wtorek, 23 marca 2010

Bucks - piąta siła wschodu

Kiedy Bucks świetnie rozpoczęli tegoroczne rozgrywki i prowadzeni przez Jenningsa wygrywali kojne mecze, stali się objawieniem i największą niespodzianką sezonu. Jednak po kilkunastu pierwszych meczach, w Milwaukee wszystko zaczęło wracać do normy. Bucks mieli znacznie większe problemy z pokonywaniem rywali, problemy zdrowotne miał Bogut, a ich najlepszy strzelec ostatnich lat znowu doznał kontuzji, która wykluczyła go z dalszej gry w sezonie. W efekcie Bucks wypadli poza najlepszą ósemkę wschodu i długo tam pozostawali. Dopiero w lutym coś się ruszyło i zaczęli częściej wygrywać. Przełom nastąpił po trade deadline, kiedy Bucks zdecydowali się ściągnąć do siebie Salmonsa. Ten rzucający obrońca w Chicago grał znacznie poniżej oczekiwań, a do tego ma kontrakt na jeszcze jeden sezon za blisko $6 milionów. Dlatego był to dość ryzykowny ruch. Jednak w Milwaukee bardzo brakowało dobrego strzelca, który uzupełniłby świetnie prowadzącego grę Jennignsa i skutecznie walczącego pod koszami Boguta. Na Redda nie mogli już liczyć, pozyskany w trakcie sezonu Stackhouse przydaje się jako zmiennik, ale ciągle brakowała dwójki do pierwszej piątki. Salomns okazał się strzałem w dziesiątkę. I tak jak w zeszłym sezonie pomógł Bulls w końcówce rozgrywek i potem w pamiętnej serii z Celtics, tak teraz bardzo wzmocnił drużynę z Milwaukee. W tym sezonie, gdy Salmons był na boisku grając dla Bulls, jego drużyna była na minusie (w sumie -41 punktów), natomiast Bucks z nim na parkeicie są łącznie 169 punktów na plusie. Trudno się temu dziwić, skoro teraz Salmons zdobywa średnio 20.5 punktów ze skutecznością 46.7%, a w Bulls miał tylko 12.7 (42%).

Salmons świetnie uzupełnił tą drużynę, ale o ich sile decyduje znacznie więcej elementów niż tylko ten niedawno pozyskany zawodnik.
Bogut od początku sezonu gra na bardzo wysokim poziomie i są to dla niego najlepsze rozgrywki w karierze. Zdobywa średnio 16 punktów, zbiera 10.3 piłek i blokuje 2.5 rzutów. W tym momencie ma serię 34 spotkań z rzędu, z co najmniej jednym blokiem na koncie. Do tego w 63 meczach aż 60 razy zaliczył przynajmniej 5 zbiórek, a 51 razy dwucyfrowy dorobek punktów. To pokazuje, jak równo gra w tym sezonie, w każdym meczu Bucks mogą na niego liczyć. Stał się prawdziwym liderem tej drużyny.

Środkowego Bucks świetnie wspiera młody rozgrywający, który jest najlepiej asystującym wśród debiutantów. Ostatnio udało mu się także poprawić skuteczność rzutów z gry. W grudniu, styczniu i lutym trafiał średnio niespełna 34% swoich rzutów, a w marcu jego skuteczność wzrosła do 39.4%. Ostatnio w meczu z Kings, tak samo jak na początku sezonu, poprowadził Bucks do zwycięstwa imponując w ataku (35 punktów i 8 trójek).

Kluczową rolę odgrywa również Delfino, który przed tym sezonem zdecydował się na powrót do NBA po roku spędzonym w Europie. To była dobra decyzja, bo teraz jest kluczową postacią Bucks. Do końca grudnia zaliczał średnio nieco ponad 8 punktów i 4 zbiórki. Natomiast od początku roku 2010 gra znacznie lepiej i ma swój ogromny udział ostatnich zwycięstwach Bucks. Od stycznia jego średnie wzrosły do 13 punktów i ponad 6 zbiórek.

Tak samo jak w przypadku Delfino, również powrót Ilyasovy do NBA jest bardzo udany. Turek jest czołowym zmiennikiem drużyny z Milwaukee i wraz z Ridnouerem stanowią o sile rezerwowych. Ilyasova ma średnio 10.2 punktów i 6.3 zbiórki, natomiast Ridnour 10.3 punktów i 3.9 asyst.

Nie można zapomnieć też o świetnym obrońcy Mbah a Moute. W końcu to właśnie defensywa jest największym atutem Bucks. Od początku lutego, w 24 meczach tracili średnio tylko 91.6 punktów. Natomiast do lutego w każdym meczu pozwalali swoim przeciwnikom zdobywać blisko 99 punktów.  Trener Skiles już w Chicago stworzył świetną defensywę, a teraz ponownie przekonał swoich zawodników do twardej walki na całym parkiecie i to przynosi bardzo dobre efekty.

W tym momencie Bucks są na piątym miejscu wschodu z bilansem 39-30 i już właściwie mogą być pewni pierwszego od 4 lat występu w playoffs. Prawdopodobnie osiągną także największą liczbę zwycięstw od sezonu 2000/01, kiedy wygrali 52 mecze. Od tamtego czasu nie udało im się wygrać więcej niż 42.

1 komentarz:

  1. Adam, tak trzymaj, Twój blog wyrasta na jeden z lepszych w sieci, notki częste i ciekawe, a niektóre informacje masz chyba z FBI:-)

    OdpowiedzUsuń