sobota, 29 maja 2010

game 6: Celtics 96 - Magic 84

Bohater meczu: Nate Robinson
W pierwszej kwarcie grę Celtics świetnie prowadził Rondo, ale pod koniec doznał urazu pleców, kiedy niebezpiecznie spadł na parkiet. W drugiej kwarcie musiał odpocząć, a zastąpił go Robinson, który dotychczas nie był często wykorzystywany przez trenera Riversa. W tym ważnym meczu dostał szansę gry i odegrał kluczową rolę. Po 2 minutach od rozpoczęcia drugiej kwarty Robinson trafił za trzy, chwilę później świetnie asystował do Garnetta, a potem znowu wykonał celną trójkę. Dał Celtics sygnał do ataku. Gospodarze zanotowali serię 11-0, którą zakończyły wolne Nate'a dające jego drużynie 21 punktów przewagi. W całej kwarcie Robinson zdobył 13 z 25 punktów Celtics. Trafił 4 z 7 rzutów z gry, w tym 2 z 4 trójek. Dzięki niemu Rondo mógł spokojnie odpoczywać, a drużyna nie odczuwała jego braku na parkiecie. Taki impuls ze strony rezerwowego, był tym, czego drużyna z Bostonu bardzo potrzebowała, by móc przesądzić o swoim awansie do finału. Później Robinson grał jeszcze w czwartej kwarcie, ale już nie zdobył punktów pudłując 3 rzuty. Mimo to, był bohaterem tego spotkania i był to jego najlepszy występ w playoffs.

Decydujące elementy:
rzuty za trzy – w poprzednich dwóch meczach Magic trafiali za trzy i wygrywali, ale wczoraj to Celtics byli bardzo groźni na dystansie. Gospodarze w pierwszej połowie trafili za trzy 5 z 9 rzutów. W tym samym czasie pozwolili Magic na oddanie zaledwie 6 rzutów za trzy, z których 2 wpadły do kosza. W drugiej połowie goście znacznie częściej rzucali z dystansu, ale dużo tych rzutów oddali już gdy losy spotkania były właściwie przesądzone. Ostatecznie obie drużyny oddały 22 rzuty zza łuku, Celtics mieli 10 celnych, Magic 6. Do tego, trójki Celtics pomagały im powiększyć prowadzenie w decydujących momentach i zniechęcały Magic do walki. W drugiej kwarcie były to rzuty za trzy Nate'a, na samym początku trzeciej dwie trójki Allena i jedna Pierce'a.

Rondo & Robinson vs. Nelson – Rondo bardzo dobrze zagrał w pierwszej kwarcie. Zdobył pierwsze 5 punktów dla swojej drużyny, trafiając nawet za trzy (po raz pierwszy w tej serii). W całej kwarcie zanotował 12 punktów (4/7 z gry) i 3 asysty. W drugiej kwarcie gospodarzy pociągnął Robinson. Dzięki swoim rozgrywającym Celtics po pierwszej połowie mieli 13 punktów przewagi i pewność, że tego meczu nie mogą przegrać. Natomiast postawa Nelsona, który tak dobrze grał w dwóch ostatnich spotkaniach, była kluczowa dla Magic. Kiedy on w tych playoffs grał na wysokim poziomie, jego drużyna wygrywała. Jednak wczoraj zupełnie nie potrafił sobie poradzić z dwójką rozgrywających Celtics. W pierwszej połowie spudłował 3 z 5 rzutów zdobywając 4 punkty, zaliczył 2 asysty i 3 straty, a do tego miał jeszcze problemy z faulami. W drugiej połowie nie było znacznie lepiej i rozgrywający Magic zakończył mecz z dorobkiem 11 punktów (36% z gry, 1/5 za trzy), 4 asyst i 5 strat.

zbiórki – Celtics zebrali 45 piłek, 10 więcej niż zawodnicy gości.
Po dwóch słabszych meczach, wczoraj Celtics wrócili do swojej mistrzowskiej defensywy i zapewnili sobie awans do finału. W tym najważniejszym dla nich spotkaniu, potwierdzili swoją wielkość i zrobili co do nich należało.

