sobota, 26 czerwca 2010

Draft 2010

 gościnny wpis Kosiego z aboutncaa i collegehoops.pl

Można powiedzieć historyczny Draft za nami, nie tylko dlatego, że po raz pierwszy w historii pięciu zawodników z jednej uczelni zostało wybranych w pierwszej rundzie, czy też Scottie Reynolds, jako jeden z nielicznych All Americanów w NCAA w ogóle nie znalazł pracodawcy, ale ze względu na fakt, że mieliśmy chyba najbardziej nieprzewidywalny Draft w historii, a druga runda to już loteria.

Nie będę zagłębiał się w analizy i transfery do jakich doszło w trakcie, przed i po Drafcie, tylko skupie się na zawodnikach i wyborach.

1. Washington Wizards - John Wall - PG
2. Philadelphia 76ers - Evan Turner - SG/SF
3. New Jersey Nets - Derrick Favors - PF
4. Minnesota Timberwolves - Wesley Johnson - SF
5. Sacramento Kings - DeMarcus Cousins - C
6. Golden State Warriors - Ekpe Udoh - PF
7. Detroit Pistons - Greg Monroe - PF
8. Los Angeles Clippers - Al-Farouq Aminu - SF 


Pierwsze 8 wyborów przebiegło bez sensacji, mówiąc inaczej było tak jak miało być. Można przyczepić się do wysokiego picku Udoha, ale każdy kto śledził ostatnie plotki dotyczące Draftu wiedział, że jeśli Cousins zostanie wybrany wyżej GSW zdecydują się właśnie na zawodnika z uczelni Baylor. Najciekawsze zaczęło się dopiero później:

9. Utah Jazz - Gordon Hayward - SG/SF

Tak, Hayward potrafi grać, tak, ma wysokie IQ koszykarskie i wiele innych cech, ale nie jest to gracz z takim potencjałem by zostać wybranym tak wysoko. Życzę mu jak najlepiej, ale obawiam się, że może nie spełnić oczekiwać Jazz.

10. Indiana Pacers - Paul George - SF

Także trochę za szybki wybór i tym bardziej dziwi wybór właśnie niskiego skrzydłowego. Czyżby Granger miał opuścić Pacers?

11. Oklahoma City Thunder - Cole Aldrich - C

Zawodnik pozyskany od Hornets. Włodarzą bardzo zależało na centrze z Kansas i go otrzymali. Defensywny wysoki, który potrafi wykorzystać dobre podania, czyli do Westbrooka powinien pasować.

12. Memphis Grizzlies - Xavier Henry - SG

Dziwny wybór, bo o ile co do talentu Xaviera nie ma wątpliwości, to po co Grizz ściągali strzelca/obrońcę? Chyba, że planują przesunąć go na SF w przypadku odejścia Gay'a, choć mam wątpliwości czy sobie poradzi na skrzydle. Druga opcja zaś do przesunięcie OJ Mayo na PG. Ciekawe posunięcie.

13. Toronto Raptors - Ed Davis - PF

Rozumiem, że Raptors obawiają się starty Bosha, ale czy Davis to dobry wybór na obecną chwilę? Skrzydłowy UNC to wciąż melodia przyszłości i nie wiadomo, jak się rozwinie. Wątpię czy będzie w stanie od zaraz zastąpić gwiazdę Toronto. Dwa kolejne wybory byłyby lepszą opcją dla nich.

14. Houston Rockets - Patrick Patterson - PF
15. Milwaukee Bucks - Larry Sanders - PF/C


W sumie ciężko do czegoś się przyczepić. Może trochę szkoda, że Patterson spadł tak nisko bo zasługiwał na parę numerów wyżej. W każdym razie plus dla Rockets. Sanders zaś może być ciekawym rezerwowym mogącym grać na obu pozycjach pod koszem.

16. Portland Trail Blazers - Luke Babbitt - SF
17. Washington Wizards - Kevin Seraphin - SF/PF


Nie wiem po co Blazers skrzydłowy i tak samo nie wiem co potrafi Francuz Seraphin, czyli pozostawię te dwa wybory bez komentarza.

18. Los Angeles Clippers - Eric Bledsoe - PG/SG

Combo guard potrafiący grać na obu pozycjach, czyli będzie mógł zastąpić i Barona i Gordona. Spory potencjał i według ekspertów najlepszy rozgrywający po Wallu, choć ja mam nico inne zdanie.

19. Boston Celtics - Avery Bradley - SG

Nie jestem pewny, czym się kierowali Celtics, czy patrzyli na swoje potrzeby czy na najlepszego dostępnego gracza. W każdym razie mają defensywnego obrońcę, który raczej nie nadaję się by zastępować Rondo na rozegraniu.

20. San Antonio Spurs - James Anderson - SG

Można powiedzieć, że mały steal Spurs, bo Anderson potrafi sporo i w ataku i w obronie. Choć to właśnie ofensywa i umiejętności zdobywania punktów na różne sposoby zapewniły mu tytuł zawodnika roku konferencji Big 12.

23. New Orleans Hornets - Craig Brackins - PF
22. Portland Trail Blazers - Elliot Williams - SG


Czyżby odejście Fernandeza było już przesądzone? W takim wypadku ciekawy wybór Blazers, choć myślę, że było kilku lepszych obrońców/strzelców do wzięcia.

24. New Jersey Nets - Damion James - SF/PF

Powinien pójść szybciej, bo w NCAA był jednym z wyróżniających się graczy. Doświadczenie plus inteligencja, dzięki czemu skrzydłowy może grać na obu pozycjach. Nets będą mieli z niego pożytek.

25. Dallas Mavericks - Dominique Jones - SG

Brawa dla Mavs. Szybki, atletyczny i utalentowany obrońca. Powinien odnaleźć się w taktyce Dallas.

26. New Orleans Hornets - Quincy Pondexter - SF
27. Atlanta Hawks - Jordan Crawford - SG


Jeden z lepszych strzelców (w warunkach meczowych) w Drafcie. Trójki z odległości linii w NBA nie powinni stanowić dla niego problemów. Jeszcze podczas trwania sezonu był typowany na drugą połowę drugiej rundy, ale świetne występy w March Madness i dobre workouty spowodowały spory awans.

28. Memphis Grizzlies - Greivis Vasquez - PG


Drugi najlepszy prawdziwy rozgrywający po Wallu. Tylko po co on Grizz?

29. Orlando Magic - Daniel Orton - C

Idealny center by zastąpić Howarda na te kilka/kilkanaście minut. Marcin Gortat może w końcu spokojnie opuścić klub.

30. Minnesota Timberwolves - Lazar Hayward - SF

Ciekawe posunięcie i w sam raz zawodnik by na zmianę z Johnsonem grać na "trójce" w Wolves. O ile Johnson woli grać dalej od kosza to Hayward preferuje walkę pod koszem.

Drugiej rundy nie ma co całej analizować, dlatego tylko wybiorę kilka najciekawszych przypadków.

33. Sacramento Kings - Hassan Whiteside - C

Swego czasu był nawet w czołowej 15, ale wypadł do drugiej rundy. Defensywny wysoki ze sporym potencjałem, nad którym trzeba będzie sporo popracować. Choć jako zmiennik Cousinsa w Kings powinien sobie spokojnie poradzić.

36. Detroit Pistons - Terrico White - PG

Atletyczny rozgrywający, który równie dobrze może grać na "dwójce". Powinien zostać wybrany trochę szybciej, dlatego brawa dla Pistons.

38. New York Knicks - Andy Rautins - SG

Może trochę za szybko, ale cieszy fakt, że został wybrany. Obrońca z bardzo dobrym rzutem za trzy i dobrą defensywą. W wyjątkowych sytuacjach może nawet rozgrywać.

42. Miami Heat - Da'Sean Butler - SF

Gwiazda West Virginia, który nabawił się nieprzyjemnej kontuzji podczas trwania MM. W każdym razie ja się cieszę, podobnie jak sam zawodnik, że został w ogóle wybrany. Jeśli tylko dojdzie do zdrowia może być stealem. Sześć game-winnerów trafionych w NCAA mówi chyba wszystko.

43. Los Angeles Lakers - Devin Ebanks - SF

Typowany na pierwszą rundę został wybrany nieco dalej. Spory talent, którego czeka dużo pracy. Jeśli rozwinie się tak jak powinien Lakers będą z niego zadowoleni.

50. Toronto Raptors - Solomon Alabi - C

Miał zostać wybrany w pierwszej 20, a spadł tak daleko. Nie wiem do końca co było przyczyną, ale ten pick Raptors może się opłacić. Jeśli nie w pierwszym roku, to za kilka lat na pewno.

54. Los Angeles Clippers - Willie Warren - PG/SG

Uwierzycie, że rok temu w mockach był w top5 Draftu? Ogromny talent, który przez kontuzje i sprzeczki z trenerem nie rozwinął się jak powinien. Jeśli pokaże choć połowę tego co potrafi będzie największym stealm Draftu.

59. Orlando Magic - Stanley Robinson - SF

Również typowany na pierwsza rundę, a niewiele brakowało, by w ogolę nie został wybranym. Świetny skoczek, dobrze pracujący na deskach.


