wtorek, 24 sierpnia 2010

Airball spod kosza: Jordan i Kwame znowu razem

Kwame Brown, LeBron James i Dwight Howard. Co łączy tą trójkę? Wszyscy trafili do NBA prosto po szkole średniej i zostali wybrani z pierwszym numerem w drafcie. Który z nich nie grał w All-Star Game? Brown. Który z nich ani razu nie zdobył więcej niż 30 punktów w jednym meczu? Brown. Który z nich tylko w jednym sezonie zanotował dwucyfrową średnią zdobywanych punktów? Brown.

Kwame jest jednym z najgorszych zawodników w historii NBA wybranych z jedynką. Kiedy trafił do Waszyngtonu miał 19 lat, dobre warunki fizyczne i potencjał na gwiazdę. Ale bardzo szybko okazało się, że decyzja o postawieniu na niego, była wielką pomyłką. Przypomnijmy, że chociażby pick numer trzy draftu 2001 to Pau Gasol. Wizards woleli jednak  zawodnika wprost ze szkoły średniej niż z importu. Kiedy w Waszyngtonie podejmowano tą fatalną decyzję, od ponad roku funkcję President of Basketball Operations pełnił legendarny Michael Jordan. To właśnie on wybrał młodego Browna.

Krótko po wyborze gwiazdy przyszłości dla Wizards, Jordan zdecydował się na się na powrót z emerytury. Tym samym, Kwame miał okazję grać wspólnie z wielką legendą i człowiekiem, który w niego uwierzył.

Brown w odróżnieniu od chociażby Darko Milicica, dostawał sporo czasu gry. Milicic obwinia teraz Pistons, że zablokowali jego rozwój poprzez trzymanie go na ławce przez pierwsze lata jego kariery w NBA. Przez pierwsze dwa sezony rozegrał on zaledwie 413 minut, podczas gdy Kwame w swoich debiutanckich rozgrywkach spędził na parkiecie prawie 2 razy więcej czasu (818 minut). Mimo że Brown był jedynką draftu, było wiadomo, że z miejsca nie stanie się gwiazdą. To była inwestycja w przyszłość. Na początku nie był w stałej rotacji, ale jak tylko nadarzała się okazja, dawano mu grać, żeby mógł rozwijać się i nabierać doświadczenia. W pierwszym sezonie odnotowywał 4.5 punktów i 3.5 zbiórek przez 14.4 minut. Warto jeszcze dodać, że jego skuteczność z gry wynosiła wtedy niesamowite 38.7%. Były to osiągnięcia dalekie od najlepszych debiutantów, ale Wizards się nie przejmowali, ponieważ wkrótce miał on stać się wielką gwiazdą. (Przecież Jermaine O'Neal, który również przyszedł do NBA z pominięciem ligi akademickiej, w pierwszym roku miał średnio 4.1 punktów i 2.8 zbiórek. A właśnie w sezonie 2001/02 stał się gwiazdą Pacers i odebrał nagrodę MIP.)
Swój drugi sezon Kwame rozpoczął w pierwszej piątce. W pierwszym meczu zebrał 18 piłek, w drugim zdobył 20 punktów – dobrze się zapowiadało. Później jednak już nie był tak pięknie i po 16 meczach Brown wrócił na ławkę. Ostatecznie, w całym sezonie wystąpił w 80 spotkaniach, na parkiecie spędzał 22.2 minut i jego indywidualne osiągnięcia trochę się poprawiły – 7.4 punktów i 5.3 zbiórek. Ciągle to nie było jeszcze to, czego oczekiwano, ale był postęp.

Po odejściu Jordana na ostateczną emeryturę, Brown rozegrał swój najlepszy sezon w karierze. Rozgrywki 2003/04 były prawdziwym popisem jego umiejętności. W 74 meczach, 57 razy wychodził w pierwszej piątce odnotowując średnio 10.9 punktów i 7.4 zbiórek przez 30.3 minut. Talent Browna w końcu eksplodował. W końcu pokazał co potrafi. W marcu 2004, w spotkaniu przeciwko Kings rozgrywanym w Waszyngtonie, Kwame poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa zdobywając 30 punktów (rekord kariery) i zbierając 19 piłek (rekord kariery). Dwa dni później w starciu z Hawks zanotował 27 punktów i 11 zbiórek. Bez wątpienia, Brown miał swoje 5 minut. Niestety dla Wizards, było to dosłownie 5 minut. A poza tym, nie było to też, aż tak efektowne 5 minut. Średnie na poziomie 10 punktów i 7 zbiórek były świetne dla Browna, ale dla jedynki w drafcie to nie są satysfakcjonujące osiągnięcia nawet na debiutancki sezon (Howard w pierwszym sezonie miał średnio 12 punktów i 10 zbiórek, a przecież nie był nawet ROY). Ale to właśnie były najlepsze rozgrywki Browna w dotychczasowej, 9-letniej karierze.

