środa, 26 maja 2010

game 4: Suns 115 - Lakers 106

Bohater meczu: ławka Suns
Rezerwowi wygrali ten mecz. Dzięki ich świetnej grze, trener Gentry miał do dyspozycji dwie piątki, z których każda bardzo dobrze radziła sobie z Lakers. Rezerwowi Suns rozegrali fantastyczną druga kwartę, kiedy zdobyli aż 30 punktów ze skutecznością 75% z gry, trafiając 6 z 9 rzutów za trzy. W rezultacie, gospodarze tą kwartę zakończyli z dorobkiem 41 punktów i na przerwę schodzili mając 9 punktów więcej. Kluczową rolę zmiennicy odegrali również w czwartej kwarcie. Jeszcze na nieco 8 minut przed końcem spotkania Suns prowadzili tylko 2 punktami, wtedy 3 akcje z rzędu zakończyli celnymi trójkami (trafiali Frye, Barbosa i Dudley). Było to częścią serii 18-3, która przesądziła o zwycięstwie gospodarzy. W jej efekcie, na 4 minuty przed końcem gospodarze mieli 13 punktów przewagi, a to wszystko grając rezerwowym składem. Piątką zmienników była na parkiecie przez prawie 9 minut czwartej kwarty. Zdobyli w tym czasie 18 punktów, ale też skutecznie bronili. Dopiero pod koniec weszli podstawowi zawodnicy i wolnymi przypieczętowali wygraną. Każdy zawodnik z ławki, który wszedł na parkiet, wniósł coś pozytywnego do gry Suns. Wreszcie odblokował się Frye, trafił 4 z 8 rzutów za trzy, zdobył 14 punktów i zebrał 6 piłek. 14 punktów zdobył również Barbosa, który trafił 6 z 8 rzutów z gry. Dudley miał 3 celne trójki (na 6 prób) i 11 punktów, a także 6 zbiórek. Dragic świetnie prowadził grę i zanotował 8 asyst, do tego dołożył 8 punktów i to tylko w 18 minut gry. Natomiast Amundson zaliczył 7 punktów (3/3) i 7 zbiórek (3 w ataku). Ostatecznie rezerwowi Suns zdobyli 54 punkty (20/32 z gry, w tym 9/20 za trzy), zebrali 23 piłki, mieli 13 asyst, a wskaźnik +/- każdego z nich wyniósł co najmniej +12 (cała pierwsza piątka była na minusie). Dla porównania, zmiennicy Lakers zanotowali 20 punktów (30.8% z gry, 2/12 za trzy), 11 zbiórek, 8 asyst, a najgorszym rezerwowym był Brown, który spudłował 6 z 7 rzutów, wszystkie 4 za trzy i zaliczył wskaźnik -21.

Decydujące elementy
zbiórki – w pierwszych dwóch meczach Lakers zebrali łącznie 13 piłek więcej, w poprzednim spotkaniu Suns mieli tylko jedną zbiórkę mniej niż ich rywale, a wczoraj wygrali rywalizację pod koszami. Zebrali 51 piłek, w tym aż 18 w ataku, o 15 więcej niż drużyna gości (36, z czego 13 w ataku).

rzuty wolne – Suns stawali na linii 32 razy, o 19 więcej niż Lakers, w rezultacie zdobyli z wolnych 15 punktów więcej (Suns 22/32, Lakers 7/13). W samej czwartej kwarcie gospodarze trafili 11 rzutów wolnych z 14 oddanych, podczas gdy goście mieli tylko 4 rzuty z linii, z których wykorzystali 2.

obrona Suns – znowu grali strefą i znowu przyniosło to bardzo dobry efekt. Tak jak w poprzednim meczu, także teraz udało im się ograniczyć skuteczność Lakers poniżej 50% (49.5%), wymusili ich dużą liczbę rzutów z dystansu (28 rzutów za trzy) i popełniali mało przewinień, nie dając im szans na łatwe punkty z linii. Natomiast w czwartej kwarcie sprawili, że Bryant i Gasol byli zupełnie niewidoczni. Kobe przez ostatnie 12 minut oddał tylko 4 rzuty z gry zdobywając 7 punktów. Natomiast Gasol rzucał 3 razy, 2 spudłował i miał ledwie 2 punkty.
Rezerwowi Suns w pierwszych 3 meczach nie grali tak, jak oczekiwano. A w tych playoffs już pokazali swoją bardzo dużą siłę, chociażby w meczu numer 3 serii ze Spurs. Wtedy przesądzili o zwycięstwie swojej drużynie i we wczorajszym spotkaniu było tak samo. Znowu przez większość czwartej kwarty grali zmiennicy i spisywali się bardzo dobrze. Gwiazdorzy Suns mogli tylko z podziwem przyglądać się temu, jak radzą sobie z pierwszą piątką Lakers. Z tak grającą ławką, Suns mogą poważnie myśleć o awansie do wielkiego finału. Natomiast Lakers ze swoim bardzo silnym wyjściowym składem, ale jedynie trzema wartościowymi zmiennikami, mają powód do niepokoju.