Na koniec kilka nazwisk, które nie zostały wybrane w Drafcie, a wkrótce mogą znaleźć się w NBA: Scottie Reynolds, Wayne Chism, Elijah Millsap, Jon Scheyer, Jerome Randle, Samardo Samuels, Mikhail Torrance, Manny Harris i Artsiom Parakhouski.

piątek, 25 czerwca 2010

Airball spod kosza: zwolniony godzinę przed draftem

Już do dłuższego czasu mówiło się, że Blazers planują zmianę na stanowisku generalnego managera i zwolnią Kevina Pritcharda. Ta decyzja wydawała się dość dziwna, ponieważ Pritchard świetnie wykonywał swoją pracę i stworzył w Portland silna drużynę opartą na młodych zawodnikach. Ale to już sprawa Blazers, skoro tak dobry GM im nie odpowiada, mogą przecież wymienić go na kogoś gorszego. Jednak władze klubu z Portland zwolniły Pritcharda chyba w najgorszy możliwy sposób, na godzinę przed draftem. Pritchard wiedział, że jego dni są policzone, ale póki pozostawał na swoim stanowisku, przygotowywał drużynę do naboru. Wydawało się, że dopiero po drafcie zostanie zwolniony. Jednak Blazers nie wytrzymali i musieli tą decyzję podjąć tuż przed. Po co? Nie mam pojęcia. Bardzo głupia decyzja, wręcz skandaliczna. W taki sposób nie powinno się zwalniać nikogo, a tym bardziej człowieka, który tyle zrobił dla tej drużyny. Świetnie skomentował to Ric Bucher z ESPN na twitterze:
Co szkodziło Blazers poczekać jeden dzień i po drafcie pożegnać się z Pritchardem? Jeśli natomiast uważali, że nie podejmie on dobrych decyzji i nie wybierze zawodników, których oni chcieli, można było przecież zwolnić go wcześniej. Skoro pozostawili w jego rękach draft, trzeba było mu dać spokojnie dokończyć swoją pracę. Ale cóż, na to Blazers nie było stać.

Pritchard stracił stanowisko, ale nie zmienia to faktu, że jest jednym z najlepszych generalnych managerów ostatnich lat w NBA. Kiedy zaczął przebudowę zespołu w 2006, drużyna z Portland zwana była 'Jail Blazers'. Najważniejsi zawodnicy zamiast błyszczeć na parkiecie mieli dużo problemów z prawem, w zespole była fatalna atmosfera, zawodnicy byli ze sobą skonfliktowani, a kibice odwrócili się do drużyny. Blazers pogrążali się, dlatego potrzebne były drastyczne ruchy kadrowe i totalna przebudowa składu. W 2006 Pritchard został mianowany asystentem generalnego managera Steve'a Pattersona i zabrał się do roboty. Co prawda to Patterson był GM'em, ale nie jest tajemnicą, że podczas draftu 2006, kiedy rozpoczął się proces tworzenia nowej siły Blazers, decyzje podejmował Pritchard.

Po pierwsze oddał Telfaira i Ratliffa do Celtics w zamian za siódmy numer w drafcie i weterana LaFrentza. Tym samym, Blazers mieli 4 i 7 pick w drafcie 2006. Wybierając z numerem czwartym Pritchard postawił na Tyrusa Thomasa, ale od razu wytransferował go do Bulls, dostając w zamian dwójkę, czyli LaMarcusa Aldridge'a. Po czterech latach, bez wątpliwości możemy powiedzieć, że był to świetny ruch. Aldridge jest nie tylko czołową postacią drużyny, ale co również bardzo ważne, znacznie lepszy niż Thomas. Z siódemką Blazers wybrali Randy'ego Foye'a, ale też nie zatrzymali go u siebie. Pritchardowi udało się przekonać Wolves do wymiany, w efekcie której do Portland trafił wybrany z szóstką Brandon Roy. Już po roku, gdy Roy został Rookie Of the Year, było wiadomo, że był to strzał w dziesiątkę. Dzisiaj jest on liderem Blazers i trzykrotnym All-Starem, podczas gdy Foye'owi bardzo daleko do statusu gwiazdy.
To właśnie od Roy'a i Aldridge'a rozpoczął się nowy etap w historii Blazers. To wokół nich Pritchard budował drużynę. I trzeba pamiętać o tym, w jaki sposób ich pozyskał. Jest on mistrzem w transferach podczas draftu. Gdzie teraz byliby Blazers, gdyby zostawili u siebie Thomasa i Foye'a?

W 2007 Patterson zrezygnował z pracy w Blazers, a pozycję GM'a objął Pritchard.

W drafcie 2007 Blazers mieli pierwszy numer i postawili na Grega Odena. Niestety, po trzech latach Oden ciągle nie jest gwiazdą, jaką miał być. Jest to jednak spowodowane serią kontuzji, przez te 3 sezony rozegrał on ledwie 82 mecze i trudno obwiniać o to Pritcharda. Oczywiście można teraz powiedzieć, że powinien wtedy wybrać Duranta, który stał się jedną z największych gwiazd ligi. Ale nie można zapomnieć, że Blazers nie potrzebowali strzelca, ponieważ mieli już Roy'a, a Odenowi wszyscy wróżyli wielką karierę, miał on dołączyć do grona najlepszych środowych w historii NBA. Chyba każdy na pozycji Pritcharda, w tamtym momencie postawiłby na Odena. Dlatego nie można go winić, że Durant jest gwiazdą, a Oden ciągle nie. Poza tym, nie można wykluczyć, że Oden w końcu upora się z problemami zdrowotnymi i potwierdzi swój wielki potencjał.
W dzień draftu 2007 Pritchard dokonał jeszcze ważnego transferu. Pozbył się ostatniego z tych, którzy tworzyli 'Jail Blazers' – Zacha Randolpha. Oddał go do Knicks, w zamian dostając Frye'a i Francisa, który szybko został zwolniony i nigdy nie zagrał w Portland. Tym samym, Blazers zostali już w pełni oddani w ręce młodych liderów.

Kupił wtedy także od Suns wybranego z numerem 24 Rudy'ego Fernandeza. Kolejny świetny ruch.

W drafcie 2008 Pritchard znowu był bardzo aktywny i wykonał kilka transferów. Najważniejszym z nich okazał się ten, w ramach którego Blazers dostali Nicolasa Batuma, wybranego przez Rockets z numerem 25. Była to wymiana pomiędzy trzema drużynami, by pozyskać Francuza Blazers oddali do Rockets Joey'a Dorsey'a (numer 33), a do Grizzlies Darrella Arthura (numer 27), którego chwilę wcześniej pozyskali z Hornets. Dzisiaj nie ma wątpliwości, że po raz kolejny Pritchard 'miał nosa' i dokonał bardzo dobrego transferu.
Zeszłoroczny offseason był bardzo trudny dla Pritcharda. Blazers dysponowali już silnym składem i chciano dodać weterana, który pomoże młodym zawodnikom wygrywać w playoffs. Najpierw Pritchard porozumiał się z Turkoglu i już wydawało się, że Turek dołączy do zespołu z Portland, ale w ostatnim momencie zmienił zdanie i wybrał Raptors. To skomplikowało plany GM'a. Persja na niego była bardzo duża, a on za wszelką cenę chciał pozyskać istotne wzmocnienie. Podsiał już kontrakt z Millsapem, ale ofertę Blazers wyrównali Jazz i zatrzymali go u siebie. Później Pritchard próbował dogadać się z Knicks w sprawie sing-and-trade Davida Lee, ale ten transfer też nie doszedł do skutku. Ostatecznie Blazers podpisali kontrakt z Andre Millerem. Na początku sezonu wydawało się, że był to bardzo nietrafiony ruch, ale ostatecznie Miller miał swój znaczący udział w awansie drużyny do playoffs. Poza tym, w trakcie rozgrywek Pritchard dokonał dobrej wymiany pozyskując Marcusa Camy'ego.

To nie był sezon, jakiego w Portland wszyscy oczekiwali, ale powodem były kontuzje i nie można za to obwiniać Pritcharda. On wykonał świetną pracę i w tym trudnym sezonie potwierdziło się, że stworzył bardzo silną drużynę, dysponującą głębokim składem. Nawet ściągnięcie do Blazers weterana Juwana Howarda, który na początku był zupełnie nieprzydatny, okazało się dobrym ruchem.

Trudno znaleźć poważny argument przeciwko Pritchardowi, który uzasadniałby jego zwolnienie. To on uratował Portland od 'Jail Blazers', zupełnie przebudował zespół, oparł go na młodych zawodnikach i szybko przyniosło to bardzo dobre wyniki. To dzięki niemu Blazers są obecnie jedną z najlepszych młodych drużyn i mogą z dużymi nadziejami patrzeć w przyszłość. W Portland popełnili poważny błąd zwalniając go, ponieważ bardzo trudno będzie im znaleźć równie zdolnego generalnego managera.

Latavious - z D-League do draftu

Heat swój 48 pick w drugiej rundzie wykorzystali na Lataviousa Williamsa. Jest to wybór historyczny, ponieważ Williams jest pierwszym zawodnikiem, który nie grał w lidze akademickiej i rok przeczekał w D-League. Jest to podobna sytuacja do Brandona Jennignsa, jednak w odróżnieniu od zawodnika Bucks, Williams zamiast wyjeżdżać do Europy, został w Stanach i zdecydował się na występy w D-League.

Grając w Tulusa 66ers notował średnio 7.7 punktów i 7.7 zbiórek przez 20.5 minut.

Jak widać na zdjęciu, jeszcze jakiś czas temu na oficjalnej stronie D-League, Lataviousowi dawano 110 lat, naprawdę ma 21.

