poniedziałek, 24 maja 2010

game 3: Suns 118 - Lakers 109

Bohater meczu: Amare Stoudemire
Amare w końcu zagrał jak przystało na lidera drużyny. Rozegrał fantastyczne spotkanie prowadząc Suns do zwycięstwa. W pierwszych dwóch meczach nie potrafił skutecznie przeciwstawić się podkoszowym Lakers, przegrywał z nimi walkę na tablicach, w ataku często decydował się na rzuty z dala od kosza. Wczoraj często atakował pole trzech sekund, grał do kosza i był nie do zatrzymania. W dwóch pierwszych spotkaniach miał łącznie 41 punktów i 9 zbiórek. W meczu numer 3 zdobył 42 punkty (wyrównany rekord kariery), z czego 29 w drugiej połowie i zebrał 11 piłek. Jego skuteczność z gry wyniosła 64%, a z 18 wolnych trafił 14. O tym, jak świetny był to występ, świadczy również fakt, że ostatnim zawodnikiem, który w playoffs poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa przeciwko Lakers odnotowując statystyki na poziomie 40-10, był Hakeem Olajuwon w 1986 roku.

Decydujące elementy:
rzuty wolne – znacznie aktywniejsza gra Suns w ataku i częste penetracje pod kosz, przełożyły się na dużą liczbę przewinień Lakers i dużą liczbę wolnych Suns. Ostatecznie gospodarze stawali na linii aż 42 razy, wykorzystując 37 z nich. Lakers tylko 20, trafiając 16 (w pierwszej połowie oddali tylko 3 wolne). Tym samym, zawodnicy Suns zdobyli z linii aż 21 punktów więcej.

obrona Suns – wreszcie zawodnicy z Arizony pokazali, że nie są już drużyną wyłącznie skoncentrowaną na ataku i potrafią też bronić. W pierwszych dwóch meczach mieli z tym duży problem i nie potrafili zatrzymać Lakers, wczoraj to się udało. Suns zaczęli bronić strefą i znacząco ograniczyli poczynania swoich rywali w ataku. Goście w drugiej kwarcie zdobyli zaledwie 15 punktów, w całym meczu trafili 48.3% rzutów z gry (w poprzednich dwóch ponad 57%), popełnili aż 17 strat (w poprzednich w sumie 23) i spudłowali aż 23 rzuty za trzy (strefa Suns zmusiła ich od wielu rzutów z dystansu, w efekcie oddali aż 32 rzuty za trzy, o jeden mniej niż łącznie w pierwszych 2 meczach. Teraz trafili ledwie 28%, w poprzednich meczach 51.5%).

podkoszowi – duet Stoudemire-Lopez zdobył 62 punkty, Gasol, Bynum i Odom tylko 35. Poza tym, trójka podkoszowych Lakers zebrała 17 piłek, czyli o jedną mniej niż razem Stoudemire, Lopez i Amundson. W pierwszych dwóch meczach dominowali podkoszowi Lakers i to ich drużyna wygrywała. Wczoraj wysocy zespołu z Arizony prowadzili z nimi wyrównaną walę, ograniczyli ich zdobycze punktowe, a sami byli bardziej aktywni w ataku.

Po dwóch porażkach w Los Angeles, Suns przed własną publicznością zrobili co do nich należało, a uratowała ich strefa. Od drugiej kwarty zaczęli bronić strefą i wręczcie Lakers zaczęli mieć problemy w ataku. Dzięki temu zawodnicy Suns mogli wyprowadzać szybkie kontry i grać swoją koszykówkę. Co prawda nadal mieli problemy z rzutami z dystansu (5/20 za trzy), ale znacznie częściej wchodzili pod kosz, zmuszali Lakers do wielu przewinień, zdobywali łatwe punkty z linii, a także z kontrataków (18 punktów, przy zaledwie 3 ze strony drużyny gości). I co bardzo ważne, popełnili tylko 7 strat, o 10 mniej niż Lakers.

