piątek, 26 marca 2010

Co by było gdyby w 2008 roku…

…menadżerowie drużyn NBA w dniu draftu wiedzieli to, co my teraz. Pokrótce prześledzę pierwszą rundę draftu, wskazując wypały i niewypały draftu oraz orzekając, kto powinien zostać wybrany i z jakim numerem.

1. DERRICK ROSE – Bulls przed draftem mieli obsadzone porządnie wszystkie pozycje w pierwszej piątce(Hinrich,Gordon,Deng,Thomas,Noah). Oczywistym ruchem było wybranie rozgrywającego z Memphis, uważanego za najlepszego gracza uniwersyteckiego w kraju. Rose spełnia pokładane w nim nadzieje jako numeru jeden draftu. Chicago zrobiło bardzo dobry ruch pozyskując go, pozwoliło Hinrichowi stać się combo gardem i graczem od defensywy na obwodzie, oddając Derrickowi ciężar gry w ataku. Robi duże postępy, uczestniczył w tym roku w All-Star Game. Jeśli nie złapie poważniejszej kontuzji (oby nie!), będzie jednym z najlepszych rozgrywających w NBA.

2. MICHAEL BEASLEY – Heat potrzebowali kogoś na wszystkie pozycje nie licząc SG, gdzie rządzi i dzieli Wade. Beasley nie musiał być takim oczywistym wyborem. Niepokorny, niedojrzały, z dużymi brakami w obronie mimo, że przychodził do ligi z łatką gracza przypominającego Carmelo Anthony’ego, mógł być gorszym wyborem niż wybrani z dalszymi numerami Love, Lopez czy Randolph. MÓGŁ. Spoelstra, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, zmusił młodego gracza do sporej pracy nad obroną, dzięki czemu staje się on z miesiąca na miesiąc graczem bardziej kompletnym. Przypomnę, ma tylko 21 lat(!). Jeśli D-Wade zostanie w Miami, latem 2010 roku kierownictwo Heat doda do składu kilku ciekawych graczy, Beasley może być pierwszoplanową postacią mocnego zespołu zaraz za Dwyanem.

3. RUSELL WESTBROOK – Timberwolves przed draftem potrzebowali kogoś lepszego niż Randy Foye na PG. Westbrook, będący Combo Guardem, wraz z Jeffersonem mógłby stworzyć ciekawy duet. Foye mógłby posłużyć jako gracz do wymiany za kogoś szalejącego na skrzydle, świetnego strzelca (wybaczcie, Mike Miller pozyskany później mimo mojej całej sympatii do niego nie jest TYM świetnym strzelcem). Minnesota w dniu draftu pozyskała Kevina Love’a, Millera z Memphis. Tylko po co? Love i Jefferson to gracze podobni. Obydwaj zapewniają double-double, mimo, że mogą grać na PF bądź C to nie lubią grać koło siebie, co tworzy złą chemię w szatni. Rusell pokazuje, że warto by było na niego stawiać, gdyż jest jednym z filarów OKC.

4. KEVIN LOVE – Thunder mając obstawione pozycje SG-SF i SF-PF przez odpowiednio Duranta i Greena, powinni pozyskać dobrego rozgrywającego bądź podkoszowego. W mojej symulacji draftu dokonali by tego drugiego. Dlaczego? Love to biały gracz, z wysokim koszykarskim IQ, mogącym grać na dwóch pozycjach, zapewniającym zbiórki na desce, i obronę podkoszową, co jest dużym mankamentem w grze OKC aktualnie. Jeśliby Thunder dodali do tego w kolejnym sezonie Hardena i Maynora, to nikt mi nie powie, że s5 Maynor-Harden-Durant-Green-Love nie robi wrażenia. Obsadzając ławkę dobrymi zmiennikami za kilka lat Thunder mogliby pokusić się o misia.

5. O.J.MAYO – i tym sposobem Memphis pozyskałoby gracza, którego chcieli od początku. Mayo to bardzo dobry strzelec, ktoś, kogo potrzebowali bardzo (Gay,Conley, czy ktokolwiek inny na dystansie już nie jest tak groźny). Po świetnym pierwszym sezonie w NBA o Mayo jakby przycichło. Mimo tego pracuje on ciężko nad sobą, będąc dobrym uzupełnieniem 9 obecnie składu na Zachodzie.

