czwartek, 20 maja 2010

game 2: Lakers 124 - Suns 112

Bohater meczu: Pau Gasol
Tym razem to nie Kobe, a Pau był pierwszą opcją w ataku Lakers. Razem z Bryantem stworzył zabójczy duet, którego Suns nie byli w stanie zatrzymać. Gasol rozegrał przede wszystkim świetną czwartą kwartę, zdobył wtedy aż 14 punktów trafiając 6 z 7 rzutów z gry. Mecz zakończył mając na koncie 29 (58% z gry), co jest jego druga najwyższą zdobyczą w tych playoffs. Poza tym, zebrał 9 piłek, zaliczył 5 asyst i 2 bloki.

Decydujące elementy:
czwarta kwarta – ostatnie 12 minut gry rozpoczęło się do remisu, dlatego obie drużyny miały równe szanse na wygranie meczu. W tym momencie swoją klasę ponownie pokazali Lakers. W czwartej kwarcie zdobyli 34 punkty ze skutecznością z gry wynoszącą 69% i zaliczyli aż 8 asyst na 11 celnych rzutów. To był popis zespołowej koszykówki i świetnego bilansu ataku z obroną. Swoim rywalom w tym czasie pozwolili na skuteczność 41% i 22 punkty. Poza tym, zawodnicy z Phoenix popełnili aż 5 strat, a z 7 rzutów za trzy spudłowali 6. Kluczowa była serią 13-2 w połowie kwarty, Lakers uzyskali wtedy dwucyfrową przewagę i było już wiadomo, że mają drugie zwycięstwo.

obrona Suns – tak samo jak w meczu numer 1, także teraz nie byli w stanie zatrzymać ofensywy Lakers. W poprzednim meczu pozwolili im na 128 punktów ze skutecznością 58% i wymusili 9 strat. Teraz gospodarze zdobyli 124 punkty ze skutecznością 57.7% i popełnili 14 strat. Ponownie defensywa Suns właściwie nie istniała, a w tej sytuacji nie mogli liczyć na pokonanie Lakers.

pole podkoszowe – w porównaniu z poprzednim spotkaniem, w tym Suns znacznie lepiej radzili sobie w pomalowanym, ale to nadal Lakers wygrywali walkę w tej strefie boiska. W polu trzech sekund gospodarze zdobyli 8 punktów więcej, wygrali również walkę na tablicach zbierając 5 piłek więcej.

rezerwowi – zmiennicy Suns dali im impuls do ataku w drugiej kwarcie, zdobyli wtedy 18 z 32 punktów swojej drużyny. Niestety w dalszej części meczu zniknęli i nie mieli już istotnego wpływu na grę (poza Dudley'em). Ostatecznie rezerwowi Suns zdobyli 26 punktów, podczas gdy zmiennicy Lakers 36, z czego aż 16 w decydującej czwartej kwarcie.

W drugiej i trzeciej kwarcie Suns grali swoją koszykówkę. Atakowali, zdobywali dużo punktów i efekt było widać na tablicy wyników. W obu tych kwartach zdobyli ponad 30 punktów (w sumie 66), trafiali 54% swoich rzutów z gry i 7 trójek na 13 prób. Dzięki temu, w końcówce trzeciej kwarty Suns udało się doprowadzić do remisu. Jednak w czwartej kwarcie ponownie zostali zatrzymani przez Lakers i przegrali po raz drugi.

