wtorek, 6 kwietnia 2010

LeBron rzucił, Cavs przegrali

W meczu z Hawks, Cavs zapewnili sobie 60 wygraną w sezonie (drugi rok z rzędu). Są pierwszą drużyną, która osiągnęła ten pułap w obecnych rozgrywkach i bardzo prawdopodobne, że pozostaną jedyni. Szanse mają jeszcze Lakers, ale musieliby wygrać wszystkie 5 ostatnich spotkań. Cavs natomiast mogą cieszyć się nie tylko z pierwszego miejsca na wschodzie, ale też i w całej lidze. Drugi rok z rzędu są najlepsi i przystąpią do playoffs jako drużyna mająca teoretycznie największe szanse na mistrzostwo.

Jednak niedzielny mecz w Bostonie, pokazał, że Cavs nie zawsze potrafią być 'kilerami' w trudnych starciach, a LeBronowi zdarza się jeszcze podjąć bardzo głupom decyzje w kluczowej akcji.

Oczywiście trzeba docenić walkę Cavs i rewelacyjną grę Jamesa w czwartej kwarcie. Przed ostatnimi 12 minutami, goście przegrywali aż 17 punktami, ale odrobili tą stratę i mogli wygrać. Zawdzięczają to fantastycznej grze swojego lidera. James zdobył wtedy 20 ze swoich 42 punktów. Wszystko zapowiadało, że będzie to kolejny mecz, w którym LeBron pokaże swoją wielkość. Niestety, imponujące statystyki indywidualne nie znaczą dużo, jeśli ostatecznie drużyna przegrywa. A Cavs przegrali i to w dużej mierze przez Jamesa.

Na kilka sekund przed końcem, goście mieli 2 punkty straty i piłkę. James zdecydował się na rzut za trzy, który mógł dać im zwycięstwo...
Po co rzucał z dystansu, skoro wcześniej spudłował 7 trójek?
Po co rzucał za trzy, skoro można było doprowadzić do remisu rzutem za 2?
Po co rzucał, skoro na wolnej pozycji był Jamison?

James jednak rzucił, nie trafił, a do końca pozostały 3 sekundy i było po meczu. A mógł przecież odegrać do Jamisona, który doprowadziłby do dogrywki. W doliczonym czasie gry mieli duże szanse na zwycięstwo ze zmęczonymi gospodarzami.

Natomiast chcąc wygrać spotkanie rzutem za trzy, trzeba było poczekać i oddać piłkę do któregoś z trójki Williams, Parker, Jamison – oni w tym meczu trafili w sumie 10 trójek na 11 prób, James 0 na 9.

Może ten mecz nie zmienił nic w układzie tabeli, było to tylko prestiżowe spotkanie na szczycie,  właściwie nic więcej. Dopiero w playoffs znacznie się liczyć każde zwycięstwo, zwłaszcza na parkiecie przeciwników. Ale mimo to, ten mecz pokazał jaka jest różnica między Jamesem i Bryantem. Może ten pierwszy ma niesamowite statystyki, znacznie lepsze niż lider Lakers, jednak w decydującej akcji, kiedy pozostaje kilka sekund do końca, piłkę znacznie lepiej oddać Bryantowi. Jamesowi jeszcze sporo brakuje, by być tak wybitnym 'clutch playerem' jak Kobe. I jeśli obaj spotkają się w wielkim finale, LeBron będzie musiał robić wszystko, żeby w ostatnich sekundach mecz był już rozstrzygnięty. W innym wypadku, Cavs będą mieć problem.

1 komentarz:

  1. Paradoksalnie ta przegrana i to pudło może wyjść na dobre Cavs i Jamesowi...jasne, że mógł podać, ale lider ma prawo decyzji - jego decyzja, jego odpowiedzialność...jestem przekonany, że drugi raz takiego "błędu" nie popełni...(obym się mylił:-))

    OdpowiedzUsuń