Stoudemire nie musiał już dobywać 42 punktów, by zapewnić swojej drużynie zwycięstwo, w zupełności wystarczyła połowa z nich. Poza tym, zebrał 8 piłek, z czego aż 5 na atakowanej tablicy.  Nash, grający ze złamanym nosem (efekt starcia z Fisherem w poprzednim meczu), trafił tylko 3 z 11 rzutów z gry, ale 8 z 9 wolnych i zdobył 15 punktów, zaliczył również 8 asyst. Także Richardson nie imponował pod względem statystyk, zanotował 11 punktów i 6 zbiórek. Każdy z tej trójki grał nie dłużej niż 31 minut, dlatego powinni mieć dużo sił na kolejny mecz rozgrywany w LA.

Przez drugą i trzecią kwartę Lakers w grze trzymał Bryant. W pierwszej kwarcie oddał tylko jeden rzut z gry i nie zdobył punktu, natomiast przez następne dwie kwarty grał rewelacyjnie. W drugiej trafił 3 z 5 rzutów za trzy, skutecznie odpowiadając na trójki Suns i miał wtedy 15 punktów. W trzeciej ponownie trafił 3 razy za trzy i zdobył 16 punktów. W sumie, w tych dwóch kwartach zaliczył 31 punktów z imponującą skutecznością 70.6%, a za trzy trafił 6 razy (wyrównany rekord kariery w playoffs) na 9 prób. Dzięki temu wyprzedził Karla Malone'a na liście najlepszych strzelców w historii playoffs i zajmuje obecnie czwarte miejsce. Do tego, przed czwartą kwarta miał na swoim koncie jeszcze 7 asyst i 7 zbiórek. To dzięki jego fantastycznej grze Lakers pod koniec trzeciej kwarty dogonili Suns i przed ostatnią częścią spotkania mieli realne szanse na zwycięstwo. Wydawało się, że fantastycznie grający Kobe może im je zapewnić. Niestety, w czwartej kwarcie Bryant zniknął i nie poprowadził swojej drużyny. Mecz zakończył z dorobkiem 38 punktów (68%), 10 asyst i 7 zbiórek. Drugi raz z rzędu miał ponad 30 punktów i przynajmniej 10 asyst, ale po raz kolejny jego drużyna przegrała. W ostatniej kwarcie nie potrafił przebić się przez obronę Suns, a na partnerów nie mógł liczyć, ponieważ ponownie zagrali znacznie słabiej niż w pierwszych dwóch meczach w Los Angeles. Gasol zanotował tylko 15 punktów (43%) i 5 zbiórek, ale też 4 bloki. Tym samym, zakończyła się jego seria 4 spotkań z rzędu ze zdobyczą ponad 20 punktów. Odom wrócił do double-double, miał 15 punktów i 10 zbiórek, ale był jedynym rezerwowym, który coś wnosił do gry, a to było zbyt mało, by skutecznie odpowiedzieć na rewelacyjną ławkę Suns. Natomiast Bynum zanotował znacznie lepsze statystyki niż w poprzednim spotkaniu (12 punktów i 8 zbiórek), ale miał problemy w obronie.

Po dwóch pierwszych meczach, w których Lakers grali mistrzowską koszykówkę i pewnie pokonywali swoich rywali, w Phoenix ta sytuacja się odwróciła. Drużyna z LA na wyjeździe nie była już tak skuteczna, dominował wyłącznie Bryant. Natomiast Suns u siebie zaczęli bronić, lepiej spisywali się ich liderzy i uaktywniła się ich ławka. Uwierzyli, że są w stanie pokonać Lakers, dlatego zapowiadają się bardzo ciekawe następne spotkania.

1 komentarz:

  1. Jednak Suns napędzają stracha Lakers'om, wydawało się po 2 pierwszych spotkaniach, że będzie gładkie 4-0, a tu jednak Kobe & Co. muszą się wykazać...

    OdpowiedzUsuń