6. BROOK LOPEZ – tak, tak, tak. Knicks właśnie Lopeza powinni pozyskać. Nie mieli w składzie dobrego centra (sorry Randolph, ale w Knicks się obijałeś, a Lee? Lee to PF). Tak, wiem, że pozyskano Gallinariego, bo jest Włochem, jest biały i lubi grać up-tempo. Ale to właśnie lepszy z braci Lopezów jest zapewnieniem na deskach na lata, a wraz z Lee mogliby być dużym zmartwieniem dla wszystkich zespołów NBA. To przyszły gracz formatu All-star, a Gallinari to strzelec, naprawdę dobry, ale bez tak wielkiego potencjału.

7. COURTNEY LEE – długo się zastanawiałem kto tu powinien wskoczyć. Pewnikiem jest, że ktoś na pozycje SG-SF, ale najlepszy, Mayo, poszedł z numerem 5, więc może Courtney? W tamtym sezonie w barwach Magic pokazał, że może być świetnym uzupełnieniem dobrego teamu, nie przeszkadzając liderom. Davis, Camby czy Kaman nie zostaliby ograniczeni, a Lee rozwijał by się przy nich tak szybko jak przy Howardzie i Nelsonie. Teraz zesłany na zsyłkę na Sy…. znaczy się do New Jersey, nie może pokazać w pełni swych umiejętności. Eric Gordon w moim drafcie musi poczekać kilka numerów, bo według mnie ma mniejszy potencjał od Lee.

8. DANILO GALLINARI – nie skomentuje wyboru przez Bucks Joe Alexandra, bo chyba każdy wie co mogę o tym myśleć. Dopiero po pozyskaniu niedawno Salmonsa kierownictwo Milwaukee poradziło sobie z brakiem strzelca na pozycjach SG-SF, bo Redd ze swoim wątpliwym zdrowiem mógł w każdej chwili się posypać, co niestety okazało się prawdą. Włoch mający ułożona rękę mógłby być lekiem na problemy Bucks, czyli problemy w ataku.

9. ANTHONY RANDOLPH – kusiło mnie, by wrzucić tu Batuma, ale w tamtym momencie Bobcats nie potrzebowali takiego gracza. Randolph, bardzo młody gracz, wysoki, długi, szczupły, to inwestycja na dłużej. Jednak już w tym sezonie było widać (skończył go, kontuzja), że ma czucie do bloków, i sądzę, że wpasowałby się w taktykę Larry’ego Browna dość szybko. Przy boku takiego trenera nauka koszykarskiego rzemiosła przynosi większe efekty niż ta przy Nelsonie. Sądzę, że za parę lat Randolph będzie graczem pokroju Odoma, graczem od wszystkiego. D.J.Augustin to nie ten gracz, którego potrzeba Bobcats. 9 numer draftu to za wysoko, by wybierać w nim PG back-up’a.

10. ROY HIBBERT – w tym wypadku postawiłem na centymetry. W sezonie 2008-2009 Nets potrzebowali wysokiego gracza pod koszem. Wobec wyboru z wyższymi numerami Love’a, Lopeza, Randolpha, zostaje Roy Hibbert, który jest lepszy od drugiego brata bliźniaka, Robina. Ten sezon pokazuje, że ten czarnoskóry gracz może być ważną opcja w ataku, potrafi zbierać, i być porządnym obrońcą w trumnie.

11. ERIC GORDON – no i doczekaliśmy się wyboru obrońcy z Indiany. Dalekiej przeprowadzki by nie miał. Sądzę, że z Grangerem uzupełnialiby się, po wskoczeniu do pierwszej piątki jakiejkolwiek innej drużyny od Clippers młody koszykarz miałby zapewniony rozwój. Aczkolwiek nie jestem do niego mocno przekonany, to byłby dobry wybór w pierwszej 14 draftu. Bo kogo by mieli wybrać Pacers, nie mając dobrego centra w puli graczy już? I nie podkopując pozycji swego franchise player, czyli Grangera. Nie wiem, tu wysypałem się z sensownych pomysłów wybrania graczy, który na dłużej by zagościli w drużynie Larry’ego Birda, więc czekam na wasze sugestie.

