piątek, 11 czerwca 2010

game 4 Lakers: zabrakło Bynuma, zabrakło zbiórek

Lakers 89:96 (2-2)

Najlepszy zawodnik: Kobe Bryant
Bryant próbował pociągnąć Lakers, ale sam nie był w stanie pokonać Celtics. Mimo że był świetnie kryty przez obrońców gospodarzy, zdobył 30 punktów, ale kosztowało go to bardzo dużo sił i w końcówce był już zbyt zmęczony, by odmienić losy tego spotkania. Bardzo dobrze zagrał w trzeciej kwarcie. Te 12 minut było zdominowane przez twardą defensywę, obie drużyny miały problemy ze zdobywaniem punktów, natomiast Kobe trafiał za trzy. Zdobył wtedy 9 z 17 punktów swojej drużyny trafiając 3 z 5 rzutów zza łuku. Po trzech kwartach miał 5 celnych trójek na 7 prób, ale w czwartej już nie potrafił podtrzymać tej niesamowitej skuteczności na dystansie i spudłował 3 z 4. Jego trójka na 11 sekund przed końcem meczu, zbliżyła Lakers na 5 punktów, ale było to już zbyt późno. W czwartej kwarcie Bryant zdobył 12 punktów, ale z gry trafił tylko 2 z 6 rzutów, a większość punktów zaliczył z linii (7/8). Do tego, na 33 sekundy przed końcem, kiedy Lakers przegrywali 6 punktami, popełnił błąd, pod presją obrony wykonał złe podanie do Odoma, które przechwycił Rondo. W całym meczu Kobe popełnił aż 7 strat.

Decydujące elementy:
czwarta kwarta – ponownie w tych finałach o zwycięstwie przesądziła czwarta kwarta. Tym razem lepsi okazali się Celtics, ponieważ mogli liczyć na swoich zmienników. Lakers nie mogli znaleźć odpowiedzi na ich rezerwowych, grających bardzo aktywnie i agresywnie. W bardzo twardej grze w trzeciej kwarcie stracili sporo sił i nie mieli tyle energii co wypoczęci zmiennicy Celtics. Natomiast podstawowi zawodnicy gospodarzy mogli nabierać sił na końcowe minuty. Lakers nie mieli takiego komfortu, Braynt i Gasol grali przez pełne 24 minuty drugiej połowy. W czwartej kwarcie goście zdobyli 27 punktów ze skutecznością 45%, natomiast rywalom pozwolili trafić aż 63% rzutów z gry i zanotować 36 punktów. Nie potrafili podtrzymać intensywności gry w obronie z trzeciej kwarty, kiedy Celtics ograniczyli do 35%.

zbiórki – po raz kolejny drużyna, która wygrywa na tablicach, wygrywa mecz. Jeszcze w pierwszej połowie Celtics mieli tylko minimalną przewagę jednej zbiórki, ale już w drugiej Lakers zebrali tylko 14 piłek, a gospodarze 20. Ostatecznie Lakers zanotowali 34 zbiórki, o 7 mniej niż Celtics. Jeszcze większa różnica była w zbiórkach w ataku, zawodnicy gospodarze zebrali aż 2 razy więcej piłek na atakowanej tablicy (16) niż goście.
brak Bynum, brak wsparcia – występ Bynuma w tym meczu był pod znakiem zapytania. W poprzednim spotkaniu stan jego kolana znowu się pogorszył, ale ostatecznie wyszedł wczoraj w pierwszej piątce. Niestety było widać, że kontuzja mu dokucza i znacząco ogranicza jego możliwości. W pierwszej połowie grał 10 minut, natomiast w drugiej zdołał spędzić na parkiecie niespełna 2 minuty. Mecz zakończył mając 2 punkty i 3 zbiórki. Jego obecności pod koszem bardzo brakował Lakers w drugiej połowie, a Bryantowi i Gasolowi brakowało wsparcia (w poprzednich spotkaniach center Lakers za każdym razem miał przynajmniej 9 punktów i 6 zbiórek). Odom, Artest i Fisher nie potrafili pomóc swoim liderom, podczas gdy w Celtics było 6 zawodników z dorobkiem co najmniej 10 punktów.  

