czwartek, 13 maja 2010

Jazz: Williams-Boozer to nie Stockton-Malone

Jazz przed sezonem zdecydowali się wyrównać wysoką ofertę złożoną Millsapowi przez Blazers i zatrzymać go w Salt Lake City. W związku z tym, od razu pojawiło się wiele plotek dotyczących transferu Boozera. Trzymanie w składzie dwóch zawodników na tę samą pozycję, zarabiających łącznie ponad $20 milionów, wydawało się zbyt dużą rozrzutnością. Poza tym, kończący się kontrakt Boozera był atrakcyjny na innych drużyn. Pozyskując go, nie tylko dostałby bardzo dobrego zawodnika, ale równocześnie po sezonie z ich salary cap zwolniłoby się o blisko $13 milionów. Przed rozgrywkami bardzo dużo mówiono o wymianie, spekulowano dokąd trafi gwiazdor Jazz. Nawet w klubowym sklepie obniżono ceny koszulek z numerem 5 i wydało się, że odejście Boozera jest tylko kwestią czasu. Później plotki ucichły, aż do trade dedaline. Ostatecznie jednak Jazz ograniczyli swoje wydatki oddając Maynora i Brewera, natomiast Boozer został. Zwolennikiem tej opcji był trener Sloan, co na pewno miało duży wpływ na brak transferu. Po tym, co Boozer pokazał w pierwszej rundzie playoffs, władze klubu mogły być zadowolone z decyzji o zatrzymaniu go u siebie. W 6 meczach silny skrzydłowy Jazz zanotował 4 double-doubles, do tego miał statystyki na poziomie 20-20 w ostatnim spotkaniu i wraz z Williamsem poprowadził drużynę do awansu. D-Will w tej serii grał jeszcze lepiej. W 4 pierwszych meczach za każdym razem zdobywał ponad 20 punktów i odnotowywał co najmniej 10 asyst. Potwierdził, że jest obecnie jednym z najlepszych rozgrywających w NBA, jeśli nie najlepszym. To był jego najlepszy sezon dotychczasowej w karierze, pierwszy raz wystąpił w Meczu Gwiazd, wybrano go również do drugiej piątki All-NBA. Niestety w pojedynku z Lakers, ani Williams, ani Boozer nie potrafili grać już na tak wysokim poziomie, jak przeciwko Nuggets. Nie poprowadzili drużyny do zwycięstwa i Jazz odpadli już po 4 meczach. Trzeci raz z rzędu Lakers wyeliminowali ich z playoffs.

Trzeba jednak pamiętać, że Jazz, jak prawie w każdym sezonie, ponownie mieli problemy z kontuzjami. Kirilenko wrócił do gry dopiero na trzeci mecz z Lakers, po ponad miesięcznej przerwie i nie był w stanie od razu grać na swoim normalnym poziomie. Natomiast już w pierwszym meczu z Nuggets, Jazz stracili Okura, który od początku marca był w świetnej dyspozycji i grał znacznie lepiej niż we wcześniejszej fazie rozgrywek. Uzyskał najwyższą formę w najważniejszym momencie rozgrywek, na finiszu fazy zasadniczej i na playoffs. Niestety nie było mu dane tego potwierdzić, ponieważ kontuzja wyeliminowała go z gry. Tym samy, Jazz w playoffs byli pozbawieni dwóch swoich czołowych zawodników, a mimo to awansowali do drugiej rundy. Na obrońców tytułu, takie osłabienie było już jednak zbyt dotkliwe.

Jazz na pewno liczyli na coś więcej niż 0-4 z Lakers, ale nie powinni się przejmować, bo perspektywy na przyszłość mają bardzo obiecujące. Po pierwsze, Jazz mają u siebie Williamsa, który po pięciu sezonach w NBA stał się jednym z najlepszych playmakerów w lidze, a teraz nadchodzą lata szczytu jego kariery. Po drugie, do Jazz należy pick w drafcie Knicks. Na pewno będzie to wybór na samym początku naboru, któryś z najwyższych numerów, dzięki czemu pozyskają młodego gwiazdora. Po trzecie, Millsap potwierdza, że  jest świetnym zawodnikiem i jeśli Boozer odejdzie, Jazz istotnie na tym nie ucierpią. Po trzecie, Miles systematycznie się rozwija i z każdym rokiem jest coraz lepszy. Po czwarte, niewybrany w drafcie Matthews okazał się prawdziwym objawieniem i był jednym z najlepszych debiutantów w lidze. Po piąte, w Salt Lake City ciągle na ławce jest Sloana, a on jest gwarancją gry drużyny na wysokim poziomie.

1 komentarz:

  1. Lubię Jazz. Niegdyś po prostu zabrakło im szczęście gdy grali w finałach. Teraz jak wiadomo to już nie to samo.

    OdpowiedzUsuń