12. MARREESE SPEIGHTS – Kings potrzebowali PF. W tym momencie wybór jest pomiędzy Speightsem a Thompsonem. Pierwszy z nich po 2 sezonach w 76rs sprawia wrażenie przytłoczonego przez Branda. Miewał przebłyski, jak dla mnie to zdecydowanie pokazuje, że lepiej na niego postawić, niż na Thompsona, który w takiej drużynie jak Kings, dostając tyle czasu, nie pokazuje się od wybitnej strony, ot kolejny wyrobnik koszykarski, choć nie odbieram mu ambicji i ciężkiej pracy.

13. D.J.AUGUSTIN – Blazers musieli wybrać rozgrywającego. Nie widzę innej możliwości. To może jednak Augustin, a nie Bayless, który do dzisiaj nie potrafi się odnaleźć (no dobra, raz na jakiś czas przypomni o sobie) w odmłodzonym składzie ekipy z Portland. Z ciekawością bym się przyglądał, jakby się to potoczyło.

14. JERRYD BAYLESS – najchętniej zawiesiłbym prawa do wyboru młodych graczy przez Golden State Warriors. Póki nie zmieni się tam ekipa trzymająca władzę. Ale jeśli już, to Bayless. Dlaczego on, skoro na niego narzekał numer wcześniej? Odnoszę takie wrażenie, że w grającym wolno, dokładnie, kochającym atak pozycyjny Portland marnuje się. Chciałbym go zobaczyć w GSW, biegającego od kosza do kosza, bez niepotrzebnych hamulców. Co z tego, że tam był Ellis? Mogliby we dwóch grać na boisku, Nelsonowi to nie przeszkadza, byle by biegał jak wariat i oddawał rzuty w 8 sekundzie akcji.


Godni zauważenia:
NICOLAS BATUM – będzie kimś w tej lidze. Żałuję, że w tym sezonie tak mało grał (poważna kontuzja), ale ten młody Francuz tak ciężko nad sobą pracuje, że jestem ciekaw jak będzie wyglądała jego gra w przyszłym, jego trzecim na parkietach NBA sezonie.
ROBIN LOPEZ – pracuś, pracuś, pracuś. Dobry obrońca, awansował do s5 w Phoenix w tym sezonie, a to coś(Frye, Stoudemire). Nie ma takiego potencjału jak brat, ale ciężko pracuje nad sobą.
J.J.HICKSON – pięknie się rozwija nam przy boku Jamesa. Już Shaq dopilnuje, by stał się drugim Ceballosem.
SERGE IBAKA – w swym drugim sezonie pokazuje, że może być porządnym role-playerem w ekipie walczącej w playoffach.
GORAN DRAGIĆ – tu dobitnie widać wpływ Nasha na jego rozwój. Lepiej trafić nie mógł, jeszcze kilka lat, a będzie solidnym PG w NBA.
Godni niezauważenia:
JOE ALEXANDER
BRANDON RUSH
ALEXIS AJINCA

P.S. To mój pierwszy artykuł na tym blogu. Witam was wszystkich, zamierzam wspomóc Adama w prowadzeniu bloga, proszę o kredyt zaufania na początku mej pracy. Za wszystkie błędy przepraszam z góry. Myślę, że trochę więcej szczegółów o mnie wyjdzie później, takich jak mój ulubiony zespół itp.

5 komentarzy:

  1. Artykuł całkiem dobry, ale podobny był jakiś czas temu na innym blogu, tylko on był o drafcie 2009. "Meczy" przy notce o Batumie jednak razi w oczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już poprawione, dziękuję za poprawienie:) Tylko, że to takie spojrzenie na draft 2008 z dalszej perspektywy, niż ta z której patrzymy na ostatni draft.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu zwróciłem uwagę na podobną tematykę artykułów. Mi się takie wpisy podobają. Może jakiś cykl takich artykułów?

    OdpowiedzUsuń
  4. planuję, planuję, przejrzeć drafty do 2000 roku.
    Jeśli ktoś ma jakiś pomysł na serie artykułów - z chęcią takiego pomysłu wysłucham:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam
    Fajny artykuł czekam na następne ciekawy blog.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń