Bohater meczu: Vince Carter
W pierwszej połowie Carter właściwie nie istniał w ataku swojej drużyny. Spudłował 3 z 4 rzutów z gry i miał tylko 4 punkty. Natomiast w drugiej, poprowadził Magic do zwycięstwa. Przede wszystkim fantastycznie zagrał w czwartej kwarcie, kiedy trafił 4 z 5 rzutów i zdobył 11 punktów. Do niego należały pierwsze 4 punkty gospodarzy w tej części spotkania, a w trakcie decydującej serii 19-2 zdobył 5. Ostatecznie miał na swoim koncie 24 punkty (56.3%), z czego 20 zanotował w drugiej połowie (8/12 z gry). Do tego dołożył 7 zbiórek i 2 asysty.
Decydujące elementy
punkty z pomalowanego: Magic 44 – Hawks 30
czwarta kwarta: Magic wygrali ją 28-15
skuteczność z gry: Magic 55.9% - Hawks 41.3%
Howard fantastycznie rozpoczął to spotkanie prowadząc atak Magic w pierwszej kwarcie. Zdobył wtedy 18 punktów trafiając wszystkie 6 rzutów z gry, zebrał także 5 piłek. Hawks nie byli w stanie go zatrzymać, trener Woodson próbował Horforda, Pachulię, Collinsa i Morrisa, ale nikt z nich nie potrafił przeciwstawić się centrowi gospodarzy. Na samym początku drugiej kwarty Howard złapał drugi faul i usiadł na ławkę, Hawks wykorzystali jego nieobecność i objęli prowadzenie, dlatego szybko musiał wrócić. Po kilku minutach załapał kolejny faul i ponownie zszedł z boiska. W efekcie, w tej kwarcie dołożył tylko jeden punkt do swojego dorobku. Trzecia kwarta też nie zaczęła się dla niego najlepiej, ponieważ został uderzony w nos, a lecąca krew zmusiła go do udania się do szatni. Na szczęście dla Magic ich lider szybko wrócił i w dalszej części meczu nie miał już problemów. Co prawda nie był już tak skuteczny w ataku, dzięki dobrze działającej obronie Hawks, która odcinała go od piłek, ale odegrał ważną rolę w walce na tablicach. Mecz zakończył mając 29 punktów, trafił 8 z 9 rzutów z gry i 13 z 18 wolnych. Poza tym, zanotował 17 zbiórek.
Poza Howardem i Carterem jeszcze dwóch graczy gospodarzy zdobyło wczoraj co najmniej 20 punktów. Po raz pierwszy w historii w meczu playoffs, 4 zawodników Magic mogło pochwalić się takim osiągnięciem. Po 20 punktów, a także po 6 asyst zanotowali Nelson i Lewis. Mając taki atak, Magic po prostu nie mogli tego meczu przegrać.
Hawks po ostatniej kompromitującej porażce, odbudowali się i to był zupełnie inny mecz. Przez prawie całą drugą kwartę to oni mieli przewagę, w trzeciej prowadzili wyrównaną walkę i dopiero w czwartej nie potrafili zatrzymać fantastycznego ataku Magic. Seria 19-2, przesądziła o losach tego spotkania. Gospodarze zdobyli w tej kwarcie 28 punktów ze skutecznością 61.5%, w tym trafili 4 z 7 rzutów za trzy. Równocześnie Magic świetnie zagrali w obronie, niszcząc ofensywę drużyny z Atlanty. Hawks przez trzy pierwsze kwarty zdobywali co najmniej 26 punktów, a w czwartej zostali ograniczeni do zaledwie 15. Spudłowali wtedy 13 z 19 rzutów z gry, w tym wszystkie 4 za trzy. A to właśnie trójki pomogły im rozegrać dobrą pierwszą połowę, w tym czasie trafili 4 z 5, a Magic tylko 3 z 10. W drugiej połowie sytuacja się odwróciła, Hawks mieli tylko 2 celne rzuty z dystansu na 6 prób, a gospodarze 6 na 13.
