Dunleavy bardzo długo utrzymywał się na stanowisku head coacha Clippers. Dzielił tę funkcję z funkcją generalnego managera i wydawało się, że jest nie do ruszenia. Ostatecznie nie został zwolniony, ale sam zrezygnował. Naciski ze strony właściciela Donalda Sterlinga były już zbyt duże, by mógł pozostać na ławce trenerskiej. Gdyby sam nie ustąpił, zapewne w końcu zostałby zwolniony. Już na samym początku sezonu, kiedy Clippers przegrali pierwsze 4 mecze, Sterling podobno zastanawiał się nad zmianą trenera. Ostatnie porażki z najgorszymi w lidze Nets i Wolves (łącznie różnicą 30 punktów) przelały czarę goryczy.
Jeszcze nikt w historii nie był tak długo trenerem Clippers jak Dunleavy. Obecny sezon jest, a właściwie był jego siódmym w tej roli. Jednak już od dłuższego czasu jego praca nie przynosiła oczekiwanych efektów.
W sezonie 2005/06 Clippers po długich latach nieobecności w fazie posezonowej wreszcie zagrali w playoffs i przebili się nawet do drugiej rudny, gdzie ulegli Suns dopiero po 7 meczach. Ale od tego czasu zamiast iść do przodu, ponownie utknęli na dnie zachodu. W sezonie 2006/07 nie udało im się już powtórzyć sukcesu z poprzedniego roku, mimo że utrzymali większość składu. W kolejnym sezonie prawie całe rozgrywki stracił Brand, a Clippers przestali się liczyć na zachodzie. Przed poprzednim sezonem pozyskano Davisa, Camby'ego, w trakcie rozgrywek dodano do nich Randolpha i skończyło się na 19 zwycięstwach. Oczywiście było to w dużej mierze związane z plagą kontuzji, ale i tak był to fatalny wynik.
W tym roku miało być lepiej. Clippers dostali pierwszy numer draftu i z Griffinem mieli ponownie włączyć się do walki o playoffs. Niestety kontuzja wyeliminowała Griffina z gry na cały sezon. Jednak poza nim, pozostali zawodnicy nie mają poważnych problemów zdrowotnych, kilka spotkań opuścili Kaman i Gordon, ale takie sytuacje zdarzają się w każdej drużynie. A przecież wyżej w tabeli są Rockets bez Yao, Blazers zdziesiątkowani przez kontuzje czy Hornets, którzy teraz muszą radzić sobie bez Paula. Dunleavy w większości meczów miał do dyspozycji swoich najważniejszych zawodników, ale nie potrafił stworzyć z nich silnego zespołu. Clippers mają potencjał i możliwości kadrowe na znacznie lepszy wynik niż 21 zwycięstw w 49 meczach. W ich składzie jest sporo naprawdę dobrych zawodników: Davis, Kaman (najlepszy sezon w karierze), Camby, młodzi Gordon i Thornton. Dunleavy po raz kolejny zwiódł. Już dawno powinien odejść, dlatego dobrze dla Clippers, że w końcu nadszedł ten moment.
Oczywiście w tym momencie zastąpienie go dotychczasowym asystentem Kimem Hughesem nie sprawi, że Clippers włączą się do walki o pierwszą ósemkę, ale z Dunleavy'm także nie mieli na to szans.
Teraz Dunleavy zajmie się jedynie pracą w roli GM'a. Biorąc pod uwagę, że ten sezon Clippers mają już stracony, bardzo prawdopodobne jest, że wytransferowany zostanie Camby. Ma on kończący się kontrakt, poza tym jest wartościowym graczem, którego chciałoby mieć sporo drużyn, dlatego będzie można sporo zyskać na jego oddaniu.
Wszystkim fanom drugiej drużyny z LA przychodzi po raz kolejny czekać na następny sezon w nadziei, że będzie on lepszy. Z Griffinem w składzie, Clippers powinni odbić się od dna, ale czy tak będzie? Zobaczymy.
