podczas gdy Australijczycy nie zdobyli żadnego punktu przez pierwsze 7 i pół minuty gry. Po pierwszej połowie Serbowie mieli dokładnie dwa razy więcej punktów niż ich rywale, 42-21. W kolejnych dwóch kwartach tylko powiększali swoją przewagę, a Australijczycy nawet przez chwilę nie byli im w stanie zagrozić.

W drużynie Słowenii bardzo dobrze zagrał Jaka Lakovic. Zdobył 19 punktów trafiając 5 trójek na 11 prób. Warto dodać, że Słoweńcy w całym spotkaniu 16 razy trafili za trzy (33 oddane rzuty), podczas gdy ich rywale rzucali 19 razy zza łuku, a trafili ledwie 2. Innym wyróżniającym się zawodnikiem zwycięzców był Goran Dragic, który zanotował 10 punktów, 8 asyst i 4 zbiórki. Primoz Brezec miał 12 punktów.

Dla Australii po 13 punktów zdobyli Patrick Mills (6/16 z gry) i Joe Ingles. Matt Nielsen zaliczył 12 punktów (3/11 z gry) i 8 zbiórek. Natomiast nowy zawodnik Raptors, David Andersen, na swoim koncie miał 8 punktów (2/7 z gry) i 5 zbiórek.

Mistrzostwa Świata - dzień 7



Hiszpania - Grecja 80:72 (22:19, 15:12, 15:20, 28:21)

Broniący tytułu Hiszpanie podejmowali Grecję. Już od początku spotkanie było zacięte. Hiszpanie mimo braku Pau Gasola nie zamierzali odpuszczać Grekom pod koszem, co zdecydowanie pokazał Marc Gasol, na początku spotkania blokując dwa razy Sofoklisa Schortsanitisa. Pierwszą większą przewagę obrońcy tytułu zdobyli na początku drugiej kwarty, zniwelowała ją jednak skuteczna pogoń Schortsanitisa i Zisisa. Po pierwszej połowie to koledzy Gasola mogli się cieszyć z przewagi (37:31). Po przerwie zmotywowani Grecy zdobyli 7 punktów z rzędu, po czym raz za razem zmieniało się prowadzenie. Dzięki trafianym rzutom za trzy nadal pozostawali w grze. Czwarta kwarta miała być tu kluczowa. I tak też było, od 6 do 2 minuty Hiszpanie zdobyli 10 punktów z rzędu, wychodząc na pokaźne prowadzenie 67:57. Ten run zadecydował o końcowym wyniku, gdyż Grecy nie byli w stanie odrobić takiej straty, mimo prób.
Tylko dwóch zawodników Hiszpanii miało dwucyfrową zdobycz, byli to Fernandez (14pkt) i Navarro (22pkt, z czego 11 w czwartej kwarcie), którego rzut za 3 na 1:41 do końca ostatecznie zniechęcił Greków do pogoni. W barwach przegranej drużyny wyróżniał się Diamantidis (16pkt), dla którego był to ostatni mecz w kadrze. Zaraz po spotkaniu zrezygnował z występów w barwach narodowych. Tyle samo punktów miał Zisis, 13 dołożył Schortsanitis, po 12 Spanoulis i Fotsis.




Adam Szczepański
Serbia – Chorwacja  73:72 (19:27, 15:9, 20:14, 19:22)


To była walka dosłownie do ostatnich sekund. Ostatnia minuta meczu była niezwykle wyrównana, a rządzili w niej Aleksandar Rasic, po stronie Serbskiej i Marko Popovic, po Chorwackiej. Ta dwójka odegrała kluczową rolę, do nich należało ostatnie 12 punktów spotkania. Na 15 sekund przed końcem Popovic trafił 2 wolne zmniejszając stratę swojego zespołu do jednego punktu. Chwilę później Marko Tomas przechwycił Serbom piłkę i na 11.6 sekund przed końcem ponownie Popovic stanął na linii rzutów wolnych. Jednak tym razem spudłował pierwszą próbę i tylko doprowadził do remisu drugim rzutem. W kolejnej akcji Chorwaccy zawodnicy popełnili błąd w obronie, od której uwolnił się Rasic i zdobył punkty spod kosza. Było 72-70 dla Serbii i 9 sekund do końca. 2 sekundy później na linii znowu zobaczyliśmy Popovica, który tym razem trafił oba wolne i doprowadził do remisu.  W decydującej akcji faulowany był Rasic, a do końca pozostała już tylko sekunda. Serb dał swojej drużynie prowadzenie pierwszym rzutem, drugi specjalnie spudłował, żeby nie dać szans rywalom na rozegranie następnej akcji.

Rasic zdobył w sumie 15 punktów, z czego 8 w czwartej kwarcie. Najlepszym strzelcem Serbii był Nenad Krstic z dorobkiem 16 punktów. Natomiast wchodzący z ławki Kosta Perovic dołożył 10.

Dla Chorwacji aż 14 punktów w czwartej kwarcie zanotował Popovic. W sumie miał ich 21, a także 5 asysty i 5 zbiórek. Jednak ten świetny występ nie wystarczył jego drużynie, by pokonać Serbię. Poza tym, Roko Ukic zdobył 11 punktów, a Marko Banic miał 10 punktów i 7 zbiórek.