W pierwszej połowie Carter właściwie nie istniał w ataku swojej drużyny. Spudłował 3 z 4 rzutów z gry i miał tylko 4 punkty. Natomiast w drugiej, poprowadził Magic do zwycięstwa. Przede wszystkim fantastycznie zagrał w czwartej kwarcie, kiedy trafił 4 z 5 rzutów i zdobył 11 punktów. Do niego należały pierwsze 4 punkty gospodarzy w tej części spotkania, a w trakcie decydującej serii 19-2 zdobył 5. Ostatecznie miał na swoim koncie 24 punkty (56.3%), z czego 20 zanotował w drugiej połowie (8/12 z gry). Do tego dołożył 7 zbiórek i 2 asysty.
Decydujące elementy
punkty z pomalowanego: Magic 44 – Hawks 30
czwarta kwarta: Magic wygrali ją 28-15
skuteczność z gry: Magic 55.9% - Hawks 41.3%
Howard fantastycznie rozpoczął to spotkanie prowadząc atak Magic w pierwszej kwarcie. Zdobył wtedy 18 punktów trafiając wszystkie 6 rzutów z gry, zebrał także 5 piłek. Hawks nie byli w stanie go zatrzymać, trener Woodson próbował Horforda, Pachulię, Collinsa i Morrisa, ale nikt z nich nie potrafił przeciwstawić się centrowi gospodarzy. Na samym początku drugiej kwarty Howard złapał drugi faul i usiadł na ławkę, Hawks wykorzystali jego nieobecność i objęli prowadzenie, dlatego szybko musiał wrócić. Po kilku minutach załapał kolejny faul i ponownie zszedł z boiska. W efekcie, w tej kwarcie dołożył tylko jeden punkt do swojego dorobku. Trzecia kwarta też nie zaczęła się dla niego najlepiej, ponieważ został uderzony w nos, a lecąca krew zmusiła go do udania się do szatni. Na szczęście dla Magic ich lider szybko wrócił i w dalszej części meczu nie miał już problemów. Co prawda nie był już tak skuteczny w ataku, dzięki dobrze działającej obronie Hawks, która odcinała go od piłek, ale odegrał ważną rolę w walce na tablicach. Mecz zakończył mając 29 punktów, trafił 8 z 9 rzutów z gry i 13 z 18 wolnych. Poza tym, zanotował 17 zbiórek.
Poza Howardem i Carterem jeszcze dwóch graczy gospodarzy zdobyło wczoraj co najmniej 20 punktów. Po raz pierwszy w historii w meczu playoffs, 4 zawodników Magic mogło pochwalić się takim osiągnięciem. Po 20 punktów, a także po 6 asyst zanotowali Nelson i Lewis. Mając taki atak, Magic po prostu nie mogli tego meczu przegrać.
Hawks po ostatniej kompromitującej porażce, odbudowali się i to był zupełnie inny mecz. Przez prawie całą drugą kwartę to oni mieli przewagę, w trzeciej prowadzili wyrównaną walkę i dopiero w czwartej nie potrafili zatrzymać fantastycznego ataku Magic. Seria 19-2, przesądziła o losach tego spotkania. Gospodarze zdobyli w tej kwarcie 28 punktów ze skutecznością 61.5%, w tym trafili 4 z 7 rzutów za trzy. Równocześnie Magic świetnie zagrali w obronie, niszcząc ofensywę drużyny z Atlanty. Hawks przez trzy pierwsze kwarty zdobywali co najmniej 26 punktów, a w czwartej zostali ograniczeni do zaledwie 15. Spudłowali wtedy 13 z 19 rzutów z gry, w tym wszystkie 4 za trzy. A to właśnie trójki pomogły im rozegrać dobrą pierwszą połowę, w tym czasie trafili 4 z 5, a Magic tylko 3 z 10. W drugiej połowie sytuacja się odwróciła, Hawks mieli tylko 2 celne rzuty z dystansu na 6 prób, a gospodarze 6 na 13.