Kluczowe było dobre rozpoczęcie tego spotkania. W pierwszej kwarcie Celtics zdobyli 30 punktów, a Magic pozwolili tylko na 19. Goście tylko przez chwilę grali swoją koszykówkę, kiedy zakończyli kilka akcji z rzędu rzutami spod kosza i w połowie kwarty doprowadzili do remisu po 14. Jednak Celtics szybko zatrzymali ich atak, a Magic nie potrafili już przebić się przez defensywę i wrócić do swojego stylu gry. W drugiej kwarcie gospodarze nadal kontrolowali przebieg meczu i powiększyli swoją przewagę. Nie dawali gościom szans na prowadzenie wyrównanej walki. Natomiast na początku trzeciej kwarty wykonali decydujący cios, który przesądził o ich zwycięstwie. Po przerwie Magic wyszli na boisko wierząc, że jeszcze odrobią straty i powalczą o mecz numer 7. W tej serii już nie raz Celtics w drugiej połowie spisywali się znacznie słabiej. Ale nie tym razem. Gospodarze bardzo szybko pozbawili swoich przeciwników jakichkolwiek złudzeń. Dwie kolejne trójki Allena, a chwilę później jeszcze celny rzut za trzy Pierce'a, sprawiły, że Celtics rozpoczęli drugą połowę od serii 11-2 i objęli 22-punktową przewagę. Do końca kwarty utrzymywali bardzo wysokie prowadzenie. Dopiero w czwartej Magic powoli zaczęli zmniejszać straty, ale to było już znacznie za późno. Goście przez cały mecz nie zagrozili rywalom, a wygrana czwarta kwarta była wynikiem rozluźnienia Celtics i świętowania awansu do finału.
Najlepszym zawodnikiem spotkania był Pierce, który był nie tylko najlepszym strzelcem, ale i najlepiej zbierającym. Zdobył 31 punktów (11 w trzeciej kwarcie) trafiając ze skutecznością 60% z gry, w tym 4 z 5 rzutów za trzy. Do tego dołożył 13 zbiórek i 5 asyst. Po raz drugi w ostatnich trzech meczach miał statystyki na poziomie 30 punktów i 10 zbiórek. 20 punktów (46%, 3/7 za trzy) zdobył Allen, z czego połowę w trzeciej kwarcie. Garnett miał tylko 10 punktów i 5 zbiórek, tyle samo co w poprzednim meczu, ale tym razem był znacznie bardziej przydatny na boisku i świetnie spisywał się w obronie. Rondo po bolesnym upadku w końcówce pierwszej kwarty, w dalszej części meczu nie był już tak skuteczny jak na samym początku. Przez kolejne trzy kwarty zdobył ledwie 2 punkty pudłując 5 z 6 rzutów i zaliczył 3 asysty. Jednak to nie przeszkodziło Celtics w odniesieniu zwycięstwa. Kluczowa była jego gra na samym początku, a także obrona i zatrzymanie Nelsona. Perkins też nie imponował pod względem statystyk (2 punkty i 7 zbiórek), nie udało mu się również znacząco ograniczyć zdobyczy Howarda, ale zmusił go do ciężkiej pracy, czyli zrobił co do niego należało.

Z rezerwowych gospodarzy, poza Robinsonem, dobrze zagrał również Davis, u którego nie było widać negatywnych skutków urazu głowy z poprzedniego meczu. Big Baby zanotował 6 punktów i 7 zbiórek. Wallace zagrał mimo problemów z plecami i spędził na parkiecie 12 minut. Starał się pomóc drużynie, ale uraz mu przeszkadzał i nie był w dobrej dyspozycji. Mecz zakończył bez punktu z 5 pudłami na koncie.

Jedynym zawodnikiem Magic, który wczoraj zagrał na bardzo dobrym poziomie był Howard. Zdobył 28 punktów (65%) i zebrał 12 piłek. Było to jego trzecie z rzędu double-double, ale w odróżnieniu od dwóch wcześniejszych, to nie przełożyło się na zwycięstwo Magic. Drugim strzelcem gości był Carter z dorobkiem 17 punktów. Vince próbował udowodnić, że w tym ważnym meczu potrafi zagrać na wysokim poziomie i pomóc swojej drużynie. Po pierwszej kwarcie, w której nie miał punktu (0/2 z gry), w drugiej zdobył 13, trafiając 4 z 6 rzutów. Niestety w drugiej połowie nie potrafił podtrzymać tej dobrej dyspozycji, spudłował 5 z 7 rzutów i dołożył już tylko 4 punkty. Poza tym, na swoim koncie miał jeszcze 7 zbiórek i 3 asysty. Najbardziej zawiedli Nelson i Lewis. Nelson nie był już tym zawodnikiem, który tak dobrze nakręcał ataki Magic. Lewis na samym początku wykazywał się dość dużą aktywnością, w pierwszej kwarcie zebrał 4 piłki, z czego 3 w ataku i zdobył 5 punktów, choć ze słabą skutecznością (2/6). Jednak woli walki na długo mu nie starczyło i w dalszej części spotkania był już niewidoczny. Ostatecznie spudłował 8 z 11 rzutów, w tym wszystkie 4 za trzy, zdobył tylko 7 punktów i zebrał 8 piłek. Barnes koncentrował się na defensywie i przez cały mecz nie oddał rzutu z gry. Natomiast Redick, który był ważnym wsparciem z ławki w ostatnich meczach, trafiał z dystansu i zdobywał ponad 10 punktów, tym razem miał problemy z celnością. Mecz zakończył z 7 punktami (2/7 z gry, 1/4 za trzy).

Gortat grał przez prawie 9 minut w drugiej kwarcie, ale w drugiej połowie Van Gundy już z niego nie korzystał. Marcin ponownie wszedł na parkiet dopiero na ostatnią minutę meczu, kiedy już wszystko było dawno rozstrzygnięte. W sumie przez te 10 minut gry Gortat niczym szczególnym się nie wyróżnił. Zdobył jeden punkt z linii rzutów wolnych, zebrał 2 piłki, zaliczył asystę i blok.

Magic nie przeszli do historii i nie wygrali serii, którą przegrywali już 0-3. Udało im się zwyciężyć w 2 meczach, ale na więcej Celtics im nie pozwolili. Drużyna z Bostonu zagra teraz w finale, po raz drugi w ostatnich trzech latach.

0 komentarze:

Prześlij komentarz