Wymiany przy okazji draftu

W dniu draftu bardzo często drużyny dokonują sporo transferów. Wczoraj jednak nie byliśmy świadkami spektakularnych wymian. Nie wymieniono się nawet wysokimi picakami, nie mieliśmy też transferu, w którym jakiś znaczący zawodnik NBA zmieniłby barwy klubowe.
To 4 najciekawsze wymiany:

Bulls-Wizards
Bulls pozbyli się $17 milionów, jakie płaciliby Hinrichowi przez następne 2 sezony, dzięki czemu zyskali sporo wolnych pieniędzy i będą mogli podpisać dwa maksymalne kontrakty w offseason. Jest to świetny ruch dla Bulls. Już dawno chcieli oddać kontrakt Hinricha i teraz im się to udało, a do tego, w zamian nie musieli przejmować żadnego innego zawodnika. Oddali Hinricha i pick zupełnie za darmo, ale korzyści finansowe są tego warte, zwłaszcza w tym offseason. To pomogło im znacząco zmniejszyć swój obecny salary cap. Teraz mogą rywalizować z Heat i Knicks i tak jak oni, pozyskać dwie gwiazdy.

Wizards dostali kolejny pick w pierwszej rundzie draftu, 17 numer od Bulls wykorzystali na francuza Kevina Seraphina. Hinrich natomiast bardzo dobrze spisywał się u boku Rose'a i teraz będzie miał być takim samym wsparciem dla Walla. Przez pozyskanie dużego kontraktu Hinricha, Wizards zmniejszyli swoje swoje możliwości finansowe, również w przyszłym offseason. Jakiś czas temu mówiło się, że za rok będą chcieli walczyć o Anthony'ego, ale on jest coraz bliżej przedłużenia kontraktu z Nuggets i widocznie Wizards uznali, że mogą sobie pozwolić na obciążenia budżetu. Poza tym, ta wymiana właściwie przesądza, że Wizards wytransferują Arenasa. Na pewno nie zatrzymają dwóch rozgrywających z ogromnymi kontraktami (Arenas i Hinrich w przyszłym sezonie łącznie zarobią ponad $26 mln), mając równocześnie Walla. Według Rica Buchera z ESPN kilka drużyn jest poważnie zainteresowanych Arenasem. Ostatnio mówiło się o możliwej wymianie z Magic za Cartera.

Warto jeszcze dodać, że transfer może być sfinalizowany dopiero po 8 lipca.

Heat-Thunder
Jeszcze przed draftem Heat pozbyli się Cooka, kolejnego zawodnika ze swojego składu i kontraktu wartego ponad $2 miliony, co ma im jeszcze bardziej pomóc w offseason i dać możliwość pozyskania trzech gwiazd. W zamian dostali 32 numer w drafcie, czyli zawodnika, z którym nie muszą podpisywać umowy.

Thunder natomiast wydłużyli swoją ławkę o gracza potrafiącego rzucać trójki i dostali też 18 pick, który wykorzystali do wymiany z Hornets.

Thunder-Hornets
W tej wymianie Thunder dostali wybranego z numerem 11 Cole'a Aldricha, a także kończący się kontrakt Mo Petersona. Oddali 21 i 26 pick. Kolejny bardzo dobry ruch Presti'ego. Zdobył środkowego, którego Thunder bardzo potrzebowali. Musiał też przejąć kontrakt Petersona, ale drużyna z OKC ma dużo wolnych pieniędzy, a kończącą się umowę jeszcze będzie można wykorzystać do kolejnego transferu w przyszłości i dalszych wzmocnień.

Hornets przede wszystkim zależało na zmniejszeniu swoich wydatków. Dzięki temu transferowi, w przyszłym sezonie wydadzą o $6.6 mln mniej na kontrakt Petersona, co oddala ich od płacenia luxury tax. Poza tym, mając Okafora i Westa nie potrzebowali zawodnika podkoszowego, jak Aldrich.

Blazers-Wolves
Najważniejszą wiadomością odnośnie drużyny z Portland było zwolnienie GM Kevina Pritcharda tuż przed draftem. Mimo tego, Pritchard jeszcze zajmował się interesami Blazers i dokonał wymiany z Wolves. W jej ramach do Portland trafił pozyskany z numerem 16 Luke Babbit, który w przeddraftowych spekulacjach przez wielu ekspertów był nawet typowany na pierwszą dziesiątkę, a także Ryan Gomes. Gomes ma kontrakt na 3 lata za około $14 milionów, ale jest to umowa tylko w części gwarantowana, dlatego zwalniając go przed pierwszym lipca, zapłacą mu tylko milion dolarów. W ten sposób mogą istotnie ograniczyć swoje wydatki, ale nie jest przesądzone, że nie pozostawią u siebie Gomesa. Przez 3 lata gry w Wolves był bardzo przydatnym zawodnikiem i zdobywał średnio ponad 10 punktów.

Do Minnesoty trafił Martell Webster, szósty w drafcie 2005. Ciągle jeszcze nie potwierdził, że był wart tak wysokiego numeru, na razie jest po prostu dobrym zawodnikiem, ale ma dopiero 23 lata i może jeszcze stać się czołową postacią drużyny.

TOP 5 Draft 2010

Poznajcie gwiazdy przyszłości...
#1 John Wall (Wizards)

#2 Evan Turner (Sixers)


#3 Derrick Favors (Nets)


#4 Wesley Johnson (Wolves)


#5 DeMarcus Cousins (Kings)


zdjęcia: yahoo.com

czwartek, 24 czerwca 2010

1000xNBA (2): World Wide Wes

Byli i obecni zawodnicy NBA powiązani z Williamem Wesley'em (na podstawie tego, co można przeczytać w różnego rodzaju artykułach i doniesieniach, nie jest to lista pewna i zapewne też nie pełna).

Carmelo Anthony
Ron Artest
Leandro Barbosa
Jerryd Bayless
Maurice Cheeks
Doug Collins
DeMarcus Cousins
Eddy Curry
Darryl Dawkins
Chris Douglas-Roberts
Joe Dumars
Tyreke Evans
Danny Ferry
Rip Hamilton
Ron Harper
Allan Houston
Allen Iverson
LeBron James
Michael Jordan
Rick Mahorn
Jermaine O'Neal
Chris Paul
Scottie Pippen
Dennis Rodman
Derrick Rose
Jerry Stackhouse
Dwyane Wade
Dajuan Wagner
Milt Wagner
John Wall

Airball spod kosza: najbardziej tajemniczy człowiek w NBA

Już pierwszego lipca, czyli dokładnie za tydzień rozpocznie się bardzo gorący offseason. Od dawna spekuluje się jaką drużynę wybierze LeBron, Dwyane czy CB4. Pojawiają się różnego rodzaju plotki, raz że któryś z nich woli Chicago, innym razem Nowy Jork jest faworytem, a jeszcze inne źródła podają, że wszyscy trzej mają wylądować w Miami. Jeśli uważnie śledzicie trade rumors bardzo często napotykacie się z osobą Williama Wesely'a, ja też w plotkach transferowych kilka razy wymieniłem jego nazwisko. I trudno o nim nie mówić, kiedy zaraz największe gwiazdy staną się wolnymi agentami. Ponieważ Wiliam 'World Wide Wes' Wesley jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w NBA, mimo że w lidze nie pracuje, nie jest agentem, trenerem, ani managerem, właściwie oficjalnie w lidze go nie ma, nie pełni tam żadnej funkcji. Ma natomiast ogromne znajomości, a najlepsi zawodnicy często pytają go o radę. Za kulisami jest on nawet ważniejszy niż wielcy agenci czy managerowie.

Mówiąc 'Wesley' w kontekście NBA, znacznie bardziej niż William, kojarzy się David Wesely, Wesley Person czy Wesley Matthews. Jednak to właśnie William Wesley obecnie odgrywa kluczową rolę w NBA. Jest to postać bardzo tajemnicza, nawet w Stanach mało kto wie, kim tak naprawdę jest i czym tak naprawdę się zajmuje. Wiadomo, że jest bliskim przyjacielem LeBrona jeszcze od czasów, gdy grał on w szkole średniej, a kolega Wes'a, Leon Rose, jest agentem Jamesa. Dlatego nie ma wątpliwości, że Wesley będzie miał swój udział w ostatecznej decyzji LeBrona w tym offseason.

W Stanach kilku dziennikarzy zajmowało się Wesely'em, starali się wyjaśnić czym się zajmuje, jak duże wpływy ma w NBA i jaki ma interes w doradzaniu zawodnikom. Mimo to, nikt do końca nie odkrył tajemnicy World Wide Wes'a. Dla tych, którzy chcą dowiedzieć więcej na jego temat, o jego zakulisowej karierze w NBA, polecam teksty w GQ, TrueHoop i New York Times.

Co wiemy o Wesely'u, poza tym, że jest związany z Jamesem?

- Jest bliskim znajomym Michaela Jordana.
- Jest przyjacielem trenera Johna Calipari'ego, któremu pomaga zwerbować najlepszych zawodników szkół średnich. Nie przez przypadek w drużynie uniwersyteckiej prowadzonej przez Calipari'ego w ostatnich latach grali Derrick Rose, Tyreke Evans i John Wall.
- Pomógł agentowi i swojemu koledze Leonowi Rose pozyskać najlepszych zawodników. Jeszcze na początku lat 2000, Rose był mało znaczącym agentem w NBA, a w 2002 nagle zatrudnili go młody gwiazdor Dajuan Wagner, Allen Iverson, a także Richard Hamilton. W 2005 z usług swojego dotychczasowego agenta Aarona Goodwina zrezygnował LeBron James i zatrudnił Rose'a. Wszyscy związani są z Wesley'em.
- To Wes poznał LeBrona z Jay'em-Z.
- Wesley miał swój znaczący udział w porozumieniu pomiędzy Iversonem i Larry'm Brownem. Wyciągał też Iversona z problemów, kiedy AI w 1997 był aresztowany za posiadanie marihuany i broni. W 2004 Reebok wysłał Wesley'a do Aten wraz z reprezentacją USA, by zajął się on Iversonem.
- Wesley ma pełen dostęp do reprezentacji USA. Podobno miał swój udział w przekonaniu między innymi Iversona i Jamesa do dołączenia do kadry.
- Nike daje Wes'owi pełen dostęp do młodych zawodników, którzy biorą udział w ich campach.
- Jest bliskim znajomym Billy'a Huntera, szefa związku zawodników NBPA.
- Ma także znajomości w NFL.
- Wes był w centrum wydarzeń podczas słynnej bójki w The Palace.
Już te kilka faktów pokazuje, jak duże ma on znajomości i wpływy, a zapewne jest to tylko niewielki wycinek z jego zakulisowej kariery.