Teoretycznie był to trzeci rok postępu, Brown miał dopiero 22 lata i całą, wielką karierę przed sobą. Jednak w kolejnym sezonie obniżył loty i miał problemy zdrowotne - stracił w sumie 40 meczów z powodu złamanej kości w prawej stopie i skręconej kostki. W Waszyngtonie przestano w niego wierzyć. Minęły 4 lata, a Brownowi ciągle było bardzo daleko do wielkiej gwiazdy. Nawet w swojej drużynie nie potrafił odgrywać znaczącej roli. Natomiast Wizards mieli już innego gwiazdora - Arenasa, który trafił do NBA w tym samym drafcie co Kwame, tyle tylko, że 29 numerów później. W 2005 Wizards pozbyli się swojego wielkiego błędu i oddali go do Los Angeles, w zamian pozyskując znacznie przydatniejszego Carona Butlera.
W Lakers, Brown spędził niecałe 3 lata i pod ręką Phila Jacksona też nie pokazał nic szczególnego. Nawet tak wybitny trener, który nie raz potrafił wydobyć ze swoich zawodników znacznie więcej niż można by po nich oczekiwać, z Kwame nie wydobył więcej niż 8 punktów i 6 zbiórek.

W 2008 Brown został oddany do Grizzlies i znowu zapisał się w historii ligi. Tym razem jako element jednego z najbardziej jednostronnych transferów w historii. Lakers pozyskali Gasola, a kończący się kontrakt Browna wart $9 milionów był wtedy głównym zyskiem Girzzlies. Jeszcze w czasie draftu 2001, gdyby wymieniono zawodnika z numerem 1 za gracza z numerem 3, można by obstawiać, że lepiej wyjdzie na tym drużyna, która dostanie jedynkę. Ale po 7 latach od tamtego naboru, było już jasne, że Gasol jest wielką gwiazdą, a Brown wielką pomyłką i co najwyżej solidnym rezerwowym.

W wieku 28 lat, po 9 sezonach w NBA, Brown jest przede wszystkim znany jako wielka pomyłka draftu i element transferu, w ramach którego Lakers dostali Gasola. Już nikt nie ma złudzeń, że Kwame jest jeszcze w stanie pokazać coś na parkietach NBA. Już nikt nie ma złudzeń, że mógłby on być przydatnym zawodnikiem pierwszej piątki. Obecnie to tylko podkoszowy, którego można mieć na ławce. Jego wartość pokazał tegoroczny offseason - dopiero teraz, pod koniec sierpnia, udało mu się znaleźć nowe miejsce pracy.

Brown podpisał minimalny, roczny kontrakt z Bobcats. Ponownie połączyły się drogi jego i Jordana. Właściciel Bobcats zdecydował się zatrudnić zawodnika, który jest jego największą pomyłką. „Brown wybrany z jedynką” to symbol działań MJ'a w roli prezydenta klubu. Jordan był wielkim zawodnikiem i może będzie dobry właścicielem, ale jako człowiek, który podejmuje decyzje kadrowe, nie sprawdził się i w draftach popełniał błędy (po Brownie był też Morrison). Teraz oglądając mecze swoich Bobcats, Michael będzie patrzył na  Kwame (przeważnie na ławce) i zastanawiał się, jak to było możliwe, że 9 lat temu widział w nim wielką gwiazdę przyszłości...

2 komentarze:

  1. Kwame... no cóż bust pełną gębą... jego nawet jak w przypadku Sama Bowie nie usprawiedliwia to, że wtedy Blazers mieli Drexlera jednak future HoF, jak i to że Bowie'go zmęczyły kontuzje.
    Kwame nigdy nie pokazał talentu jakim miał być, widać nigdy go nie miał, a MJ popełnił błąd wybierając właśnie jego z nr.1, czym tylko pogrążył Brown'a jako, że na pewno ciążył mu ten numer w drafcie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma się co oszukiwać - na centrów jest zawsze największe zapotrzebowanie więc jak pojawia się ktoś młody z dobrymi warunkami to zawsze jest duże zainteresowanie. Andrew Bogut też nie miał dobrego początku no ale teraz jet zawodnikiem który w dużej mierze decyduje o obliczu drużyny - może więc wszystko sprowadza się do zaangażowania w trening i sama chęć ciężkiej pracy. W tamtym roku z 2 przyszedł Thabeet no i póki co też się nie zapowiada że coś z niego będzie ... wg mnie nawet zdrowy Oden nie jest rewelacyjny i nie potrafi zdominować trumny tak jak wszyscy się tego spodziewali. Do pewnego momentu Gortat był przykładem tego ile można zyskać dzięki ciężkiej pracy. Po tym sezonie staty jakoś się zdecydowanie nie poprawiły - większość zwraca uwagę na to że nie dostaje więcej szans ale moim zdaniem po tym jak zainkasował kasę trochę odpuścił. Cóż kończący się kontrakt i niecały mln $ za sezon mogą zmotywować do treningów. Teraz chyba cały czas poświęca na wizyty w salonach samochodowych. Co do Mike'a - już lepiej było chyba zostawić Dampiera (którego zapewne zwolnią) i pochandlować jego kontraktem niż brać Browna który na stare lata będzie wspominał że tak naprawdę tylko Jordan poznał się na jego talencie... Kto wie - może do tego kółka wzajemnej adoracji dołączy niedługo Morisson.

    OdpowiedzUsuń