Przykład z Dunleavy'ego powinien wziąć teraz Don Nelson i także opuścić ławkę trenerską dla dobra Warriors.
Jeszcze nikt w historii nie był tak długo trenerem Clippers jak Dunleavy. Obecny sezon jest, a właściwie był jego siódmym w tej roli. Jednak już od dłuższego czasu jego praca nie przynosiła oczekiwanych efektów.
W sezonie 2005/06 Clippers po długich latach nieobecności w fazie posezonowej wreszcie zagrali w playoffs i przebili się nawet do drugiej rudny, gdzie ulegli Suns dopiero po 7 meczach. Ale od tego czasu zamiast iść do przodu, ponownie utknęli na dnie zachodu. W sezonie 2006/07 nie udało im się już powtórzyć sukcesu z poprzedniego roku, mimo że utrzymali większość składu. W kolejnym sezonie prawie całe rozgrywki stracił Brand, a Clippers przestali się liczyć na zachodzie. Przed poprzednim sezonem pozyskano Davisa, Camby'ego, w trakcie rozgrywek dodano do nich Randolpha i skończyło się na 19 zwycięstwach. Oczywiście było to w dużej mierze związane z plagą kontuzji, ale i tak był to fatalny wynik.
W tym roku miało być lepiej. Clippers dostali pierwszy numer draftu i z Griffinem mieli ponownie włączyć się do walki o playoffs. Niestety kontuzja wyeliminowała Griffina z gry na cały sezon. Jednak poza nim, pozostali zawodnicy nie mają poważnych problemów zdrowotnych, kilka spotkań opuścili Kaman i Gordon, ale takie sytuacje zdarzają się w każdej drużynie. A przecież wyżej w tabeli są Rockets bez Yao, Blazers zdziesiątkowani przez kontuzje czy Hornets, którzy teraz muszą radzić sobie bez Paula. Dunleavy w większości meczów miał do dyspozycji swoich najważniejszych zawodników, ale nie potrafił stworzyć z nich silnego zespołu. Clippers mają potencjał i możliwości kadrowe na znacznie lepszy wynik niż 21 zwycięstw w 49 meczach. W ich składzie jest sporo naprawdę dobrych zawodników: Davis, Kaman (najlepszy sezon w karierze), Camby, młodzi Gordon i Thornton. Dunleavy po raz kolejny zwiódł. Już dawno powinien odejść, dlatego dobrze dla Clippers, że w końcu nadszedł ten moment.
Oczywiście w tym momencie zastąpienie go dotychczasowym asystentem Kimem Hughesem nie sprawi, że Clippers włączą się do walki o pierwszą ósemkę, ale z Dunleavy'm także nie mieli na to szans.
Teraz Dunleavy zajmie się jedynie pracą w roli GM'a. Biorąc pod uwagę, że ten sezon Clippers mają już stracony, bardzo prawdopodobne jest, że wytransferowany zostanie Camby. Ma on kończący się kontrakt, poza tym jest wartościowym graczem, którego chciałoby mieć sporo drużyn, dlatego będzie można sporo zyskać na jego oddaniu.
Wszystkim fanom drugiej drużyny z LA przychodzi po raz kolejny czekać na następny sezon w nadziei, że będzie on lepszy. Z Griffinem w składzie, Clippers powinni odbić się od dna, ale czy tak będzie? Zobaczymy.
Przykład z Dunleavy'ego powinien wziąć teraz Don Nelson i także opuścić ławkę trenerską dla dobra Warriors.
zdjęcie: latimesblogs.latimes.com
Nie wiem czy Don gdyby zrezygnował to GSW zaczęli by piąć się w górę, bo z takiej bandy streetball'owców to nawet P.Jackson by nic nie wymyślił, Nelson daje im wolną rękę i tak wygląda gra, ale taki Elis w usystematyzowanym baskecie ? niemożliwe...
OdpowiedzUsuń