Kiedy zainteresowałem się osobą Wesley'a, wydawało mi się, że jest to jakiś cwaniak, który wykorzystuje swoje znajomości i pociąga za sznurki za kulisami NBA, by uzyskać korzyści dla siebie i swoich kolegów.

Teraz wydaje mi się, że jest to bardzo inteligentny facet, który świetnie potrafi nawiązywać znajomości, umiejętnie je wykorzystuje i tak właściwie to jest 'dobrym duchem' NBA. Może jestem naiwny tak sądząc, ale z tego co można się dowiedzieć, właściwie nie ma żadnych negatywnych opinii na jego temat. Oczywiście trenerzy akademiccy mogą mieć do niego pretensje, że odbiera im młode gwiazdy, przekonując ich od gry dla Calipari'ego. Agenci mogą mieć pretensje, że przez znajomości z nim, Leon Rose ma wielu świetnych klientów. Trudno jednak znaleźć jakiekolwiek informacje, że Wes był nieuczciwy wobec zawodników. Wszyscy związani z nim gracze darzą go wielkim szacunkiem i nawet nie chcą oficjalnie wypowiadać się na jego temat, szanując jego chęć pozostania w cieniu. Gdyby któremuś z nich zaszkodził, na pewno nie miałby oporów, by poskarżyć się mediom i ujawnić kilka ciekawych informacji na temat Wesley'a, ale takiego zawodnika nie ma. Wszyscy są zadowoleni ze znajomości z World Wide Wes'em. I to jest chyba najbardziej intrygujące.

Wyobraźcie sobie, że jesteście młodą gwiazdą koszykówki, a wszyscy przewidują wam wielką karierę. Wokół was pojawia się wiele 'życzliwych' osób, które chcą na was zarobić. A tu nagle spotykacie Wesley'a, który nie tylko może poznać was z Jordanem, Jamesem czy Jay'em-Z, ale też chętnie pomoże, doradzi i równocześnie niczego od was nie oczekuje. Do tego, trzeba pamiętać, że Wes tak jak większość młodych gwiazd, jest czarnoskóry, co już daje mu przewagę nad agentami i działaczami, którzy przeważnie są biali. Budzi zaufanie wśród młodych zawodników. 

Wobec wszystkich swoich znajomych z NBA czy z NCAA, Wesley jest uczciwy i co najważniejsze, nic od nich nie chce. Nie jest agentem, nie reprezentuje firmy obuwniczej, nie pracuje dla żadnej drużyny. Pomaga im w odnalezieniu się w świecie NBA, ale niczego nie oczekuje w zamian. Można by zarzucić mu, że namawia ich do podpisania umowy z Leonem Rose'm, czy Nike, z którymi w ostatnim czasie ma duże powiązania. Ale warto zaważyć, że z szerokiego grona jego bliskich znajomych, nie wszystkich reprezentuje agent Rose, nie wszyscy wybierają też tą samą firmę obuwniczą. Według wielu informacji, Wes radzi sowim przyjaciołom, by robili to, co uważają dla nich za najlepsze, to co im najbardziej odpowiada. Dlatego nie nakłania ich do Rose'a czy Nike. Dopiero gdy zawodnicy poproszą go o radę, on im coś zasugeruje. Sam się nie narzuca i nic nie wymusza. Dlatego tak wielu zawodników go lubi i chętnie słucha. Ale czy to możliwe, że Wes robi to bezinteresownie? Na pewno nie.
Nie mam pojęcia czym kieruje się Wes, z czego żyje. Czy jest bezinteresowny wobec zawodników, ponieważ najważniejsze jest dla niego zdobywanie znajomości. Przecież to dzięki tym znajomościom jest teraz tak ważną postacią w NBA. Z drugiej strony, z czegoś Wes żyje, jakoś zarabia na swoich znajomościach, ale jak? Czy rzeczywiście nie namawia sowich przyjaciół do wyboru konkretnych firm czy konkretnego agenta? Może po prostu potrafi zrobić to w tak inteligentny sposób, by zawodnicy nie czuli się przymuszeni, a swoją decyzję o wyborze zgodnym z zamysłem Wes'a uważali za autonomiczną? Te pytania pozostaną bez odpowiedzi. Myślę, że książka albo film dokumentalny dokładnie opisujący jego rzeczywistą działalność i wpływ na NBA, byłby naprawdę bardzo interesujący. Ale jak na razie nie udziela on wywiadów, a z dziennikarzami rozmawia tylko nieoficjalnie. Chociaż ostatnio Wes zrobił dość poważny krok i teraz ma już oficjalną funkcję związaną z koszykówką, jest agentem trenerów: Johna Calipari'ego i Thoma Thibodeau. Ciągle jednak daje mu to dużą swobodę w kontaktach z zawodnikami, bo ciągle (przynajmniej w teorii) nie jest osobą, która mogłaby od nich coś chcieć.

Obecnie każdy, kto chce dowiedzieć się co myśli i co zrobi James, kontaktuje się z Wesley'em. On ma z LeBronem bardzo dobry kontakt i jego opinii gwiazdor Cavs na pewno wysłucha. Sam Wes twierdzi, że nie rozmawiał z nim na temat offseason i że nie będzie mu mówił, którą drużynę ma wybrać. Ale i tak wszyscy wiedzą, że będzie miał wpływ na decyzję Jamesa. Dlatego każda drużyna chcąca pozyskać tego najlepszego wolnego agenta nie tylko powinna skontaktować się z Wes'em, ale wręcz musi to zrobić. Bez zaangażowania Wesley'a w ten proces, nie uda się podpisać kontraktu z LeBronem.

Już do tej pory Wesley miał swój udział w wielu plotkach transferowych. To on promował pomysł połączenia sił trenera Calipari'ego z Jamesem. Chciał, żeby Calipari przeszedł do NBA i sugerował, że drużyna, która go zatrudni znacząco zwiększy swoje szanse na pozyskanie LeBrona. Później został agentem Thibodeau, który porozumiał się z Bulls i od razu pojawiły się głosy, że to stawia drużynę z Chicago w roli lidera wyścigu po Jamesa. W tej sytuacji Thibodeau był dla Bulls nie tylko atrakcyjny jako świetny specjalista od defensywy, ale też jako człowiek, który może pomóc im w zdobyciu LeBrona. Teraz Wesley sugeruje, że drużyny walczące o Jamesa, powinny postarać się o Paula, ponieważ LeBron chciałby z nim grać. Stąd w ostatnim czasie tak głośno zrobiło się o transferze CP3, ponieważ Knicks czy Nets są skłonni zrobić wszystko, by przekonać do siebie Jamesa. Jeśli Paul ma im w tym pomóc, próbują go pozyskać.

Widać, że Wesley stara się przygotować dobry grunt dla LeBrona, by nie tylko miał on w czym wybierać, ale też, by mógł dołączyć do silnej drużyny, która od razu będzie o coś walczyć. Jaki ma w tym interes Wes? Przecież nie jest agentem Jamesa i nie zgarnie procentu z jego kontraktu, nie jest też opłacany przez Knicks czy Nets. Po raz kolejny widać jak tajemniczą jest postacią. Na pewno coś z tego ma, ale co, tego raczej się nie dowiemy. Wiadomo jednak, że ma ogromne wpływy w NBA i trzeba to brać pod uwagę. Bo mimo że w lidze nie pełni żadnej funkcji, to odgrywa tu kluczową rolę, zwłaszcza jeśli chodzi o największą gwiazdę ligi LeBrona Jamesa.

środa, 23 czerwca 2010

1000xNBA (1): śladami ojca do NBA

 W związku z okresem wakacyjnym i przerwą między sezonową, postanowiłem rozpocząć nowy cykl – „1000xNBA”. Czyli tysiąc informacji o NBA. Informacji znanych, mniej znany, ciekawych, ale też i czasami mniej interesujących. Po prostu różne informacje, fakty dotyczące NBA. Trudno do końca określić jakiego typu będą to informacje, przekonacie się w miarę jak cykl będzie się rozwijał. Ja też jeszcze nie do końca to wiem, bo pomysł jest dość świeży. Tysiąc to dość ambitny plan, nie mam pojęcia czy uda mi się wytrwać i osiągnąć ten pułap, będę do tego dążył. Na pewno będzie to bardzo długi cykl, zwłaszcza, że nie codziennie będę dodawał nowy odcinek. Zaczynam.

