środa, 12 maja 2010

game 5: Celtics 120 - Cavs 88

Bohater meczu: Paul Pierce
W pierwszych 4 meczach tej serii Pierce był najsłabszym ogniwem Celtics. Zdobywał ledwie 11.8 punktów przy fatalnej skuteczności 32%. Było to spowodowane i jego słabą dyspozycją strzelecką, jak również dobrą defensywą Jamesa. Jednak w tak ważnym meczu, jak ten wczorajszy, to James miał problemy z trafieniem do kosza, a Pierce poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa. Nie tylko zdobył 21 punktów (43% z gry), ale równocześnie był najlepiej zbierającym w tym spotkaniu, mając 10 zbiórek na koncie. Do tego dołożył jeszcze 7 asyst i 2 przechwyty. To był świetny występ, w którym Pierce wreszcie przypomniał o sobie. Właśnie takiej gry z jego strony potrzebują Celtics, jeśli chcą pokonać Cavs i myśleć o mistrzostwie.

Decydujące elementy
skuteczność z gry: Celtics 55% - Cavs 41.2%
punkty z pomalowanego: Celtics 44 – Cavs 30
punkty po stratach: Celtics zdobyli 24 po 17 stratach gospodarzy, Cavs 6 po 10 stratach gości

W poprzednim meczu drużynę z Bostonu do zwycięstwa poprowadził Rondo, tym razem do roli pierwszoplanowej wróciła Wielka Trójka. Ale rozgrywający gości także zagrał bardzo dobrze, mimo, ze w pierwszej połowie nie zdobył punktu. Tym samym Celtics mieli na boisku cztery gwiazdy, podczas gdy Cavs nie mieli nikogo, kto pociągnąłby ich zespół. Nawet sam James, grający na najwyższym poziomie miałby problemy, by pokonać 4 gwiazdy gości, a przy jego słabym występie, końcowy wynik nie może dziwić.


Ray Allen seryjnie trafiał za trzy, miał 6 celnych trójek na 9 prób i zdobył 25 punktów ze skutecznością 61.5%. KG utrzymuje grę na równym poziomie, zanotował 18 punktów i 6 zbiórek. Natomiast Rondo w pierwszej połowie był skutecznie broniony przez Cavs, którzy ograniczyli jego wejścia pod kosz, ale w drugiej ponownie prowadził swoją drużynę. W trzeciej kwarcie zdobył 12 punktów, ostatecznie miał ich 16, a także 7 asyst. Spośród rezerwowych najlepiej zaprezentował się Davis. Na swoim koncie miał 15 punktów, aż 8 z nich zdobył przez pierwsze 3 minuty czwartej kwarty.

Kluczowy mecz numer 5, zwycięstwo w nim daje ogromne szanse na awans do finału konferencji. Celtics zagrali właśnie tak, jak powinna zagrać doświadczona drużyna w tak ważnym spotkaniu. Natomiast Cavs przegrali różnicą aż 32 punktów i to przed własną publicznością. W tej sytuacji porażka w trzecim spotkaniu wydaje się niczym szczególnym, dopiero ten wczorajszym występ zawodników z Cleveland był prawdziwą kompromitacją.
Kiedy Cavs osiągnęli najwyższą w tym meczu przewagę 8 punktów na początku drugiej kwarty, Celtics odpowiedzieli serią 16-0. Po pierwszej połowie gospodarze tracili 17 punktów, a w drugiej ta strata już tylko się powiększała. Cavs nie tylko słabo grali w ataku, mając ogromne problemy z trafieniem do kosza, ale do tego, fatalnie spisywali się w obronie. Pozwolili swoim przeciwnikom zdobyć przynajmniej 30 punktów w każdej z trzech ostatnich kwart.

Zawiódł przede wszystkim James. Lider Cavs spudłował pierwsze 7 rzutów z gry i pierwszy raz trafił do kosza dopiero w połowie trzeciej kwarty. Ostatecznie na 14 rzutów miał tylko 3 celne, a większość ze swoich 15 punktów zdobył z wolnych (9/12). Zaliczył jeszcze 7 asyst i 6 zbiórek, ale to już nie miało znaczenia, ponieważ nie potrafił pociągnąć ofensywy swojej drużyny.
Bardzo słabo zagrali również Williams i Jamison, obaj mieli tylko po 9 punktów. Cavs mogli jedynie liczyć na Shaqa. Środkowy gospodarzy zdobył 21 punktów (7/11 z gry i 7/10 z wolnych), zaliczył też 4 zbiórki i 4 bloki. Jednak w tym momencie swojej kariery, O'Neal nie jest już w stanie poprowadzić drużyny, teraz może jedynie pomóc liderowi, jednak wczoraj nie miał komu pomagać.

Cavs mają teraz nóż na gardle i muszą wygrać 2 kolejne mecze, żeby awansować do finału konferencji. Na pewno będzie to bardzo trudne do osiągnięcia, jeśli w ogóle możliwe. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jak słabo gra James i cała drużyna Cavs, a jak rozkręcają się Celtics.

0 komentarze:

Prześlij komentarz