punkty z pomalowanego – Lakers zostali skutecznie odsunięci od kosza przez defensywę Celtics. Ostatecznie z pomalowanego zdobyli 34 punkty, czyli aż o 20 mniej niż gospodarze. W rezultacie, zawodnicy Lakers częściej rzucali za trzy, na 20 prób trafili 7. To była ich 6 porażka w tych playoffs i za każdym razem gdy przegrywają, mają przynajmniej 20 oddanych rzutów za trzy. To pokazuje, jak ważna jest dla nich gra pod kosz i zdobywanie punktów z bliska, zbyt duża liczba rzutów z dystansu im nie służy.

punkty drugiej szansy – Lakers 10, Celtics 20

punkty z kontry – Lakers 2, Celtics 15

Po ostatnim słabszym meczu, wczoraj Gasol zaprezentował się lepiej, ale nie dominował tak jak w pierwszych dwóch spotkaniach. Zdobył 21 punktów, jednak tylko 7 w drugiej połowie. Z gry trafił 46% swoich rzutów, a na linii pomylił się tylko raz na 10 prób (w drugiej połowie miał tylko 2 wolne). Przegrywał też walkę na tablicach i ostatecznie zebrał 6 piłek. Bryant i Gasol próbowali poprowadzić drużynę, ale mieli spore problemy ze świetną obroną Celtics. Razem popełnili aż 11 strat, natomiast Lakers w sumie mieli ich aż 16, z czego 9 w drugiej połowie.

Poza tym, dwójka liderów to znacznie za mało na drużynę, która dostaje tak ogromne wsparcie z ławki. W Lakers tego wsparcia zabrakło. Tylko Odom miał jeszcze dwucyfrową zdobycz punktową (10), zanotował także 7 zbiórek (0 w czwartej kwarcie). Jest to znacznie za mało, jak na najważniejszego zawodnika z ławki. Od niego oczekuje się znacznie więcej, zwłaszcza w sytuacji, gdy Lakers zostali pozbawieni Bynuma. Odom grał wczoraj 39 minut, najdłużej w tej serii, ale nie potrafił pomóc swojej drużynie. Prowadzeni przez niego rezerwowi w pierwszej połowie dali dobrą zmianę i zdobyli 12 punktów. Jednak już cały mecz zakończyli mając ich tylko 18 (44% z gry), wygląda to kiepsko przy 36 ze strony zmienników Celtics. Artest ponownie nie był przydatny w ataku i zaliczył 9 punktów (4/10 z gry). Trzeba jednak docenić jego świetną grę przeciwko Pierce'owi, przede wszystkim w drugiej i trzeciej kwarcie. Natomiast bohater poprzedniego spotkania, Fisher przez cały mecz miał problemy z faulami i zakończył go z 6 punktami na koncie.

Jeszcze w pierwszej połowie Lakers dobrze radzili sobie w ataku i trafili 49% rzutów z gry, ale w drugiej ich skuteczność wyniosła tylko 42%. Natomiast w obronie starczyło im tylko sił do końca trzeciej kwarty. Dlatego nie mogli tego meczu wygrać. Jednak porażka i stan 2-2 nie jest jeszcze powodem do niepokoju dla Lakers. W preskryptywnie ciągle mają mecz na własnym parkiecie. Do tego, dobrą informacją dla nich jest fakt, że do meczu numer 5 mają dłuższą przerwę, co może pomóc Bynumowi choć trochę podleczyć kolano. Jego obecność pod koszem i dobra gra jest kluczowa. Odom nie jest w stanie go zastąpić, a Lakers muszą wygrać walkę na tablicach, by zdobyć mistrzostwo, bez Bynuma im się to nie uda.

1 komentarz:

  1. Widać gołym okiem że wielka 4 jest przemęczona Nie ma co się dziwić po drodze było Miami Cleveland i Orlando Na szczęście Boston dysponuje lepszą ławką i w kontekście kontuzji Bynuma to oni są teraz faworytem do tytułu No chyba że Kobe zagra fenomenalnie w ostatnich meczach...

    OdpowiedzUsuń