Zawodnicy*, którzy poszli śladami swoich ojców grających kiedyś w NBA:
syn – ojciec (lata gry w NBA, średnia punktów w karierze)
Mike Bibby - Henry Bibby (1972-81,  8.6pts)
Ronnie Brewer - Ronald Brewer (1978-86,  11.9pts)
Kobe Bryant - Joe “Jellybean” Bryant (1975-83,  8.7pts)
Stephen Curry - Dell Curry (1986-02,  11.7pts)
Austin Daye - Darren Daye (1983-88,  6.8pts)
Mike Dunleavy Jr. - Mike Dunleavy Sr. (1976-90,  8pts)
Gerald Henderson Jr. - Gerald Henderson (1979-92,  8.9pts)
Al Horford - Tito Horford (1988-90 & 93-94,  1.5pts)
Kevin Love – Stan Love (1971-75,  6.8pts)
Sean May - Scott May (1976-83,  10.4pts)
Wesley Matthews - Wes Matthews (1980-90,  7.9pts)
Coby Karl – George Karl (1976-78,  2.6pts)
Luke Walton - Bill Walton (1974-87,  13.3pts)
Damien Wilkins - Gerald Wilkins (1985-99,  13pts)

*zawodnicy, którzy grali w NBA w sezonie 2009/10

Plotki transferowe: wszyscy chcą Paula

Związany z Jamesem, Williams Wesley powiedział kilku drużynom, że pozyskanie przez nich Chrisa Paula istotnie zwiększyłoby ich szanse na ściągniecie LeBrona. James i Paul są bliskimi przyjaciółmi od czasu wspólnej gry w reprezentacji USA. 
Hornets jednak nie zamierzają oddawać swojego najlepszego zawodnika. Mimo to niektórzy w NBA sądzą, że za odpowiednio wysoką cenę Hornets mogą zgodzić się na transfer. Drużyna z Nowego Orleanu od dawna próbuje zmniejszyć swoje wydatki, dlatego jeśli wraz z Paulem pozbyliby się kontraktu Okafora, mogliby zdecydować się na taki ruch.

Pojawiły się plotki, że Grizzlies zaoferowali Hornets w zamian za Paula, Mayo, ale później władze klubu z Memphis zaprzeczyły tym doniesieniom.

Podobno Nets byliby skłonni oddać za Paula swój trzeci pick i każdego zawodnika ze swojego składu poza Lopezem, ale na razie nie złożyli żadnej oferty.

Również Blazers, Knicks i Magic są zainteresowani pozyskaniem lidera Hornets. Chociaż GM Magic, Otis Smith już zaprzeczył tym plotkom.

GM Hornets Jeff Bower potwierdził, że otrzymał sporo telefonów w sprawie Paula, ale odmówił dalszego komentarza.

Ostatnio pojawiał się także scenariusz transferu, w ramach którego do Nowego Orleanu powędrowałaby Bosh, a w zamian Raptors dostaliby Westa i Collisona.

_______________________________________________
Córka Phila Jacksona uważa, że zakończy on swoją karierę.

Lakers są podobno zainteresowani podpisaniem kontraktu z Rają Bellem. Sam zawodnik też jest zainteresowany grą Lakers, a zwolennikiem takiego ruch jest również Bryant.

Także Tracy McGrady powiedział ostatnio, że chętnie dołączyłby do Lakers w przyszłym sezonie.

_______________________________________________
Pierce ciągle jeszcze nie zdecydował, czy odstąpi od ostatniego roku swojego kontraktu ($21.5 mln) i zostanie wolnym agentem. Według kilku źródeł Celtics mają się w niedługim czasie spotkać z reprezentantami Pierce'a i rozmawiać na temat przedłużenia umowy.

Celtics również chcieliby podpisać nowy kontrakt z Ray'em Allenem. Podobno jest on obecnie wyceniany na około $5.6 mln rocznie, czyli coś w okolicach mid-level exception. Jednak władze Celtics nie zamierzają proponować mu długiego kontraktu, a obawiają się, że właśnie takiego oczekuje Allen.

Także Rivers jeszcze nie zdecydował, czy zostanie na ławce Celtics na kolejny sezon. Na razie powiedział tylko tyle, że poinformuje o swojej decyzji jeszcze zanim Pierce i Allen podejmą decyzje o ich przyszłości.

_______________________________________________
Podobno Matt Barnes i Jason Williams mieli powiedzieć osobom ze swojego najbliższego kręgu, że nie spodziewają się oferty nowego kontraktu od Magic.

Według źródeł z NBA, Smith i Magic sprawdzają, co mogą zrobić na rynku transferowym.  Pojawiały się plotki, że zaoferowali Bulls Gortata i Pietrusa w zamian za Denga, ale obie strony zaprzeczyły tym doniesieniom.

Natomiast według źródeł z otoczenia Gortata, Smith nie dał mu żadnej wskazówki, że może starać się go wytransferować. Na podstawie tego, co Smith powiedział Marcinowi po sezonie, oczekuje się, że zostanie on w Orlando na kolejny sezon.

_______________________________________________
Grizzlies i Wolves są bliscy porozumienia w sprawie wymiany picków w jutrzejszym drafcie. Grizzlies oddadzą swój numer 25 i 28 w zamian za 16 wybór Wolves.

Larry Bird powiedział, że Pacers mogą oddać swój 10 numer w drafcie w zamian za rozgrywającego. Bird przyznał, że prowadził już rozmowy z kilkoma drużynami w tej sprawie, ale zaprzeczył, że złożył ofertę Wolves. Wcześniej pojawiła się informacja, że Pacers zaproponowali Wolves swój 10 pick w zamian za Flynna, ale Wolves odrzucili tą ofertę.

Heat chcieliby sprzedać swój 18 pick, żeby mieć jeszcze więcej wolnego miejsca w salary cap.

Nets ciągle nie zdecydowali kogo wybiorą z 3 numerem, ale w tym momencie ich faworytem jest Wes Johnson, nie Favors. Natomiast trener Johnson najbardziej chciałby Cousinsa.

GM Sixers Stefanski zapowiedział, że na transferze Dalemberta nie zakończył zmian w składzie. Wielu uważa, że jeśli Sixers w drafcie wybiorą Turnera, ich kolejnym krokiem będzie wytransferowanie Iguodali, ponieważ według wielu ekspertów ta dwójka nie będzie potrafiła skutecznie ze sobą współpracować na parkiecie.

Podobno Raptors i Wolves rozmawiali na temat zamiany Turkoglu i 13 picku w drafcie za Brewera i 23 picku.

Według ESPN kilka tygodni temu Wolves zaproponowali Blazers swój 4 numer w drafcie w zamian za Batuma. Blazers odrzucili tą ofertę.

_______________________________________________
Suns wykorzystali opcję w kontrakcie Alvina Gentry'ego i przedłużyli go do końca sezonu 2011/12.
Z pozostałymi trenerami ze sztabu szkoleniowego Gentry'ego również zostaną przedłużone umowy.

Właściciel Suns Robert Sarver i Gentry mają spotkać się w przyszłym tygodniu ze Stoudemire'm i zaproponować mu nowy kontrakt. Jednak według kilku źródeł, szanse, że Amare przyjmie ich ofertę są bardzo małe. Najprawdopodobniej w przyszłym sezonie Stoudemire będzie grał albo w Heat albo w Knicks. W grze pozostają jeszcze Bulls i Nets.

_______________________________________________

Tak jako można było się spodziewać, Eddy Curry wykorzystał opcję w swoim kontrakcie i przedłużył go na sezon 2010/11. W przyszłym sezonie zarobi ponad $11.2 milionów. Wykupienie tego kontraktu przez Knicks jest mało prawdopodobne, ponieważ Walsh będzie starał się wykorzystać go do transferu. Tak duży kończący się kontrakt będzie bardzo atrakcyjny dla drużyn chcących w przyszłym offseason mieć sporo wolnych pieniędzy.

Bucks nie poprzestali na transferze z Warriors. Jak podaje Adrian Wojnarowski z Yahoo!, Bucks pozyskają Chrisa Douglasa-Robertsa z Nets, w zamian oddając przyszły wybór w drafcie.

Durant ma nadzieje, że po pierwszym lipca podpisze przedłużenie kontraktu z Thunder.

Według greckich źródeł Olympiakos chciały pozbyć się Childressa, którego zarobki w przyszłym sezonie wyniosłą 4 miliony euro. Chilldress ma jednak opcję zakończenia kontraktu, dzięki czemu może wrócić do NBA i to byłoby najlepszym rozwiązaniem dla Olympiakosu.

Kilka tygodni temu pojawiły się plotki o rozmowach transferowych pomiędzy Wolves i Warriors. Według ostatnich doniesień rozmowy zostały zakończone i do tej wymiany nie dojdzie. Jednak Warriors nadal są gotowi oddać Anthony'ego Randoplha.

Blazers wyrazili zainteresowanie pozyskaniem Mo Williamsa.

Cavs potwierdzili, że prowadzili kilka rozmów w sprawie transferu Williamsa, ale w tym momencie nie ma żadnych zaawansowanych negocjacji. Podobno Cavs nie są przekonani, że muszą oddawać Williams i na razie tylko testują rynek.

Już od dawna mówi się, że Wolves chcieliby pozyskać Rudy'ego Gay'a. Według źródeł zbliżonych do zawodnika, Wolves musieliby zaproponować mu maksymalny kontrakt, żeby w ogóle wziął ich pod uwagę.

Bucks zaryzykowali i pozyskali Maggette'go

Bucks pozyskali Corey'a Maggette  i 44 numer w drafcie od Warriors, w zamian z Dana Gadzurica i Charlie'ego Bella.

