Bohater meczu: Jameer Nelson
W zeszłym sezonie Nelson z powodu kontuzji nie mógł pomóc swoim kolegom w drodze do finałów, teraz chyba postanowił to nadrobić. Rozegrał fantastyczną pierwszą połowę, w której zdobył 24 ze swoich rekordowych w playoffs 32 punktów. W pierwszej kwarcie miał 14 punktów, w drugiej dołożył 10, łącznie trafił wtedy 10 z 12 rzutów z gry, w tym 4 na 6 za trzy. Do tego, pierwszą połowę zakończył buzzer beaterem, powiększając przewagę Magic do 16. To dzięki niemu i blokom Howarda, gospodarze tak dobrze rozpoczęli spotkanie i szybko objęli kilku punktowe prowadzenie. W drugiej części meczu Nelson już tak nie szalał. Bobcats bardziej uważali na niego w obronie i w efekcie nie trafił już żadnego rzutu z gry, pudłując 6 razy. Swój dorobek powiększył na linii rzutów wolnych, wykorzystał wszystkie 8 prób, w tym 6 w samej końcówce meczu. Poza tym, na koncie miał 6 asyst i 4 zbiórki.
Decydujące elementy:
rzuty za trzy: Magic 13/30, Bobcats 3/12
pierwsza połowa: Magic wygrali ją 59-43
kontuzja Jacksona: to z tego powodu Brown trzymał go na ławce przez ostatnie 9 minut meczu, chociaż grał on dobrze mimo urazu
Magic
W pierwszej połowie wychodziło im wszystko, grali rewelacyjnie i wydawało się, że będąc w takiej dyspozycji z łatwością poradzą sobie z Bobcats. Przez pierwsze 24 minuty zdobyli aż 59 punktów przy wysokiej skuteczności 59.5%, trafili aż 9 z 18 rzutów za trzy, nie mieli żadnej straty, a w pod bronionym koszem rządził Howard. Już w pierwszej kwarcie zablokował 6 rzutów, w drugiej dołożył 2, a cały mecz zakończył z 9 i tylko jednego zabrakło mu, by wyrównać rekord NBA w playoffs. W pierwszej połowie świetnie zagrał również Pietrus, który trafił 3 z 4 rzutów za trzy i miał 11 punktów. Jednak po przerwie Magic nie byli już tak skuteczni i zaczęli tracić swoją przewagę. Nelson nie mógł trafić do kosza, a Howard i Carter mieli problemy z faulami. Dlatego spotkanie stało się znacznie bardziej wyrównane i Magic musieli się namęczyć, by zagwarantować sobie zwycięstwo. Howard poza imponującym dorobkiem bloków, oddał tylko 4 rzuty z gry i miał zaledwie 5 punktów (1/6 z wolnych), a także 7 zbiórek. Carter na 3 minuty przed końcem złapał 6 faul, ale w tym meczu i tak nie był zbyt przydatny pudłując 15 z 19 rzutów, w tym wszystkie 5 za trzy (12 punktów). W ataku Magic mogli natomiast liczyć na Lewsia, który zdobył 19 punktów ze skutecznością 73%.
W zeszłym sezonie Nelson z powodu kontuzji nie mógł pomóc swoim kolegom w drodze do finałów, teraz chyba postanowił to nadrobić. Rozegrał fantastyczną pierwszą połowę, w której zdobył 24 ze swoich rekordowych w playoffs 32 punktów. W pierwszej kwarcie miał 14 punktów, w drugiej dołożył 10, łącznie trafił wtedy 10 z 12 rzutów z gry, w tym 4 na 6 za trzy. Do tego, pierwszą połowę zakończył buzzer beaterem, powiększając przewagę Magic do 16. To dzięki niemu i blokom Howarda, gospodarze tak dobrze rozpoczęli spotkanie i szybko objęli kilku punktowe prowadzenie. W drugiej części meczu Nelson już tak nie szalał. Bobcats bardziej uważali na niego w obronie i w efekcie nie trafił już żadnego rzutu z gry, pudłując 6 razy. Swój dorobek powiększył na linii rzutów wolnych, wykorzystał wszystkie 8 prób, w tym 6 w samej końcówce meczu. Poza tym, na koncie miał 6 asyst i 4 zbiórki.