W drużynie gości bardzo dobrze zagrał Horford. Kiedy w drugiej kwarcie nieobecny był Howard, to środkowy Hawks dominował pod koszami i zdobył wtedy aż 14 (5/6 z gry) ze swoich 24 punktów. To w dużej mierze dzięki niemu, drużyna gości wygrała tą kwartę 30-17. Jednak w dalszej części meczu Horford nie był już aż tak skuteczny. Ostatecznie zanotował 24 punkty (69%), 10 zbiórek i 2 bloki. Crawford, który poprzednio trafił tylko jeden z 11 rzutów, tym razem spisywał się znacznie lepiej i zdobył 23 punkty, choć nadal jego skuteczność nie była najwyższa - 39%. Trzeba również dodać, że zawiódł on w czwartej kwarcie, kiedy spudłował pierwsze 5 swoich rzutów z gry. Najlepszy strzelec Hawks, Johnson, miał 19 punktów trafiając tylko 31.2% rzutów, dodatkowo zaliczył 5 asysty. Natomiast Smith zanotował 18 punktów (40%) i 9 zbiórek, ale też popełnił 5 strat.
Jedynie na linii rzutów wolnych Hawks nie mieli problemów z celnością. Trafili pierwsze 27 wolnych, a ostatecznie na 31 prób wykorzystali aż 30. Przy ich skuteczności 96.8%, skuteczność 69.2% z linii Magic, wygląda kiepsko, ale oddali oni 8 rzutów więcej i w sumie zdobyli w ten sposób tylko 3 punkty mniej.
W tym meczu Hawks pokazali, że potrafią z Magic nawiązać walkę i nie będzie to tak jednostronna seria, jak mecz numer jeden. Jednak mimo lepszej gry, przegrali i jest już 0-2. Teraz muszą udowodnić, że przed własną publicznością potrafią zatrzymać drużynę z Orlando. Wiadomo, że na wyjazdach spisują się znacznie gorzej, u siebie są silniejsi. Jednak nie można zapominać, że Magic na obcych parkietach nie mają takich problemów jak oni, co pokazali chociażby w pierwszej rundzie w Charlotte. Dlatego Hawks bardzo trudno będzie wygrać, ale wczoraj potwierdzili, że nie są bez szans.
Dla Gortata był to najgorszy mecz w obecnych playoffs ponieważ na parkiecie spędził tylko 8 minut. Tym samym, po raz pierwszy grał krócej niż 19. W tym czasie Marcin zdążył zdobyć 2 punkty i zebrać 2 piłki, miał również przechwyt, ale też i 3 faule.
Jedynie na linii rzutów wolnych Hawks nie mieli problemów z celnością. Trafili pierwsze 27 wolnych, a ostatecznie na 31 prób wykorzystali aż 30. Przy ich skuteczności 96.8%, skuteczność 69.2% z linii Magic, wygląda kiepsko, ale oddali oni 8 rzutów więcej i w sumie zdobyli w ten sposób tylko 3 punkty mniej.
W tym meczu Hawks pokazali, że potrafią z Magic nawiązać walkę i nie będzie to tak jednostronna seria, jak mecz numer jeden. Jednak mimo lepszej gry, przegrali i jest już 0-2. Teraz muszą udowodnić, że przed własną publicznością potrafią zatrzymać drużynę z Orlando. Wiadomo, że na wyjazdach spisują się znacznie gorzej, u siebie są silniejsi. Jednak nie można zapominać, że Magic na obcych parkietach nie mają takich problemów jak oni, co pokazali chociażby w pierwszej rundzie w Charlotte. Dlatego Hawks bardzo trudno będzie wygrać, ale wczoraj potwierdzili, że nie są bez szans.
Dla Gortata był to najgorszy mecz w obecnych playoffs ponieważ na parkiecie spędził tylko 8 minut. Tym samym, po raz pierwszy grał krócej niż 19. W tym czasie Marcin zdążył zdobyć 2 punkty i zebrać 2 piłki, miał również przechwyt, ale też i 3 faule.
0 komentarze:
Prześlij komentarz