Na pierwszy rzut oka jest to bardzo dobra wymiana dla drużyny z Milwaukee. Ich największym problemem była ofensywa, jeszcze bardziej uwidoczniło się to w plyoffs. Teraz dostali zawodnika, który zdobywał średnio 19.8 punktów w minionym sezonie i to grając krócej niż 30 minut w każdym spotkaniu, a w swojej dotychczasowej karierze miał trzy sezony ze zdobyczami powyżej 20 punktów. Dodatkowo, Maggette w zeszłorocznych rozgrywkach zanotował świetną skuteczność rzutów z gry wynoszącą 51.6%, podczas gdy Bucks pod względem skuteczności byli przedostatnią drużyną w całej lidze. Co również istotne, Maggette potrafi wymuszać dużo fauli przeciwników i często staje na linii rzutów wolnych. W ostatnim sezonie w każdym meczu oddawał średnio 7.9 rzutów wolnych, a Bucks pod tym względem również byli jedną z najgorszych drużyn. Dlatego Maggette może okazać się bardzo znaczącym wzmocnieniem ich ataku.

W teorii wygląda wszystko bardzo dobrze. W kilku istotnych elementach, z którymi Bucks mieli problem, Maggette powinien im pomóc. Ale nie można zapominać, że jest on trudnym zawodnikiem, z którym nie raz było już sporo problemów. Może jest dobrym strzelcem, ale gra samolubnie i nie jest team playerem. Maggette już 11 lat jest w lidze i jeszcze nie udało go się przekonać do gry zespołowej, dlatego trudno spodziewać się, że Skilesowi to się uda. Poza tym, Corey jest także przeciętnym obrońcą, a przez dwa lata spędzone w Golden State zupełnie zapomniał co znaczy defence, właściwie w ogóle się w nią nie angażując. W poprzednim sezonie zaliczył ledwie 4 bloki. Spośród graczy, którzy grali co najmniej 2 tysiące minut, mniej niż 4 bloki mieli tylko Duhon, Bibby i Flynn, czyli rozgrywający, znacznie niżsi od Maggette'go (198 cm). Tak więc, wzmacniając swoją bardzo słabą ofensywę poprzez pozyskanie Maggette'ego, Bucks równocześnie osłabiają swoje najsilniejsze strony – obronę i grę zespołową.

Na korzyść Maggette'go nie przemawia również jego kontrakt, jest on wart około $31 milionów za następne trzy lata. Tym samym, Bucks znacząco obciążyli swój budżet na dość długi okres czasu, biorąc zawodnika bardzo niepewnego. Jest to duże ryzyko, ponieważ istnieje spore prawdopodobieństwo, że Maggette będzie miał problem z przystosowaniem się do gry w nowej drużynie. A jeśli tak się stanie, pozbycie się go nie będzie łatwe. Wydając tak duże pieniądze na zawodnika oczekuje się, że będzie on czołową postacią w zespole i może Maggete nią będzie, ale równie dobrze ten eksperyment może zakończyć się klapą, tak samo jak w przypadku Richarda Jeffersona. Dwa lata temu Bucks też zdecydowali się pozyskać doświadczonego i uznanego zawodnika, mimo jego dużego kontraktu. Po roku zrezygnowali z Jeffersona i mieli szczęście, że chcieli go Spurs, wierząc, że jest on w stanie im pomóc. Natomiast Jefferson pod względem profesjonalizmu, umiejętności dostosowywania się do drużyny i gry zespołowej był znacznie pewniejszy niż Maggette.

Wczoraj również Salmons poinformował Bucks o swojej decyzji o zostaniu wolnym agentem. Tego można było się spodziewać. Jeśli Bucks mają stracić Salmonsa, na pewno pozyskanie innego strzelca było niezbędne. Nie wiadomo jednak, dlaczego nie poczekali i nie próbowali najpierw podpisać nowego kontraktu z Salmonsem. Oczywiście pamiętamy, że w Bulls też był on bardzo przydatny w rozgrywkach 2008/09, kiedy trafił do Chicago, jednak już w kolejnym sezonie spisywał się znacznie słabiej. Takiego spadku formy mogli również obawiać w Milwaukee, ale przecież Salmons bardzo dobrze wkomponował się do tego zespołu i odegrał kluczową rolę w ich awansie do playoffs. Nawet jeśli podpisanie z nim nowego, długiego kontraktu byłoby ryzykiem, to na pewno mniejszym niż przejęcie kontraktu Maggette'go.

Nie ma wątpliwości, że dokonując tej wymiany, Bucks sporo zaryzykowali. W przyszłym sezonie okaże się, czy było to ryzyko opłacalne, czy tak jak w przypadku pozyskania Jeffersona, zła decyzja i zawodnik, którego szybko będzie trzeba się pozbyć.

Warriors natomiast pozbyli się dużego kontraktu i Maggett'ego, z którym i tak nie wiązali swojej przyszłości, a on tylko zabierał grę ich młodym zawodnikom. W zamian dostali kończący się kontrakt Gadzurica wart $7.2 milionów i Bella z umową na 2 sezony, w sumie za niespełna $8 milionów. Warriors przydadzą się centymetry Gadzurica, a do tego mogą liczyć, że będzie on zmotywowany do dobrej gry. Poprzednim razem, gdy Gadzuric był w ostatnim roku swojego kontraktu, rozegrał najlepszy sezon w karierze. W 2004/05 notował średnio 7.3 punktów, 8.3 zbiórek i 1.3 bloków. Przez następne 5 lat był znacznie mniej przydatny, ale teraz walcząc o nowy kontrakt, znowu może pokazać, że stać go na więcej.

wtorek, 22 czerwca 2010

Airball spod kosza: mistrz mistrzowi nie równy

 Adom Morrison – wielka, niespełniona nadzieja białych i obecnie jeden z zawodników najczęściej wyśmiewanych, zdobył swój drugi tytuł mistrzowski. Miał on tak duży udział w tym zwycięstwie Lakers, co chłopiec podający ręczniki czy biegający z mopem po parkiecie, ale w odróżnieniu od tego chłopca, Morrison dostanie mistrzowski pierścień. Na początku minionego sezonu otrzymał swój pierwszy pierścionek z rąk Davida Sterna, mimo że w zeszłorocznych playoffs nie rozegrał ani jednej minuty, a w całym sezonie 2008/09 w koszulce Lakers na parkiecie pojawił się tylko 31 razy.

Był jednak częścią mistrzowskiej drużyny, tak samo jak w tym roku i już niedługo będzie mógł z dumą nosić dwa pierścienie. O dwa więcej niż Malone, Stockton, Ewing, Barkley, Miller, Nash, Iverson, Kidd, LeBron i Nowitzki razem wzięci. Trudno w jakimkolwiek stopniu porównać Morrisona do któregoś z tych wielkich zawodników. Oni dominowali i dominują na boiskach NBA, natomiast Adam zdominował ławkę i bardzo rzadko ją opuszcza. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli spojrzymy na ręce tych legend i ręce Morrisona, legendy wypadną blado, nie mając żadnego pierścionka. I w tym momencie nie ma znaczenia, w jaki sposób zdobył te dwa mistrzostwa - on jest mistrzem, oni nie.

Trudno mówić tu o sprawiedliwości, ale przecież w każdej drużynie, nawet tej mistrzowskiej, muszą być zawodnicy, którzy tylko wypełniają skład, zajmują krzesełka na ławce, a ich najodpowiedzialniejszym zdaniem jest przybicie piątki tym, którzy grają. Morrison i jemu podobni nic nie znaczą, ale mają to szczęście, że akurat znaleźli się w najlepszej drużynie NBA. Morrison takie szczęście miał. Kiedy przyszedł do NBA w 2006 niektórzy wróżyli mu wielką karierę. Ale kto mógł przypuszczać, że zaledwie po czterech sezonach w lidze będzie mógł pochwalić się dwoma pierścionkami.

Teraz przychodzi trudny moment w jego karierze, bo już pierwszego lipca stanie się wolnym agentem. Będzie musiał poszukać sobie nowej drużyny, która nawinie wierząc w jego możliwości, tak jak kiedyś Bobcats, i mistrzowskie doświadczenie, zdecyduje się go zatrudnić. Już to nie będzie łatwe, a Morrison musi jeszcze wziąć pod uwagę możliwości swojego przyszłego pracodawcy, przecież nie będzie siedział na ławce w drużynie nie liczącej się w walce o tytuł. Jest młody, ma dopiero 26 lat i jeszcze w niejednej mistrzowskiej drużynie może grzać ławę. Może będzie kolekcjonował tytuły zdobywane z różnymi drużynami niczym Robert Horry. Kto wie.

A może on jest 'talizmanem szczęścia'. Przecież Lakers zostali mistrzami dopiero po tym, jak Adam zasiadł na ich ławce. Przecież w 2008, kiedy przegrywali z Celtics nie mieli go u siebie. Teraz był i... jest tytuł. Warto to wziąć pod uwagę. Mitch Kupchak powinien się poważnie zastanowić, zanim pozwoli mu odejść, może lepiej niech jeszcze posiedzi na ławce Lakers kilka lat, w końcu tak dobrze mu to wychodzi...

Ale Morrison nie jest jedyny w swoim rodzaju. W każdej drużynie mistrzowskiej są zawodnicy, w odniesieniu do których określenie 'mistrz NBA' wydaje się być śmieszne.

Kiedy Pistons w 2004 zostali mistrzami, w ich składzie był debiutant Darko Milicic. W tamtych playoffs wystąpił w 8 meczach, w tym aż w 3 spotkaniach finałowych przeciwko Lakers. Jego osiągnięcia to w sumie 14 minut, jeden punkt i 3 zbiórki. Z pierwszej piątki pamiętnego draftu 2003 - James, Anthony i Bosh ciągle czekają na tytuł, podczas gdy Milicic mógł pochwalić się mistrzowskim pierścieniem już po pierwszym roku. Był mistrzem wcześniej niż Wade. Może jest jednym z największych niewypałów draftu, ale ani LeBron, ani Melo na razie nie dorównują mu w ilości mistrzowskich pierścieni.