Suns potrzebowali w tym spotkaniu lepszej obrony, więcej gry do kosza w ataku, mniej strat i świetnej gry liderów. To wszystko się udało wypełnić i Suns nadal mogą myśleć o awansie do wielkiego finału.
Nash może nie miał tak imponującego występu jak Stoudemire, ale również rozegrał bardzo dobry mecz. Zdobył 17 punktów i zaliczył aż 15 asyst przy zaledwie jednej stracie (w pierwszych 2 meczach miał 9 strat). Największym zaskoczeniem była natomiast świetna gra Lopeza w ataku. Trafił 8 z 10 rzutów z gry zdobywając 20 punktów, tym samym był drugiem strzelcem Suns. 19 punktów miał Richardson, który trafił 4 rzuty za trzy (z 5 celnych całej drużyny) na 7 prób, w tym w czwartej kwarcie 2 na 2, które przypieczętowały zwycięstwo Suns. Jedynym zawodnikiem pierwszej piątki gospodarzy, który nie miał dwucyfrowego dorobku punktowego był Hill (5), ale on zrobił co do niego należało zaliczając 9 zbiórek, 3 asysty i 3 przechwyty.

Po raz kolejny nie spisali się najlepiej rezerwowi Suns. Zdobyli tylko 15 punktów pudłując aż 18 z 21 rzutów z gry. Na szczęście dla gospodarzy, również ławka Lakers nie była w tym meczu istotnym wsparciem. Zmiennicy gości zanotowali 20 punktów ze skutecznością 29%.

Bryant rewelacyjnie rozpoczął to spotkanie. W pierwszej kwarcie zdobył 15 punktów trafiając 7 z 9 rzutów, do tego dołożył jeszcze 4 asysty i 3 zbiórki. W dalszej części nadal był pierwszym strzelcem Lakers, ale tak jak cała drużyna, również on miał znacznie większe problemy w ataku. Przez kolejne trzy kwarty trafił tylko 6 rzutów na 15 oddanych zaliczając 21 punktów. Ostatecznie może ten występ zaliczyć do udanych pod względem indywidualnym, poza 36 punktami, miał również 11 asyst i 9 zbiórek, ocierając się o triple-double. Jednak w odróżnieniu od poprzednich meczów, tym razem nie dostał już takiego wsparcia od partnerów. Gasol pod względem statystyk wypadł bardzo dobrze, zdobył 23 punkty pudłując tylko 3 z 14 rzutów, zebrał też 9 piłek. Ale w czwartej kwarcie nie potrafił grać tak skutecznie, jak w poprzednim spotkaniu. Został wyeliminowany przez obronę Suns i dołożył tylko 3 punkty.

W czwartej kwarcie Lakers nie pomógł również Fisher, który nie zdobył wtedy ani jednego punktu. A jeszcze w trzeciej kwarcie miał ich aż 11 pomagając swojej drużynie dogonić Suns. Ostatecznie zanotował 18 punktów (3/6 za trzy).

Najbardziej zawiódł Odom. Po dwóch double-doubles, tym razem był znacznie mniej przydatny. Ze swoich 14 rzutów z gry trafił ledwie 4, zdobywając 10 punktów, do tego miał 6 zbiórek i 6 przewinień (na 3 minuty przed końcem musiał opuścić boisko). Jego gorsza dyspozycja spowodowała, że Lakers nie byli już tak silni pod koszami i nie dominowali w walce o zbiórki. A zastępstwo dla Bynuma było bardzo potrzebne, ponieważ center Lakers był zupełnie niewidoczny. Bardzo szybko łapał kolejne faule (czwarty już na początku trzeciej kwarty) i spędził na boisku niespełna 8 minut zaliczając po 2 punkty i zbiórki.

Tak samo jak w pierwszej rundzie, również teraz Lakers po dwóch świetnych meczach u siebie, na wyjeździe nie potrafili podtrzymać tak wysokiego poziomu gry. Dzięki temu Suns zyskali większą pewność siebie i uwierzyli, że mogą doprowadzić do remisu w serii. Ten mecz pokazał, że mają na to szansę, choć ponownie będą potrzebować fantastycznej gry swoich liderów.

0 komentarze:

Prześlij komentarz