Już do dłuższego czasu mówiło się, że Blazers planują zmianę na stanowisku generalnego managera i zwolnią Kevina Pritcharda. Ta decyzja wydawała się dość dziwna, ponieważ Pritchard świetnie wykonywał swoją pracę i stworzył w Portland silna drużynę opartą na młodych zawodnikach. Ale to już sprawa Blazers, skoro tak dobry GM im nie odpowiada, mogą przecież wymienić go na kogoś gorszego. Jednak władze klubu z Portland zwolniły Pritcharda chyba w najgorszy możliwy sposób, na godzinę przed draftem. Pritchard wiedział, że jego dni są policzone, ale póki pozostawał na swoim stanowisku, przygotowywał drużynę do naboru. Wydawało się, że dopiero po drafcie zostanie zwolniony. Jednak Blazers nie wytrzymali i musieli tą decyzję podjąć tuż przed. Po co? Nie mam pojęcia. Bardzo głupia decyzja, wręcz skandaliczna. W taki sposób nie powinno się zwalniać nikogo, a tym bardziej człowieka, który tyle zrobił dla tej drużyny. Świetnie skomentował to Ric Bucher z ESPN na twitterze:
Co szkodziło Blazers poczekać jeden dzień i po drafcie pożegnać się z Pritchardem? Jeśli natomiast uważali, że nie podejmie on dobrych decyzji i nie wybierze zawodników, których oni chcieli, można było przecież zwolnić go wcześniej. Skoro pozostawili w jego rękach draft, trzeba było mu dać spokojnie dokończyć swoją pracę. Ale cóż, na to Blazers nie było stać.
Pritchard stracił stanowisko, ale nie zmienia to faktu, że jest jednym z najlepszych generalnych managerów ostatnich lat w NBA. Kiedy zaczął przebudowę zespołu w 2006, drużyna z Portland zwana była 'Jail Blazers'. Najważniejsi zawodnicy zamiast błyszczeć na parkiecie mieli dużo problemów z prawem, w zespole była fatalna atmosfera, zawodnicy byli ze sobą skonfliktowani, a kibice odwrócili się do drużyny. Blazers pogrążali się, dlatego potrzebne były drastyczne ruchy kadrowe i totalna przebudowa składu. W 2006 Pritchard został mianowany asystentem generalnego managera Steve'a Pattersona i zabrał się do roboty. Co prawda to Patterson był GM'em, ale nie jest tajemnicą, że podczas draftu 2006, kiedy rozpoczął się proces tworzenia nowej siły Blazers, decyzje podejmował Pritchard.
Po pierwsze oddał Telfaira i Ratliffa do Celtics w zamian za siódmy numer w drafcie i weterana LaFrentza. Tym samym, Blazers mieli 4 i 7 pick w drafcie 2006. Wybierając z numerem czwartym Pritchard postawił na Tyrusa Thomasa, ale od razu wytransferował go do Bulls, dostając w zamian dwójkę, czyli LaMarcusa Aldridge'a. Po czterech latach, bez wątpliwości możemy powiedzieć, że był to świetny ruch. Aldridge jest nie tylko czołową postacią drużyny, ale co również bardzo ważne, znacznie lepszy niż Thomas. Z siódemką Blazers wybrali Randy'ego Foye'a, ale też nie zatrzymali go u siebie. Pritchardowi udało się przekonać Wolves do wymiany, w efekcie której do Portland trafił wybrany z szóstką Brandon Roy. Już po roku, gdy Roy został Rookie Of the Year, było wiadomo, że był to strzał w dziesiątkę. Dzisiaj jest on liderem Blazers i trzykrotnym All-Starem, podczas gdy Foye'owi bardzo daleko do statusu gwiazdy.
Pritchard stracił stanowisko, ale nie zmienia to faktu, że jest jednym z najlepszych generalnych managerów ostatnich lat w NBA. Kiedy zaczął przebudowę zespołu w 2006, drużyna z Portland zwana była 'Jail Blazers'. Najważniejsi zawodnicy zamiast błyszczeć na parkiecie mieli dużo problemów z prawem, w zespole była fatalna atmosfera, zawodnicy byli ze sobą skonfliktowani, a kibice odwrócili się do drużyny. Blazers pogrążali się, dlatego potrzebne były drastyczne ruchy kadrowe i totalna przebudowa składu. W 2006 Pritchard został mianowany asystentem generalnego managera Steve'a Pattersona i zabrał się do roboty. Co prawda to Patterson był GM'em, ale nie jest tajemnicą, że podczas draftu 2006, kiedy rozpoczął się proces tworzenia nowej siły Blazers, decyzje podejmował Pritchard.