Celtics też mają swojego Morrisona, jest nim oczywiście Brian Scalabrine. W 2008 nie miał okazji zagrać w playoffs, ale tuż przed rozpoczęciem kolejnego sezonu dumnie prezentował swój mistrzowski pierścień. W tegorocznych playoffs wystąpił w jednym spotkaniu i był dosłownie krok od drugiego tytułu. Niestety, jego partnerzy nie spisali się i to Adam, a nie Brian, ma dwa pierścionki.

Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć o Marku 'Mad Dogu' Madsenie. On, tak samo jak Morrison, ma na swoim koncie dwa tytuły zdobyte z Lakers, w 2001 i 2002. W tych dwóch playoffs rozegrał aż 20 spotkań, a na boisku spędził w sumie 58 minut. Mark dopiero może powiedzieć, że miał swój znaczący udział w sukcesie drużyny. W końcu jego 5 punków (1/14 z gry) i 12 zbiórek nie mogło nie mieć wpływu na to, że Lakers dwukrotnie wygrywali. Zapisał się nawet w historii mistrzowskich parad w LA:

Poradnik wolnego agenta cz. 5 - władze drużyny

Dzisiaj o 'władzach drużyny', pod tym określeniem zawarłem właściciela, a także generalnego managera i prezydenta. To od właściciela zależny ile pieniędzy zostanie wydanych na kontrakty zawodników, czy za wszelką cenę będzie się uciekać od luxury tax, czy będzie zgoda na płacenie tego podatku. Natomiast GM i prezydent odpowiedzialni są za jak najlepsze wykorzystanie tych pieniędzy, to oni pozyskują zawodników i tworzą zespół.

1. Heat
Micky Arison jest właścicielem Heat od 15 lat i w tym czasie jego drużyna aż 12 razy grała w playoffs, a w 2006 została mistrzem NBA. Arison wie jak prowadzić swój klubu, kogo zatrudnić na najważniejszych stanowiskach w klubie i komu powierzyć sprawy kadrowe. Potwierdził też, że gdy jest szansa na znaczący sukces, nie waha się wydać dużych pieniędzy. W ostatnich latach Arison przekazał kierowanie drużyną Patowi Riley'emu, dał mu wolną rękę i bardzo dobrze na tym wyszedł. Riley potwierdził, że nie tylko jest wybitnym trenerem, ale też potrafi zbudować silną drużynę pozyskując odpowiednich zawodników. Wraz z GM'em Randy'm Pfundem stworzył mistrzowski zespół w 2006 roku, ściągnął do Miami Shaqa, ale też i kilku weteranów, którzy w tamtych pamiętnych playoffs świetnie uzupełniali Wade'a. W 2008 Riley objął stanowisko generalnego managera i dobrze przygotował Heat na ten offseason, dając im bardzo dużą swobodę finansową.

2. Nets
O Mikhaile Prokhorovie ciągle nie wiemy za dużo. Na pewno jest jednym z najbogatszym ludzi na świecie, ma ogromną fortunę i ambitne plany, by w krótkim czasie jego drużyna była mistrzem NBA. Można być wręcz pewnym, że nie będzie szczędził pieniędzy, a płacenie luxury tax nie będzie dla niego problemem. Trudno jednak powiedzieć, jak spisze się w roli właściciela drużyny NBA, czy pozwoli trenerowi i generalnemu managerowi samodzielnie wykonywać ich obowiązki, czy może będzie niepotrzebnie ingerował w ich decyzje. To na razie pozostanie pod znakiem zapytania. Na szczęście dla Nets, drużyną nadal rządzi szanowany w lidze Rod Thorn, który jest już w New Jersey od 2000 roku. To on stworzył zespół, który dwukrotnie był wicemistrzem NBA. To on pozbył się Marbury'ego pozyskując w zamian Kidda, a w kilka lat temu za bardzo niską cenę ściągnął do Nets Cartera. Jego osoba we władzach klubu gwarantuje, że zespół będzie mądrze budowany.

3. Knicks
James Dolan w 2003 popełnił fatalny błąd i powierzył funkcję generalnego managera Isiah Thomasowi. Pod rządami Thomasa, Knicks pozyskali wielu znanych zawodników, wydawali ogromne pieniądze, ale nic nie osiągnęli. Właściciel zgadzał się na kolejne zakupy i długo akceptował poczynania Thomasa, który rządził przez prawie 5 lat. To na pewno nie świadczy dobrze o Dolanie. Z drugiej strony, ten okres w historii klubu z Nowego Jorku pokazał, że jest on skłonny wydawać ogromne pieniądze, a to na pewno jest dobrą informacją dla wolnych agentów. W 2008 powierzył przebudowę zespołu doświadczonemu Donnie'mu Walshowi, co rozpoczęło nowy etap w historii klubu. Walsh w latach 90-tych tworzył siłę Pacers, którzy w 2000 doszli do finału ligi. Od czasu gdy on zajął się sprawami kadrowymi, w Nowym Jorku sytuacja znacząco się poprawiła, pozbył się większości dużych kontraktów, rozkapryszonych gwiazd i przygotował drużynę na ten offseason. Nie ma wątpliwości, że Walsh zna się na swojej pracy. Połączenie dużych możliwości finansowych i rozsądnego Walsha powinno dać dobry efekt.

4. Bulls
Jerry Reinsdorf jest właścicielem Bulls od 1985 roku, a jego drużyna od tamtego czasu 6-krotnie była mistrzem NBA. Oczywiście było to przede wszystkim spowodowane faktem, że w Chicago gał Jordan, ale właściciel wraz ze swoimi ludźmi postarał się, by jego gwiazdor dostał odpowiednie wsparcie. Trzeba jednak pamiętać, że Reinsdorf jest również obwiniany o rozpad mistrzowskiej ekipy w roku 1998, kiedy nie chciał wydać dużych pieniędzy i przedłużyć umowy z Philem Jacksonem. Równocześnie nie przejmował się niechęcią Jordana do ówczesnego generalnego managera Jerry'ego Krause'a. Dlatego w Chicago, LeBron nie może liczyć, że tak jak w Cleveland, wystarczy jego jedno słowo, by właściciel zmienił generalnego managera czy trenera. Obecnie drużyną rządzą John Paxon i Gar Forman, którzy ostatnio w bardzo złym stylu pożegnali się z trenerem Del Negro, a Paxon nawet wdał się z nim w przepychankę. Udało im się stworzyć młodą, silną drużynę, ale atmosfera w kubie nie jest najlepsza. Poza tym, nie można zapomnieć, o zarzutach jakie wobec Bulls miał Wade. Gwiazdor Heat stwierdził, że nie są oni lojalni wobec swoich byłych zawodników, którzy po zakończeniu kariery nie znajdują dla siebie miejsca w klubie.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Morrison też jest mistrzem

W zeszłym roku Morrison nie wystąpił w żadnym meczu playoffs, dlatego trudno mówić o tym, że przyczynił się do mistrzostwa wywalczonego przez Lakers. W tym sezonie sprawa wygląda zupełnie inaczej. Morrison pojawił się na parkiecie w 2 meczach playoffs i grał w sumie 13 minut. Nie ma wątpliwości, że miał swój udział w sukcesie drużyny z LA. W swoim programie Jimmy Kimmel zaprezentował "Adam Morrison Finals Highlights" (ok. 1:20), które potwierdzają, że było on ważną postacią mistrzów NBA 2010:

Wielki człowiek - Manute Bol

W sobotę, w wieku 47 lat zmarł Manute Bol, który był jedną z najoryginalniejszych postaci w historii NBA. Wyróżniał się przede wszystkim swoim wzrostem - 231 centymetrów, dlatego nie musiał nawet skakać, by wsadzić piłkę do kosza. Ale też, przy tym był bardzo chudy i ważył tylko nieco ponad 100 kilogramów. Poza tym, trudno w historii najlepszej ligi świata znaleźć innego zawodnika, który zabił lwa włócznią, za swoją pierwszą żonę zapłacił 50 krowami, a druga kosztowała go aż 100 krów więcej.

Podobno dziadek Maute'a był jeszcze wyższy niż on, według miejscowych legend mógł mieć nawet 239 centymetrów wzrostu. Wiadomo, że był wodzem plemienia Dinka, miał dziesiątki żon i setkę dzieci, a gdy okazało się, że niedługo umrze, na własne życzenie został zakopany ciągle jeszcze żyjąc. Tak właśnie wyglądało życie w południowym Sudanie, gdzie na świat przyszedł Manute Bol. Tak jak większość mężczyzn z jego plemienia, również on miał zajmować się hodowlą i sprzedażą bydła. Na szczęście splot różnych wydarzeń sprawił, że został zauważony przez trenera koszykówki, który pokazał go amerykańskim kolegom i w ten sposób, w roku 1983 Bol przyleciał do USA. Miał wtedy 21 lat, nie mówił słowa po angielsku, a w koszykówkę grał dopiero od 15 roku życia. Musiał nauczyć się nie tylko języka, ale też i koszykówki.