Decydujące elementy:
rzuty za trzy: Magic 13/30, Bobcats 3/12
pierwsza połowa: Magic wygrali ją 59-43
kontuzja Jacksona: to z tego powodu Brown trzymał go na ławce przez ostatnie 9 minut meczu, chociaż grał on dobrze mimo urazu
Magic
W pierwszej połowie wychodziło im wszystko, grali rewelacyjnie i wydawało się, że będąc w takiej dyspozycji z łatwością poradzą sobie z Bobcats. Przez pierwsze 24 minuty zdobyli aż 59 punktów przy wysokiej skuteczności 59.5%, trafili aż 9 z 18 rzutów za trzy, nie mieli żadnej straty, a w pod bronionym koszem rządził Howard. Już w pierwszej kwarcie zablokował 6 rzutów, w drugiej dołożył 2, a cały mecz zakończył z 9 i tylko jednego zabrakło mu, by wyrównać rekord NBA w playoffs. W pierwszej połowie świetnie zagrał również Pietrus, który trafił 3 z 4 rzutów za trzy i miał 11 punktów. Jednak po przerwie Magic nie byli już tak skuteczni i zaczęli tracić swoją przewagę. Nelson nie mógł trafić do kosza, a Howard i Carter mieli problemy z faulami. Dlatego spotkanie stało się znacznie bardziej wyrównane i Magic musieli się namęczyć, by zagwarantować sobie zwycięstwo. Howard poza imponującym dorobkiem bloków, oddał tylko 4 rzuty z gry i miał zaledwie 5 punktów (1/6 z wolnych), a także 7 zbiórek. Carter na 3 minuty przed końcem złapał 6 faul, ale w tym meczu i tak nie był zbyt przydatny pudłując 15 z 19 rzutów, w tym wszystkie 5 za trzy (12 punktów). W ataku Magic mogli natomiast liczyć na Lewsia, który zdobył 19 punktów ze skutecznością 73%.
Problemy z faulami Howarda, dały okazję do dłuższej gry Gortatowi i spędził on na parkiecie 20 minut, z czego prawie 14 w drugiej połowie. W ataku nie był za bardzo widoczny, raz jego rzut został zablokowany przez Chandlera, później udało mu się zakończyć akcję wsadem nad Hughesem i zdobył 2 punkty. Do tego dołożył 5 zbiórek i asystę.
Bobcats
Pierwszy mecz playoffs rozpoczęli bardzo słabo, co bezwzględnie wykorzystali gospodarze. Defensywa Bobcats w tym czasie w ogóle nie istniała, a w ataku mieli problemy z ominięciem Howarda pod koszem. Na dodatek, tuż przed końcem drugiej kwarty kontuzji kolana doznał Jackson. Na szczęście uraz go nie wyeliminował i Jackson rozpoczął drugą połowę w pierwszej piątce. Jednak już po kilku minutach Bobcats tracili do gospodarzy aż 22 punkty. Dopiero od tego momentu goście wzięli się w garść. Chwilę po uzyskaniu tej największej przewagi Howard złapał kolejny faul i musiał usiąść na ławce, wykorzystali to Bobcats, którzy zanotowali serię 17-4 i wrócili do gry. W trzeciej kwarcie zaczęli wreszcie bronić i pozwolili Magic zdobyć tylko 17 punktów. W drugiej połowie nie dali gospodarzom tylu okazji do rzutów z dystansu i po 9 celnych trojakach w pierwszej, w drugiej połowie Magic trafili tylko 4 razy na 12 prób. Natomiast w atak Bobcats prowadzili Wallace, Jackson i Felton. Jackson mimo kontuzji zdobył w drugiej połowie 10 ze swoich 18 punktów, a Felton 14 z 19. Wallace był pierwszym strzelcem z 25 punktami (61.5%), z czego 13 miał w drugiej połowie. Do tego, świetnie spisywał się w walce na tablicach i zebrał aż 17 piłek. Na 3 minuty przed końcem goście tracili tylko 5 punktów. Jednak trener Brown w ostatnich minutach nie zadecydował się wystawić Jacksona, Bobcats brakowało rzutów z dystansu i to Magic ostatecznie wygrali.
Bobcats przegrali, ale pokazali, że nie zamierzają się poddawać i będą walczyć z Magic. Jeśli nie przeszkodzi im kontuzja Jacksona, mogą zmusić druga drużynę ligi do ciężkiej rywalizacji.
zdjęcia: yahoo.com
Jeśli Magic będą grali więcej przez Howarda to Bobcats nie mają szans...
OdpowiedzUsuń