Po pierwsze oddał Telfaira i Ratliffa do Celtics w zamian za siódmy numer w drafcie i weterana LaFrentza. Tym samym, Blazers mieli 4 i 7 pick w drafcie 2006. Wybierając z numerem czwartym Pritchard postawił na Tyrusa Thomasa, ale od razu wytransferował go do Bulls, dostając w zamian dwójkę, czyli LaMarcusa Aldridge'a. Po czterech latach, bez wątpliwości możemy powiedzieć, że był to świetny ruch. Aldridge jest nie tylko czołową postacią drużyny, ale co również bardzo ważne, znacznie lepszy niż Thomas. Z siódemką Blazers wybrali Randy'ego Foye'a, ale też nie zatrzymali go u siebie. Pritchardowi udało się przekonać Wolves do wymiany, w efekcie której do Portland trafił wybrany z szóstką Brandon Roy. Już po roku, gdy Roy został Rookie Of the Year, było wiadomo, że był to strzał w dziesiątkę. Dzisiaj jest on liderem Blazers i trzykrotnym All-Starem, podczas gdy Foye'owi bardzo daleko do statusu gwiazdy.
To właśnie od Roy'a i Aldridge'a rozpoczął się nowy etap w historii Blazers. To wokół nich Pritchard budował drużynę. I trzeba pamiętać o tym, w jaki sposób ich pozyskał. Jest on mistrzem w transferach podczas draftu. Gdzie teraz byliby Blazers, gdyby zostawili u siebie Thomasa i Foye'a?
W 2007 Patterson zrezygnował z pracy w Blazers, a pozycję GM'a objął Pritchard.
W drafcie 2007 Blazers mieli pierwszy numer i postawili na Grega Odena. Niestety, po trzech latach Oden ciągle nie jest gwiazdą, jaką miał być. Jest to jednak spowodowane serią kontuzji, przez te 3 sezony rozegrał on ledwie 82 mecze i trudno obwiniać o to Pritcharda. Oczywiście można teraz powiedzieć, że powinien wtedy wybrać Duranta, który stał się jedną z największych gwiazd ligi. Ale nie można zapomnieć, że Blazers nie potrzebowali strzelca, ponieważ mieli już Roy'a, a Odenowi wszyscy wróżyli wielką karierę, miał on dołączyć do grona najlepszych środowych w historii NBA. Chyba każdy na pozycji Pritcharda, w tamtym momencie postawiłby na Odena. Dlatego nie można go winić, że Durant jest gwiazdą, a Oden ciągle nie. Poza tym, nie można wykluczyć, że Oden w końcu upora się z problemami zdrowotnymi i potwierdzi swój wielki potencjał.
W 2007 Patterson zrezygnował z pracy w Blazers, a pozycję GM'a objął Pritchard.
W drafcie 2007 Blazers mieli pierwszy numer i postawili na Grega Odena. Niestety, po trzech latach Oden ciągle nie jest gwiazdą, jaką miał być. Jest to jednak spowodowane serią kontuzji, przez te 3 sezony rozegrał on ledwie 82 mecze i trudno obwiniać o to Pritcharda. Oczywiście można teraz powiedzieć, że powinien wtedy wybrać Duranta, który stał się jedną z największych gwiazd ligi. Ale nie można zapomnieć, że Blazers nie potrzebowali strzelca, ponieważ mieli już Roy'a, a Odenowi wszyscy wróżyli wielką karierę, miał on dołączyć do grona najlepszych środowych w historii NBA. Chyba każdy na pozycji Pritcharda, w tamtym momencie postawiłby na Odena. Dlatego nie można go winić, że Durant jest gwiazdą, a Oden ciągle nie. Poza tym, nie można wykluczyć, że Oden w końcu upora się z problemami zdrowotnymi i potwierdzi swój wielki potencjał.
W dzień draftu 2007 Pritchard dokonał jeszcze ważnego transferu. Pozbył się ostatniego z tych, którzy tworzyli 'Jail Blazers' – Zacha Randolpha. Oddał go do Knicks, w zamian dostając Frye'a i Francisa, który szybko został zwolniony i nigdy nie zagrał w Portland. Tym samym, Blazers zostali już w pełni oddani w ręce młodych liderów.
Kupił wtedy także od Suns wybranego z numerem 24 Rudy'ego Fernandeza. Kolejny świetny ruch.
