wtorek, 30 marca 2010

O co chodzi w Portland?



















David Aldridge donosi, że nie dzieje się dobrze we władzach Portland TrailBlazers. Właściciel klubu poprzez zwolnienie w ostatnim czasie Toma Penn'a (współtworzył z Pritchardem nowych Blazers) stara się podkopać pozycje Kevina Pritcharda, stworzyciela nowych Blazers. Przypomnę, że jeszcze kilka lat temu gracze z Portland robili wszystko, co nielegalne. Walki psów, narkotyki, figurowanie w kartotekach policyjnych. Czego młoda dusza zapragnie. W końcu postanowiono rozpędzić towarzystwo ochrzczone JailBlazers. Dzięki dobrym ruchom kadrowym (zatrudnienie McMillana), odpowiednim wyborom w drafcie (Roy, Oden, Batum, Bayless, Fernandez, Aldridge), udało się stworzyć w kilka lat bardzo dobrą ekipę, która gdyby nie kontuzje w tym sezonie kto wie gdzie by zaszła. Możliwe, że Pritchard zrobił się za bardzo samodzielny. Możliwe. Ponoć całą sprawę, pewnie z mnóstwem niedomówień, panowie maja załatwić w offseason. Niech trzymają kciuki za pomyślne załatwienie sprawy kibice Portland, inaczej nie wiadomo, w która stronę popłynie organizacja. Szkoda by było zmarnować taki świetny team.


Adam Szczepański
Trudno powiedzieć jak w ogóle Blazers mogą zastanawiać się nad statusem Pritcharda w ich organizacji. Obecnie jest on jednym z najlepszych GM w NBA. W ostatnich latach Pritchard i jeszcze Presti z Thunder, właściwie od zera zbudowali drużyny, które teraz odgrywają znaczące role na zachodzie. Nawet decyzja o podpisaniu kontraktu z Andre Millerem ostatecznie okazała się dobrym ruchem. Pamiętamy, że na początku było dużo problemów, Miller chciał grać w pierwszej piątce i nie mógł dogadać się z trenerem, nie najlepiej współpracował na boisku z Roy'em. Wtedy mówiło się, że pozyskanie tego weterana było błędem. Wiadomo, że Pritchard był trochę do tego zmuszony, po tym jak nie udało mu się przekonać Turkoglu, a kontrakt Millsapa wyrównali Jazz. Blazers chcieli za wszelką cenę się wzmocnić, dlatego padło na Millera. Ale podczas gdy skład drużyny był zdziesiątkowany przez kontuzje, to w dużej mierze Andre ciągnął ich, nie pozwalając, by wypadli poza pierwszą ósemkę. I w tym momencie jest ważną postacią drużyny z Portland (pierwszy podający, trzeci strzelec, do tego tylko on i Webster nie opuścili żadnego meczu).
Tak na prawdę trudno przyczepić się do Pritcharda. Oczywiście nie wszystkie jego decyzje są i były idealne, ale ogólnie rzecz biorąc wykonuje świetną robotę.
Jak na razie prezydent klubu Larry Miller oświadczył, że popiera generalnego managera, ale nie zapewnił, że Blazers chcą zatrzymać go u siebie na dłużej. Pritchard może natomiast liczyć na kibiców, którzy już rozpoczęli kampanię na rzecz zatrzymania go w Portland.

0 komentarze:

Prześlij komentarz