wtorek, 18 maja 2010

game 1: Lakers 128 - Suns 107

Bohater meczu: Kobe Bryant
Kobe boryka się z kilkoma urazami - kolano, kostka, palec i plecy – jednak w grze, tego zupełnie nie widać. Tydzień odpoczynku dobrze wpłyną na lidera Lakers i w meczu otwarcia finału zachodu ustanowił swój rekord strzelecki tych playoffs. Przede wszystkim Kobe rewelacyjnie zagrał w trzeciej kwarcie, kiedy gospodarze powiększyli przewagę do 19 punktów i właściwie przesądzili o swoim zwycięstwie. Bryant zdobył wtedy aż 21 punktów (o 3 mniej niż cała drużyna Suns) trafiając 7 z 10 rzutów z gry. Mecz zakończył mając na swoim koncie 40 punktów ze skutecznością 56.5% (3/6 za trzy, 11/12 z wolnych), a także po 5 zbiórek i asyst. Był to już jego 6 mecz z rzędu, w którym zdobył przynajmniej 30 punktów.

Decydujące elementy:
dominacja Lakers pod koszami – tak, jak można było oczekiwać, Suns nie potrafili sobie poradzić z wysokimi zawodnikami Lakers. Co prawda Bynum grał tylko 19 minut, zaliczył 4 punkty i 4 zbiórki, ale Odom fantastycznie go zastąpił i sprawił, że gospodarze pewnie wygrali walkę na tablicach. Odom zebrał aż 19 piłek (z czego 7 w ataku), podczas gdy Stoudemire, Lopez, Frye i Amundson łącznie tylko 16. Ostatecznie Lakers mieli 8 zbiórek więcej niż ich rywale. Ale jeszcze widoczniejsza była dominacja gospodarzy w polu trzech sekund w ataku. Lakers z pomalowanego zdobyli 56 punktów, aż 20 więcej niż zawodnicy z Phoenix.

rzuty za trzy – w pierwszych dwóch rundach Suns średnio w każdym meczu trafiali 10 trójek ze skutecznością 41.7%. Wczoraj udało im się trafić zza linii tylko 5 razy, a oddali aż 22 rzuty, co dało im skuteczność wynoszącą ledwie 22.7%. Lakers za trzy oddali 5 rzutów mniej, ale z ich 17, 8 wpadło do kosza.

atak Lakers – gospodarze tylko w jednej kwarcie zdobyli mniej niż 30 punktów. Mecz zakończyli z najwyższym dorobkiem w obecnych playoffs - 128 punktów, a do tego zaliczyli je z imponującą skutecznością 58%. Suns nie potrafili zatrzymać drużyny z LA, a ich 107 punktów w tym meczu było słabym osiągnięciem. W serii ze Spurs wystarczyło, że osiągną granicę 100 punktów i mieli pewne zwycięstwo, w pojedynku z Lakers nie mają na to szans.
Seria 6 kolejnych zwycięstw Suns została zakończona i to bardzo dotkliwą porażką. Pojedynek z Lakers, to zupełnie co innego niż rywalizacja z osłabianymi Blazers czy starymi Spurs. W dwóch poprzednich seriach ich rywale koncentrowali się na defensywie, natomiast w ataku często mieli problemy. Lakers dysponują ogromną siłą ofensywą i potrafią też świetnie bronić. Suns wczoraj zdobyli swoje 100 punktów, ale to nie była ich koszykówka i ich atak. Po pierwsze zdobyli zaledwie 4 punkty z kontrataku. Lakers nie pozwalali im na łatwe punkty, Suns nie mogli nakręcać swoich akcji i stąd zdobyli mniej punktów niż ich przeciwnicy. Do tego goście nie trafiali za trzy i nie mogli też przebić się pod kosz. W tej sytuacji nie mogło to się skończyć inaczej niż 21-punktową porażką.

Najlepszym strzelcem Suns był Stoudemire, który zdobył 23 punkty. Zaliczył je z wysoką skutecznością 61.5%, ale większość zdobył z dala od kosza, rzadko wbijał się w pole trzech sekund i miał zaledwie 3 zbiórki na koncie. Nash zanotował 13 punktów i 13 asyst, ale też nie potrafił poprowadzić swojej drużyny i dać im impulsu do ataku. Richardson zdobył tylko 15 punktów, chociaż trafił 3 razy za trzy – najwięcej w drużynie gości. Jednak nie było to wystarczającą odpowiedzią na 40-punktowy popis Bryanta. Dobrze zaprezentował się Lopez, który w swoim pierwszym meczu po tak długiej przerwie zaliczył 14 punktów (6/7 z gry) i 6 zbiórek. Hill natomiast spudłował 4 z 5 rzutów, nie potrafił zatrzymać Bryanta i miał problemy z faulami.

Z zawodników z ławki Suns dobrze zaprezentowali się Barbosa i Dragic. Niestety w trzeciej kwarcie, kiedy Lakers uciekali, trener Gentry nie zdecydował się wstawić ich do gry, a w czwartej mogli już tylko walczyć o to, by gospodarze nie powiększyli swojej przewagi. Obaj zdobyli razem 24 punkty ze skutecznością 67%, ale ani razu nie trafili za trzy. Po jednej celnej trójce miał Frye i Dudley, jednak razem oddali aż 12 rzutów za trzy. Frye grał bardzo słabo, zakończył mecz z 3 punktami (1/8 z gry) i jedną zbiórką. Dudely spisywał się odrobinę lepiej – 5 punktów (1/5) i 4 zbiórki. Suns potrzebują znacznie większego wsparcia z ich strony, jeśli mają powalczyć o zwycięstwo.

Lakers zaprezentowali mistrzowską koszykówkę. Zupełnie rozbili rywali, kontrolowali przebieg spotkania, fantastycznie egzekwowali swoje akcje ofensywne i nie pozwoli Suns na rozkręcenie ich ataku. Jeśli w kolejnych meczach będą grać na tak wysokim poziomie, spokojnie nie tylko awansują do finału, ale i obronią tytuł.

W drużynie gospodarzy nie tylko Bryant rozegrał fantastyczne spotkanie. Niesamowity występ miał również Odom, który zastąpił właściwie niewidocznego Bynuma. Wchodząc z ławki zanotował aż 19 punktów i 19 zbiórek. Nikt inny w Lakers nie zebrał więcej niż 5 piłek, a i tak wygrali walkę na tablicach, właśnie dzięki Odomowi. Gasol miał tylko 4 zbiórki, ale zdobył 21 punktów trafiając aż 10 z 13 rzutów z gry. Dobrze spisywał się także Artest, zanotował 14 punktów, 5 asyst i 5 zbiórek. Trzeba jeszcze wyróżnić Farmara (10 punktów i 5 asyst) i Browna (9 punktów), którzy byli istotnym wsparciem z ławki, większym niż rezerwowi Suns.

0 komentarze:

Prześlij komentarz