W drafcie 2008 Pritchard znowu był bardzo aktywny i wykonał kilka transferów. Najważniejszym z nich okazał się ten, w ramach którego Blazers dostali Nicolasa Batuma, wybranego przez Rockets z numerem 25. Była to wymiana pomiędzy trzema drużynami, by pozyskać Francuza Blazers oddali do Rockets Joey'a Dorsey'a (numer 33), a do Grizzlies Darrella Arthura (numer 27), którego chwilę wcześniej pozyskali z Hornets. Dzisiaj nie ma wątpliwości, że po raz kolejny Pritchard 'miał nosa' i dokonał bardzo dobrego transferu.
Kupił wtedy także od Suns wybranego z numerem 24 Rudy'ego Fernandeza. Kolejny świetny ruch.
W drafcie 2008 Pritchard znowu był bardzo aktywny i wykonał kilka transferów. Najważniejszym z nich okazał się ten, w ramach którego Blazers dostali Nicolasa Batuma, wybranego przez Rockets z numerem 25. Była to wymiana pomiędzy trzema drużynami, by pozyskać Francuza Blazers oddali do Rockets Joey'a Dorsey'a (numer 33), a do Grizzlies Darrella Arthura (numer 27), którego chwilę wcześniej pozyskali z Hornets. Dzisiaj nie ma wątpliwości, że po raz kolejny Pritchard 'miał nosa' i dokonał bardzo dobrego transferu.
Zeszłoroczny offseason był bardzo trudny dla Pritcharda. Blazers dysponowali już silnym składem i chciano dodać weterana, który pomoże młodym zawodnikom wygrywać w playoffs. Najpierw Pritchard porozumiał się z Turkoglu i już wydawało się, że Turek dołączy do zespołu z Portland, ale w ostatnim momencie zmienił zdanie i wybrał Raptors. To skomplikowało plany GM'a. Persja na niego była bardzo duża, a on za wszelką cenę chciał pozyskać istotne wzmocnienie. Podsiał już kontrakt z Millsapem, ale ofertę Blazers wyrównali Jazz i zatrzymali go u siebie. Później Pritchard próbował dogadać się z Knicks w sprawie sing-and-trade Davida Lee, ale ten transfer też nie doszedł do skutku. Ostatecznie Blazers podpisali kontrakt z Andre Millerem. Na początku sezonu wydawało się, że był to bardzo nietrafiony ruch, ale ostatecznie Miller miał swój znaczący udział w awansie drużyny do playoffs. Poza tym, w trakcie rozgrywek Pritchard dokonał dobrej wymiany pozyskując Marcusa Camy'ego.
To nie był sezon, jakiego w Portland wszyscy oczekiwali, ale powodem były kontuzje i nie można za to obwiniać Pritcharda. On wykonał świetną pracę i w tym trudnym sezonie potwierdziło się, że stworzył bardzo silną drużynę, dysponującą głębokim składem. Nawet ściągnięcie do Blazers weterana Juwana Howarda, który na początku był zupełnie nieprzydatny, okazało się dobrym ruchem.
Trudno znaleźć poważny argument przeciwko Pritchardowi, który uzasadniałby jego zwolnienie. To on uratował Portland od 'Jail Blazers', zupełnie przebudował zespół, oparł go na młodych zawodnikach i szybko przyniosło to bardzo dobre wyniki. To dzięki niemu Blazers są obecnie jedną z najlepszych młodych drużyn i mogą z dużymi nadziejami patrzeć w przyszłość. W Portland popełnili poważny błąd zwalniając go, ponieważ bardzo trudno będzie im znaleźć równie zdolnego generalnego managera.
To nie był sezon, jakiego w Portland wszyscy oczekiwali, ale powodem były kontuzje i nie można za to obwiniać Pritcharda. On wykonał świetną pracę i w tym trudnym sezonie potwierdziło się, że stworzył bardzo silną drużynę, dysponującą głębokim składem. Nawet ściągnięcie do Blazers weterana Juwana Howarda, który na początku był zupełnie nieprzydatny, okazało się dobrym ruchem.
Trudno znaleźć poważny argument przeciwko Pritchardowi, który uzasadniałby jego zwolnienie. To on uratował Portland od 'Jail Blazers', zupełnie przebudował zespół, oparł go na młodych zawodnikach i szybko przyniosło to bardzo dobre wyniki. To dzięki niemu Blazers są obecnie jedną z najlepszych młodych drużyn i mogą z dużymi nadziejami patrzeć w przyszłość. W Portland popełnili poważny błąd zwalniając go, ponieważ bardzo trudno będzie im znaleźć równie zdolnego generalnego managera.
0 komentarze:
Prześlij komentarz