Bohater meczu: Rajon Rondo
Gdyby ten mecz zakończył się inaczej, to właśnie rozgrywający C's zostałby MVP finałów. Rozegrał naprawdę dobry mecz (14pkt,10ast,8reb), rozdając świetne piłki, atakując raz za razem tablicę. Zabrakło go trochę w 4 kwarcie, choć to jego trójka zatrzymała przy życiu C's w ostatnich sekundach (kolejną, decydującą, niestety spudłował).
Decydujące elementy:
zbiórki - osłabieni brakiem Perkinsa Celtics wyraźnie przegrali deskę (40-53, ale głównie zbiórki ofensywne 8-23). Mimo to nie dali odskoczyć Lakers, a wręcz przez 3 kwarty przeważali. Ostatecznie musiało to się zemścić. Garnett miał tylko 3 zbiórki.
brak wsparcia z ławki - Jedyne punkty z ławki zdobył Glen Davis (6pkt,9reb), któremu bardzo zależało na wygraniu spotkania. To było widać. Nate z Tonym Allenem byli niewidoczni, i jak się spodziewałem, rotacja nie została poszerzona o Sheldena Williamsa. Zabrakło paru dodatkowych punktów z ławki.
czwarta kwarta - to materiał na odrebny artykuł. To wtedy Celtics stanęli, przestali grać swoją koszykówkę.Przegrana 22-30, w wyjątkowy sposób. Mecz dla Lakers wyszarpał Ron Artest i Fisher. Swoimi dwoma trójkami. Co by było, gdyby Artest nie trafił tego rzutu? Było tak blisko. Dlaczego Pierce nie rzucił za 3 w końcówce? Gdyby trafił, Lakers mieliby tylko jeden punkt przewagi i zdarzyć mogłoby się wszystko. Sędziowie tez nie dopomogli, ale to Celtics głównie są winni swojej porażce. Odpuścili prawie na mecie. Ech, szkoda.
Do 4 kwarty mecz układał się po myśli Celtics. Rondo zbierał, wyprowadzając kontry, piłki były wrzucane pod kosz. Celtics byli skuteczni, i przede wszystkim grali bardzo dobrze w obronie, powstrzymując Lakers i trzymając ich poniżej 35% z gry. Kobe był bezradny wobec podwojeń na nim, za bardzo chciał. Rasheed robił dobrą robotę w obronie jak i w ataku, Garnett straszył w grze 1-on-1, głównie przeciwko Gasolowi. Davis posłuchał się rad Perkinsa i raz za razem atakował pomalowane. Pierce wraz z Allenem nie grali czegoś wielkiego. Ale kto by pomyślał, że będzie potrzeba czegoś więcej przy tak grających Lakersach?Taki obraz gry był do 4 kwarty.
Czwarta kwarta to zupełnie inny mecz. W ataku Rondo przestał dogrywać piłki pod kosz. Kilka razy Celtom zadrżała ręka z prostych pozycji, za często były grane izolacje. Brakowało punktów z kontry. Spowodowało to, że po trójce Fisha Lakers wyrównali. Po kilku przestrzelonych pozycjach w ataku, Artest trafił trójkę na 6 punktów przewagi. Według mnie był to decydujący moment. Szaleńcza pogoń się nie udała, mimo wielkiego wysiłku Rondo, który o mało co by nie uratował tego meczu dla Celtics. Mistrzostwo trafiło w ręce Jeziorowców.
Bardzo szkoda mi Celtics. Po takich playoffs ten tytuł im się należał. Wyeliminowali Cavaliers, Magic, i o mały włos i Lakers by uznali ich wyższość. Czy to będzie ostatni finał NBA dla Celtics w najbliższych latach? Dużo zależy od tego offseason.
Na koniec chciałbym pogratulować Lakers.
Gdyby ten mecz zakończył się inaczej, to właśnie rozgrywający C's zostałby MVP finałów. Rozegrał naprawdę dobry mecz (14pkt,10ast,8reb), rozdając świetne piłki, atakując raz za razem tablicę. Zabrakło go trochę w 4 kwarcie, choć to jego trójka zatrzymała przy życiu C's w ostatnich sekundach (kolejną, decydującą, niestety spudłował).
Decydujące elementy:
zbiórki - osłabieni brakiem Perkinsa Celtics wyraźnie przegrali deskę (40-53, ale głównie zbiórki ofensywne 8-23). Mimo to nie dali odskoczyć Lakers, a wręcz przez 3 kwarty przeważali. Ostatecznie musiało to się zemścić. Garnett miał tylko 3 zbiórki.
brak wsparcia z ławki - Jedyne punkty z ławki zdobył Glen Davis (6pkt,9reb), któremu bardzo zależało na wygraniu spotkania. To było widać. Nate z Tonym Allenem byli niewidoczni, i jak się spodziewałem, rotacja nie została poszerzona o Sheldena Williamsa. Zabrakło paru dodatkowych punktów z ławki.
czwarta kwarta - to materiał na odrebny artykuł. To wtedy Celtics stanęli, przestali grać swoją koszykówkę.Przegrana 22-30, w wyjątkowy sposób. Mecz dla Lakers wyszarpał Ron Artest i Fisher. Swoimi dwoma trójkami. Co by było, gdyby Artest nie trafił tego rzutu? Było tak blisko. Dlaczego Pierce nie rzucił za 3 w końcówce? Gdyby trafił, Lakers mieliby tylko jeden punkt przewagi i zdarzyć mogłoby się wszystko. Sędziowie tez nie dopomogli, ale to Celtics głównie są winni swojej porażce. Odpuścili prawie na mecie. Ech, szkoda.
Do 4 kwarty mecz układał się po myśli Celtics. Rondo zbierał, wyprowadzając kontry, piłki były wrzucane pod kosz. Celtics byli skuteczni, i przede wszystkim grali bardzo dobrze w obronie, powstrzymując Lakers i trzymając ich poniżej 35% z gry. Kobe był bezradny wobec podwojeń na nim, za bardzo chciał. Rasheed robił dobrą robotę w obronie jak i w ataku, Garnett straszył w grze 1-on-1, głównie przeciwko Gasolowi. Davis posłuchał się rad Perkinsa i raz za razem atakował pomalowane. Pierce wraz z Allenem nie grali czegoś wielkiego. Ale kto by pomyślał, że będzie potrzeba czegoś więcej przy tak grających Lakersach?Taki obraz gry był do 4 kwarty.
Czwarta kwarta to zupełnie inny mecz. W ataku Rondo przestał dogrywać piłki pod kosz. Kilka razy Celtom zadrżała ręka z prostych pozycji, za często były grane izolacje. Brakowało punktów z kontry. Spowodowało to, że po trójce Fisha Lakers wyrównali. Po kilku przestrzelonych pozycjach w ataku, Artest trafił trójkę na 6 punktów przewagi. Według mnie był to decydujący moment. Szaleńcza pogoń się nie udała, mimo wielkiego wysiłku Rondo, który o mało co by nie uratował tego meczu dla Celtics. Mistrzostwo trafiło w ręce Jeziorowców.
Bardzo szkoda mi Celtics. Po takich playoffs ten tytuł im się należał. Wyeliminowali Cavaliers, Magic, i o mały włos i Lakers by uznali ich wyższość. Czy to będzie ostatni finał NBA dla Celtics w najbliższych latach? Dużo zależy od tego offseason.
Na koniec chciałbym pogratulować Lakers.
0 komentarze:
Prześlij komentarz