Bohater meczu: Paul Pierce
Wczoraj był mecz Pierce'a. Grał świetnie, grając na dobrym procencie (12/21), raz za razem ogrywając Rona Artesta, bądź obrońcę wychodzącego do niego po pick'n'rollach. 27 pkt to jego najlepsza zdobycz punktowa w finałach. Mimo to nie dotrzymał obietnicy, i seria wróci do Los Angeles.
Decydujące elementy:
zbiórki - kolejny raz drużyna wygrywająca deski, wygrywa także i całe spotkanie. Na pewno duży wpływ na to miało kolano Bynuma, które za każdym razem, gdy atakował pomalowane, dawało o sobie znać.
wielka trójka + Rondo - wreszcie wszyscy zagrali minimum przyzwoicie. Zdobyli łącznie 75 punktów na skuteczności z gry 32/54. Nadal Allen nie odnalazł swojej klepki na boisku zza łuku, mimo to miał najwyższy +/- wśród graczy C's (+10). Garnett, Pierce i Rondo zagrali po prostu swoje, dominując graczy Lakers na swoich pozycjach. Takiego meczu im było trzeba, jeszcze jeden i zostaną mistrzami.
obrona - zatrzymała Lakers na zaledwie 39,7% z gry, i nie wiem co by było, gdyby Kobe nie wziął się za zdobywanie punktów w 3 kwarcie. Świetną robotę wykonali na nim Allenowie, Ray i Tony, ale kluczem do wygrania tego meczu było zatrzymanie wszystkich innych graczy Lakers. Tylko Gasolowi udało się przekroczyć pułap 10 punktów. Pozwalano Artestowi na oddawanie rzutów, co zabija ruch piłką w ataku Jeziorowców.
Garnett pokazał, dlaczego z nim w składzie Celtics jeszcze nie przegrali serii w playoffs. 18pkt, 10reb, 3ast, 5st, 2blk to naprawdę niesamowita linijka. Zatrzymał Gasola, dyrygował obroną, nie forsował gry w ataku. Może i jest starszy, może już nie ma tych kolan co kiedyś, ale to Kevin Garnett. Przyszły Hall-of-Famer.
Ławka C's nie musiała tym razem pociągnąć tego spotkania, zagrała przyzwoicie, ale blok Tony'ego Allena na Gasolu jest z serii must seen! To jak świetnie bronił Bryanta, to inna historia. Kobe nie miał wytchnienia, każda z jego pozycji była niełatwą. Sugar Ray też zrobił kawał dobrej roboty w obronie. Gdyby nie Allenowie, lider Lakers mógłby skończyć z ponad 50pkt. Serio.
Znów do końcówki to C's mieli przewagę, którą wybronili dzięki akcjom, rzecz jasna, Rondo. Jego rzut prawie zza deski jest niemożliwy do powtórzenia. Już nie mówiąc o tej dobitce nad Bryantem.
Boston Celtics wygrali, najprawdopodobniej najważniejszy mecz w tej serii. Teraz wracają do Los Angeles, gdzie muszą wygrać minimum 1 spotkanie, by zostać mistrzami. To nie łatwe zadanie, choć C's już raz pokonali LAL na ich terenie w tych playoffs (game2). Jeśli tak będzie grało Big Three i Rajon Rondo, kibice Celtics powinni spać spokojnie.
Wczoraj był mecz Pierce'a. Grał świetnie, grając na dobrym procencie (12/21), raz za razem ogrywając Rona Artesta, bądź obrońcę wychodzącego do niego po pick'n'rollach. 27 pkt to jego najlepsza zdobycz punktowa w finałach. Mimo to nie dotrzymał obietnicy, i seria wróci do Los Angeles.
Decydujące elementy:
zbiórki - kolejny raz drużyna wygrywająca deski, wygrywa także i całe spotkanie. Na pewno duży wpływ na to miało kolano Bynuma, które za każdym razem, gdy atakował pomalowane, dawało o sobie znać.
wielka trójka + Rondo - wreszcie wszyscy zagrali minimum przyzwoicie. Zdobyli łącznie 75 punktów na skuteczności z gry 32/54. Nadal Allen nie odnalazł swojej klepki na boisku zza łuku, mimo to miał najwyższy +/- wśród graczy C's (+10). Garnett, Pierce i Rondo zagrali po prostu swoje, dominując graczy Lakers na swoich pozycjach. Takiego meczu im było trzeba, jeszcze jeden i zostaną mistrzami.
obrona - zatrzymała Lakers na zaledwie 39,7% z gry, i nie wiem co by było, gdyby Kobe nie wziął się za zdobywanie punktów w 3 kwarcie. Świetną robotę wykonali na nim Allenowie, Ray i Tony, ale kluczem do wygrania tego meczu było zatrzymanie wszystkich innych graczy Lakers. Tylko Gasolowi udało się przekroczyć pułap 10 punktów. Pozwalano Artestowi na oddawanie rzutów, co zabija ruch piłką w ataku Jeziorowców.
Garnett pokazał, dlaczego z nim w składzie Celtics jeszcze nie przegrali serii w playoffs. 18pkt, 10reb, 3ast, 5st, 2blk to naprawdę niesamowita linijka. Zatrzymał Gasola, dyrygował obroną, nie forsował gry w ataku. Może i jest starszy, może już nie ma tych kolan co kiedyś, ale to Kevin Garnett. Przyszły Hall-of-Famer.
Ławka C's nie musiała tym razem pociągnąć tego spotkania, zagrała przyzwoicie, ale blok Tony'ego Allena na Gasolu jest z serii must seen! To jak świetnie bronił Bryanta, to inna historia. Kobe nie miał wytchnienia, każda z jego pozycji była niełatwą. Sugar Ray też zrobił kawał dobrej roboty w obronie. Gdyby nie Allenowie, lider Lakers mógłby skończyć z ponad 50pkt. Serio.
Znów do końcówki to C's mieli przewagę, którą wybronili dzięki akcjom, rzecz jasna, Rondo. Jego rzut prawie zza deski jest niemożliwy do powtórzenia. Już nie mówiąc o tej dobitce nad Bryantem.
Boston Celtics wygrali, najprawdopodobniej najważniejszy mecz w tej serii. Teraz wracają do Los Angeles, gdzie muszą wygrać minimum 1 spotkanie, by zostać mistrzami. To nie łatwe zadanie, choć C's już raz pokonali LAL na ich terenie w tych playoffs (game2). Jeśli tak będzie grało Big Three i Rajon Rondo, kibice Celtics powinni spać spokojnie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz