wtorek, 3 sierpnia 2010

Marcin Gortat Camp 2010 - Warszawa

Jak pewnie wiecie, w naszym kraju odbywały się treningi z Marcinem Gortatem. 8 lipca, w Warszawie, miałem przyjemność być na nim. I to jako trener! Jak mi się to udało? Przypadkiem, jak zawsze. Już od kilku dni byłem nastawiony na to, że ten poranek spędzę na Marcin Gortat Camp. W tamtym roku nie poszedłem, więc chciałem nadrobić zaległości, jak i zobaczyć, jak to naprawdę wygląda. Wstałem rano tak jak planowałem, i od razu telefon od znajomego, czy bym nie chciał być trenerem na MG13 Camp. Nie wyobrażacie sobie mojego zdziwienia na twarzy. Ja, na czymś takim trenerem? Uśmiechnąłem się do siebie, odparłem, że raczej nie. Oczywiście po paru minutach przekonywania mnie zmieniłem zdanie.
Szybki przyjazd na Obozową (hala Polonii2011 i Polonii), i co zobaczyłem na hali? Masę dzieciaków, każdy w koszulce specjalnie przygotowanej na tą imprezę i piłką MG13 z logiem Orlando (ta Spaldinga).Dostałem koszulkę z napisem na plecach "trener", no i zaczęliśmy trening z dzieciakami. Co pierwsze mi się rzuciło w oczy to wiek uczestników. Nie było jednego, dwóch roczników. Co powodowało, że umiejętności uczestników były naprawdę różne. Było także sporo koszykarek. Na początku przemówienie Marcina, no i przedstawienie gościa wydelegowanego przez NBA Cares, Marty'ego Colona ( były gracz NBA, wzrostem dorównujący Gortatowi). Po czym przeszliśmy do rozgrzewki. Miałem za zadanie pilnować, by dzieciaki, rozciągnięte na całej linii końcowej, startowały pojedynczo (start na gwizdek, skipy itp do końca boiska). Samo rozciąganie, gdzie Gortat pokazywał ćwiczenia i wykonywał je razem z dzieciakami. Widać, że bardzo szybko łapie kontakt z malcami. Później przypatrywałem się ćwiczeniom Marcina z dzieciakami, typu odstawno-dostawny w wybrane kierunki. Tak się zastanawiałem, na co im tyle trenerów? I co się okazało? Każdy z nas miał wziąć grupkę dzieciaków na oddzielny kosz i pokazać im ćwiczenia ze ściśle określonej dziedziny. Mi przypadły podania. Paręnaście minut, parę podstawowych ćwiczeń, po czym zmiana grupy. I tak parę razy. Mogę się pochwalić, że wraz z Marty'm czuwałem nad odpowiednią techniką podań. Fajny gość, i widać, że miał za sobą parę lat współpracy z NBA Cares. Mimo bariery językowej (musiałem tłumaczyć) starał się jak najwięcej pokazać dzieciakom, a one starały się jak najwięcej zrozumieć od tego dużego, białego pana. Co było kolejne? Marcin zagrał kilka gierek z dzieciakami (wszyscy na wszystkich, kolor na kolor), było sporo radochy, a ja w międzyczasie przysłuchiwałem się rozmowom starszych trenerów. Typowa mentalność. To źle, to złe, tu niczego się nie robi, ale czy coś próbują zrobić? Nie, tym bardziej, że kilku z nich ma taką możliwość. Małymi kroczkami, powoli, do celu. W Polsce wszyscy chcą od razu przewrotów i wielkich zmian. Ech, polskie bagienko.W międzyczasie Gortat wspomniał, że może zostać oddany do Timberwolves. Oczywiście moją pierwszą myślą było to, czym kieruje się Kahn przy takim ruchu. Nie znalazłem żadnego powodu, dla którego Polak miałby tam trafić. Dzieciaki zaczęły odpowiadać na pytania, niektóre odpowiedzi były bardzo śmieszne, każdy chciał dostać nagrodę. Na koniec Marcin usiadł za stolikiem i każdy uczestnik mógł podejść, dostać autograf, zrobić sobie zdjęcie z naszym graczem w NBA. Kolejka była naprawdę długa. Cieszy to, że wraz z malcami przyszli i rodzice. Czy mi się zdaje, czy Gortat promuje lepiej koszykówkę niż całe PZKosz? W międzyczasie zdążyłem porozmawiać z Emilem "Slashem" Olszewskim, dowiedziałem się, że Harlem Globetrotters przyjadą do Polski (23.10).
Na sam koniec, Marcin przyszedł do szatni "trenerów" i osobiście nam podziękował, chwilę z nami porozmawiał, zrobił z nami zdjęcie (dziś z godzinę go szukałem, dalej go nie ma niestety), które miało zostać wrzucone na stronę MG13. Bardzo miły gest z jego strony.
Trzeba docenić to, że Gortatowi w swoje wakacje chce się przyjeżdżać do Polski promować koszykówkę. Oczywiście pan Ludwiczuk chce się jak najbardziej pod to podpiąć, ale prawda jest taka, że nic nie robi dla promocji basketu w Polsce. Jest to bardzo smutne, gdyż Marcin, polski sportowiec, który miejsce w NBA zawdzięcza swoim warunkom i ciężkiej, sumiennej pracy nad sobą, jest bardzo medialny. Wystarczy chcieć, a nie w Kawa czy Herbata nad ranem chwalić się, że gdy widział MG w wieku 18 lat, wiedział, że zostanie on gwiazdą. Wracając do samego Magika z Florydy to równie dobrze mógłby wypoczywać nad morzem ze swoja partnerką. Sezon, playoffs, kadra, sezon, playoffs, praktycznie bez dłuższej przerwy od dwóch lat. Czy ktoś wreszcie wykorzysta jego potencjał w promocji koszykówki w Polsce? Czego trzeba więcej, żeby ktoś zaczął z tego korzystać? Polskiej drużyny w NBA? Medalu na ME czy MŚ(co i tak się nie uda, gdy zatrudnia się TAKICH trenerów)? Bo sam prezes bardziej się stara udzielać wywiadu gdzie się da, bo przecież się zbliżają wybory w PZKosz.
(drugi od prawej to ja)

4 komentarze:

  1. Jak widać piłkarski poker żyje..i to nie tylko w piłce nożnej...dopóki nie będzie wymiany działaczy nie ma co liczyć na jakieś sensowne działania promujące koszykówkę...niestety...

    OdpowiedzUsuń
  2. Adam, kogo masz po swojej lewej? To jest MKwiatkowski?

    OdpowiedzUsuń