W 1984 dostał szansę gry na University of Bridgeport, gdzie wykorzystywał swój imponujący wzrost, by zdobywać średnio 22.5 punktów, zbierać 13.5 piłek i blokować 7 rzutów. Został zauważony i bardzo szybko zainteresowano się nim również w NBA. Zaledwie po roku gry na uniwersytecie, Manute zdecydował się spróbować swoich sił w profesjonalnej koszykówce. Wielu wątpiło, że jest on w stanie grać w NBA. Miał duże braki szkoleniowe, jego gra ofensywna pozostawiała wiele do życzenia, a jego jedynym atutem była umiejętność blokowania. Dla Bola te argumenty jednak nie miały znaczenia i to nie dlatego, że tak bardzo chciał zostać gwiazdą koszykówki. W 1985 zmarł jego ojciec i Manute czuł się w obowiązku, by zadbać o swoją rodzinę w Sudanie, musiał zarabiać, dlatego zdecydował się na zawodowstwo.

W trakcie ligi letniej, gdzie sprawdzano możliwości młodych zawodników, Bol pokazał na co go stać. W jednym z meczów, który zakończył się dopiero po dwóch dogrywkach zanotował aż 31 bloków. W drafcie 1985 na Sudańczyka postawili Washington Bullets, którzy wybierali w drugiej rundzie z numerem 31. Bol stał się pierwszym zawodnikiem w historii NBA mającym ponad 230 centymetrów wzrostu.

Swój debiutancki sezon Bol rozpoczął jako zawodnik rezerwowy, ale później został podstawowym centrem Bullets (60 meczów rozpoczynał w pierwszej piątce). Bardzo szybko potwierdził, że jest gotowy na występy w NBA i od razu stał się postrachem dla przeciwników w strefie podkoszowej. Był najlepszym blokującym NBA w rozgrywkach 1985/86, jego średnia wyniosła aż 4.97 (druga najwyższa średnia bloków w historii), a notował ją spędzając na boisku tylko 26 minut. Ostatecznie w 80 meczach zablokował 397 rzutów, co do teraz pozostaje rekordowym osiągnięciem dla debiutanta. Natomiast w całej historii NBA jest to drugi najlepszy wynik, tylko Mark Eaton miał więcej bloków w jednym sezonie (456 w 1984/85). Na zakończenie rozgrywek Bol został wybrany do drugiej piątki najlepszych obrońców ligi. W playoffs nadal imponował i zaliczył w sumie 29 bloków w 5 meczach. Średnia 5.8 jest rekordowym osiągnięciem w fazie posezonowej w historii NBA. W kolejnym sezonie Bol nie miał już szans na utrzymanie się w pierwszej piątce, ponieważ do Bullets dołączył legendarny Moses Malone.
W 1988 został wytransferowany do Warriors. Pod wodzą trenera Dona Nelsona, nową specjalnością Bola stały się rzuty za trzy. W swoich pierwszych trzech sezonach w NBA tylko 3 razy próbował trafić zza łuku i ani razu mu się to nie udało. Natomiast w rozgrywkach 1988/89 miał 22 celne trójki na 91 oddanych rzutów. Tym samym, jest najwyższym zawodnikiem w historii, który trafił za trzy. Dla kibiców jego rzuty z dystansu były jeszcze większą atrakcją niż efektowne bloki. Ale o blokowaniu nie zapomniał i po raz drugi w swojej karierze był liderem całej ligi w tym elemencie. W 80 meczach zablokował 345 rzutów, a jego średnia wyniosła 4.3. Warto również dodać, że w tym sezonie Bol zanotował najwyższą w swojej karierze średnią 3.9 zdobywanych punktów. 

W Golden State spędził jeszcze jeden sezon, po czym został oddany do Filadelfii. W barwach Sixers grał przez 3 lata. W rozgrywkach 1992/93 po raz pierwszy w swojej karierze zdobył więcej punktów niż miał bloków, a był to już jego ósmy sezon w lidze. W 58 meczach zanotował wtedy 126 punktów i 119 bloków. W 1994 podpisał kontrakt z Heat, ale w Miami rozegrał tylko 8 spotkań, po czym został zwolniony. Wtedy wrócił do Waszyngtonu, gdzie nie tyle potrzebowano go na parkiecie, co do pomocy na treningach. Bullets w tamtym sezonie mieli w swoim składzie debiutanta Gheorghe'a Muresana, który odebrał Bolowi miano najwyższego zawodnika w historii NBA. Manute miał pomóc mu przystosować się do ligi, ale długo w Waszyngtonie nie zabawił i jeszcze w tym samym sezonie przeniósł się do Filadelfii, gdzie również potrzebowano jego pomocy. W Sixers grał wtedy pierwszoroczniak Shawn Bradley, o 2 centymetry niższy od Sudańczyka. W kolejnym sezonie Bol wrócił do Warriors, gdzie znowu zaczął więcej grać. Niestety zdążył wystąpić tylko w 5 meczach, po czym został wyeliminowany z dalszej gry przez poważną kontuzję prawego kolana. Tak zakończyła się jego 10-letnia kariera w NBA.

W całej karierze, w 624 meczach, zaliczył aż 2086 bloków. Jest jednym z 19 zawodników w historii, który zablokował ponad 2 tysiące rzutów, ale w tej grupie tylko on rozegrał mniej niż 830 spotkań. Średnia bloków w karierze Bola to 3.3, co jest drugą najwyższą średnią w historii NBA (wyprzedza go tylko Eaton, 3.5). W playoffs jego średnia wyniosła 2.7, co daje mu czwarte miejsce w historii. Do Manute'a należy również drugi najlepszy wynik pod względem liczby bloków w jednym meczu, dwa spotkania w swojej karierze zakończył z 15 blokami. Jest też jednym z trzech zawodników, którzy w jednej połowie meczu zanotowali aż 11 bloków. Na koniec trzeba jeszcze dodać, że Bol będąc na parkiecie średnio co 5.6 minut zaliczał blok.
Wzrost oczywiście bardzo mu pomagał w tych efektownych osiągnięciach, ale on też miał duże umiejętności, potrafił świetnie wykorzystać swoje centymetry i długie ręce. A wzrost to nie wszystko, by mieć dużo bloków, co pokazał przypadek Muresana. Mimo że był on równie wysoki co Bol, średnio blokował tylko 1.5 rzutów.

Poza blokami, w pozostałych statystykach Bol niczym się nie wyróżniał. Jest jedynym zawodnikiem, który w swojej karierze zablokował więcej rzutów niż zdobył punktów. Jego średnia wyniosła zaledwie 2.6 punktów, a jego rekord w jednym meczu to tylko 18 punktów. Nie imponował też pod względem zbiórek. Średnio zbierał tylko 4.2 piłek, a jego najlepszym sezonem pod tym względem był pierwszy rok gry w NBA, kiedy miał przeciętnie 6 zbiórek w każdym meczu.

Po zakończeniu gry w NBA, mimo że miał problemy zdrowotne nie zrezygnował z dalszych występów. Swoich sił próbował w lidze CBA, później jeszcze wybrał się do Włoch, miał też krótki epizod gry w Katarze. Motywacją Bola były przede wszystkim pieniądze. Mimo że w swojej karierze zarobił kilka milionów dolarów (najwyższy kontrakt jaki podpisał to $6 mln za 4 lata), bardzo szybko okazało się, że jest bankrutem. Do jego problemów finansowych przyczyniły się złe inwestycje, ale też ogromne wydatki - utrzymywał wielu swoich krewnych, a do tego, jak się przewiduje przekazał ponad 3 miliony na pomoc dla Sudanu. Później było mu znacznie trudniej wspierać swój kraj, ale robił co mógł, by zdobyć pieniądze. Dlatego wystąpił w telewizyjnym show, w którym celebryci walczyli na bokserskim ringu, zagrał w jednym meczu hokeja na lodzie, mimo że nawet nie umiał jeździć na łyżwach, występował także jako dżokej. Zdawał sobie sprawę, że jego wzrost jest atrakcją dla publiczności i wszyscy śmieją się widząc chudego olbrzyma na łyżwach lub wśród niskich dżokejów. Był niczym atrakcja w cyrku, ale nie przejmował się tym, ponieważ najważniejsze dla niego było zbieranie pieniędzy i pomoc Sudanowi.
Od początku swojej kariery w USA, Bol nie zapominał o ogarniętym wojną domową Sudanie i o swoich rodakach. Często odwiedzał obóz uchodźców, wspierał budowę szpitali i szkół, a także pomagał finansowo rebeliantom dowodzonym przej jego plemię Dinka. Poza tym, Bol aktywnie działał także w Stanach na rzecz Sudanu, organizował demonstracje i rozmawiał z politykami. W 2001 władze Sudanu zaproponowały mu stanowisko ministra sportu, ale równocześnie zarządzały, by przeszedł na Islam. Manute (chrześcijanin) odmówił, w efekcie czego zostały mu odebrane wszystkie dokumenty, został oskarżony od wspieranie rebeliantów, był w areszcie domowym i nie mógł wrócić od USA. Dzięki pomocy ze Stanów udało mu się w końcu wyjechać do Egiptu. Podczas pobytu w Kairze, Bol prowadził szkółkę koszykarską, w której jednym z jego podopiecznych był przyszły zawodnik NBA i jego rodak, Luol Deng.

Po powrocie do Stanów, w 2004 Manute miał poważny wypadek samochodowy, wsiadł do taksówki prowadzonej przez pijanego kierowcę. W szpitalu spędził wtedy ponad 3 miesiące. Już przed tym wypadkiem był w złym stanie zdrowia, miał reumatyzm obu kolan i nadgarstków.

Zmarł w sobotę 19 czerwca, mając poważne problemy z nerkami i bolesną chorobę skóry.

Zapamiętamy go nie tylko jako wielkiego zawodnika, jednego zn najwyższych w historii NBA, ale też i wielkiego człowieka, który robił co mógł, by pomóc Sudanowi.

Manute Bol  1962-2010