27 punktów dla gości zdobył Richardson, trafił 3 z 7 rzutów za trzy, a jego skuteczność z gry wyniosła 59%. Poprzednie 5 spotkań w tych playoffs, w których miał on ponad 20 punktów Suns wygrywali, wczoraj po raz pierwszy jego popis strzelecki nie wystarczył. Świetnie zagrał również Hill, zwłaszcza w drugiej połowie, w której zdobył 20 ze swoich 23 punktów (59%). W dużej mierze dzięki jego rewelacyjnej grze w trzeciej kwarcie, Suns udało się doprowadzić do remisu. Hill trafił wtedy pierwsze 6 swoich rzutów, zdobywając 14 punktów. A po pierwszej połowie miał zaledwie 3 punkty i jeden celny rzut na 5 oddanych. Natomiast w drugiej kwarcie kluczową rolę odegrał Dudley, trafił 3 trójki zaliczając 9 puntów. W cały meczu nie pomylił się ani razu i trafił wszystkie swoje 5 rzutów za trzy, miał 15 punktów, 5 zbiórek, 4 asyst i 3 przechwyty. Niestety dla Suns, pozostali ich zawodnicy z ławki nie byli już tak skuteczni. Ponownie zawiódł Frye, który tym razem nie trafił żadnego z 5 rzutów. Również 5 spudłował Dragic, na 6 prób.

Richardson, Hill i Dudley zrobili swoje i grali bardzo dobrze. W poprzednich rundach takie występy tej trójki dawały Suns pewne wygrane, ale żeby pokonać Lakers, Nash i Stoudemire również muszą grać na najwyższym poziomie. Wczoraj zabrakło ich punktów, zwłaszcza w czwartej kwarcie, kiedy Amare zdobył 5, a Nash zero. Ostatecznie Stoudemire zaliczył 18 punktów, a Nash 11, obaj mieli skuteczność na poziomie 50%. Poza tym, Stoudemire zebrał 6 piłek, a Nash zanotował aż 15 asyst, ale też każdy z nich miał po 5 strat. Liderzy nie zagrali, tak jak powinni i nie poprowadzili swojej drużyny. Nie wykorzystali faktu, że dostali tak duże wsparcie.

Bryant zakończył serię 6 spotkań z dorobkiem co najmniej 30 punktów. Zdobył ich 21 ze skutecznością 44%. Mimo to, był kluczową postacią swojej drużyny, ponieważ rewelacyjnie kreował partnerów. Wykorzystywał skupienie obrony Suns na sobie i świetnie odgrywał. Wczoraj nie był strzelcem tylko playmarkerem. Zaliczył 13 asyst, co jest jego rekordem kariery w playoffs. A miał do kogo podawać, bo nie tylko Gasol dobrze radził sobie w ataku.

Artest już w pierwszej połowie zdobył 15 punktów, a mecz zakończył z dorobkiem 18 (6/9 z gry, w tym 3/5 za trzy). Bynum spędził na parkiecie tylko 18 minut, ale tym razem udało mu się efektywnie wykorzystać ten czas, zdobył 13 punktów (5/5 z gry) i zebrał 7 piłek. Jedynym zawodnikiem gospodarzy, który trafił mniej niż połowę swoich rzutów był Fisher – 2/8 z gry, 7 punków, a także 5 asyst.

Tak samo jak w meczu numer 1, również tym razem Lakers mogli liczyć na Odoma, który zaliczył drugie z rzędu double-double. Na swoim koncie miał 17 punktów (7/10 z gry), 11 zbiórek, 4 asysty i 3 przechwyty. Bardzo dobrze zagrali także pozostali dwaj zawodnicy z ławki, którzy wczoraj pojawili się na parkiecie. Farmar trafił wszystkie 3 rzuty za trzy zdobywając 11 punktów, Brown dołożył 8 punktów.

Lakers w tych dwóch meczach zaprezentowali wspaniałą koszykówkę i jeśli tak będą grać również w Phoenix, Suns nie będą w stanie ich pokonać. Jednak w odróżnieniu od Magic, Suns są w lepszej sytuacji. Też przegrywają 0-2, ale dwa kolejne mecze zagrają u siebie, gdzie spisują się lepiej niż na wyjazdach. Kluczem do ich zwycięstwa nie będzie atak i zdobycie 130 punktów, tylko ograniczenie popisów ofensywnych drużyny z LA. Jak na razie, zdobywanie punktów przychodzi Lakers zbyt łatwo.

0 komentarze:

Prześlij komentarz