piątek, 14 maja 2010

Airball spod kosza: LOSERS


2009: 66 zwycięstw w sezonie zasadniczym, 2-4 w finale wschodu z Magic
2010: 61 zwycięstw w sezonie zasadniczym, 2-4 w drugiej rundzie z Celtics

Dwa lata z rzędu Cavs byli najlepszą drużyną ligi i dwa razy nie udało im się nawet awansować do finału NBA.

Drugi rok z rzędu Cavs są największymi przegranymi playoffs.

Dwukrotny MVP po raz kolejny nie powalczy o mistrzostwo, tak jak to miało miejsce w przypadku Nasha. Indywidualna nagroda ponownie nie przekłada się na prawdziwy sukces drużyny, jakim jest zdobycie tytułu.

Rok temu w serii z Magic, James grał rewelacyjnie. Robił co mógł, by zapewnić swojej drużynie awans. Odnotowywał średnio 38.5 punktów, 8.3 zbiórek i 8 asysty. Niestety nie miał odpowiedniego wsparcia i Cavs przegrali.

Teraz LeBron miał teoretycznie znacznie lepszych partnerów. Jednak on sam z powodu kontuzji, która co by o niej nie mówić, czy była poważna czy nie, miała znaczący wpływ na jego postawę, nie grał tak dobrze, jak przez cały sezon. Miał również gorsze statystyki, niż te w zeszłorocznej serii z Magic: 26.8 punktów, 9.3 zbiórek i 7.2 asyst. Do tego, jego lepsi partnerzy wcale nie okazali się tacy dobrzy i nie dali mu takiego wsparcia, jakiego można było oczekiwać.

Przez ostatnie dni toczyła się bardzo gorąca dyskusja na temat znaczenia fatalnego występu Jamesa w meczu numer 5 dla jego kariery. Wielu uznało, że ten występ przekreśla wielkość LeBrona, inni bronili go i przewidywali, że jeszcze pokaże na co go stać w tej serii. Rzeczywiście w meczu numer 6 zagrał o wiele lepiej. Nawet nie patrząc na statystyki, na boisku James był bardziej aktywny, starał się prowadzić swoją drużynę, walczył. W części mu się to udawało (triple-double), w części nie (9 strat), ale ostatecznie nie był to występ, którym mógłby zapewnić Cavs zwycięstwo. Zwłaszcza biorąc pod uwagę świetną postawę Celtics.
Mecz numer 5 na pewno będzie Jamesowi wypominany do czasu, aż w końcu nie zdobędzie tytułu. Może w jeszcze większym stopniu zapisać się historii, jeśli to był jego ostatni mecz w Cavs przed własną publicznością. Ale sprowadzanie jego kariery tylko do tego spotkania nie ma sensu. Ten sezon można podsumować tym fatalnym występem. Ponieważ po nim, drugie MVP i 61 zwycięstw Cavs straciło znaczenie. Natomiast podsumowując jego dotychczasową karierę, znacznie częściej wspominałoby się jego fenomenalny występ w meczu numer 5 finałów wschodu 2007 w Detroit, który właściwie przesądził o późniejszym awansie Cavs do finału ligi. Tego nie przyćmi nawet fatalny meczu numer 5 przeciwko Celtics.

Nie ma wątpliwości, że James jest wielkim zawodnikiem, a ta porażka w drugiej rundzie jest kolejnym wydarzeniem w historii NBA, które potwierdza, że nawet ci najwięksi nic nie osiągną, jeśli nie mają wokół siebie równie wybitnej drużyny. Jak pokazały te playoffs, Cavs nie byli wielkim zespołem.

Cavs znowu jadą na wakacje wcześniej niż przewidywali. Typowani na głównych faworytów do mistrzostwa, znowu nie sprostali wyzwaniu. Jednak ten rok różni się od poprzedniego tym, że w offseason LeBron będzie wolnym agentem. Od razu pojawia się pytanie czy wczoraj widzieliśmy go po raz ostatni w koszulce Cavs? Na pewno, od dzisiaj, aż po ostateczną decyzje i podpisanie kontraktu, cała NBA będzie żyć plotkami, doniesieniami, spekulacjami - gdzie James będzie grał w przyszłym sezonie.

Jedno jest pewne, którąkolwiek drużynę wybierze: Cavs, Knicks, Bulls czy Nets, żeby w końcu zdobyć pierwszy tytuł, King będzie potrzebował 'swojego Pippena'. Zawodnika, na którym zawsze będzie mógł polegać, który będzie drugą gwiazdą zespołu, ale gdy LeBronowi zdarzy się słabszy mecz, zastąpi go przesuwając się do roli pierwszoplanowej. Williams nie jest takim graczem. Jamison też nie. Shaq był tego typu wsparciem dla Wade'a, ale to było kilka lat temu. Bez 'swojego Pippena', James może każde playoffs kończyć w ten sposób, co dwa ostatnie i zakończyć karierę jako zawodnik z mnóstwem rekordów i nagród indywidualnych, ale bez tego najważniejszego trofeum.

Tyle o LeBronie, przejdźmy do jego drużyny.

Przyszłość Jamesa w Cleveland jest obecnie pod dużym znakiem zapytania, ale Mike Brown może być pewny tego, co go czeka. Już po zeszłorocznej porażce z Magic mówiło się, że jego pozycja jest zagrożona. Wtedy przetrwał. Drugi z rzędu sezon kończący się tak ogromnym rozczarowaniem, to już za dużo, by władze klubu nie zdecydowały się na zmianę head coacha. Nawet jeśli docenimy jego świetną pracę, to że pod jego wodzą Cavs dwukrotnie byli najlepszą drużyną ligi. Tego nie można nie docenić. Ale liczyć się mistrzostwo, a tu Brown, tak jak cała drużyna, zawiódł. W takiej sytuacji, odpowiedzialność zawsze ponosi trener i tak będzie i tym razem. Brown nie potrafił zmotywować swoich zawodników do walki w meczu numer 5, nie potrafił znaleźć sposobu na zatrzymanie Rondo, czy odpowiedzi na skuteczną defensywę Celtics. Dwa lata z rzędu nie wprowadził Cavs do finałów, mimo że jego drużyna była głównym faworytem do tytułu.

Brown dołączy do Mitchella i Scotta, którzy dwa lata po otrzymaniu nagrody Coach Of the Year stracili pracę.

Shaq nie zrealizował swojego planu i nie dał Królowi pierścienia. Do niego, jako jednego z niewielu z Cavs, trudno mieć pretensje. Zrobił, co mógł. Był role playerem, walczył po koszami, a gdy w końcu doczekał się podania, starał się pomóc drużynie w ataku. W serii z Celtics miał problemy w rywalizacji z Perkinsem, ale w ważnych meczach 4 i 5 zagrał dobrze. Nie można zapomnieć, że ma on już 38-lat i nie jest tym samym Shaqiem, co kiedyś. Miał pomóc Cavs w walce z Magic i Howardem, niestety nie ma już szansy wykazać się w pojedynku z Spuermanem 2.

Tak samo jak LeBron, również Shaq stanie się teraz wolnym agentem i trudno powiedzieć co zrobi. Sądzę, że jeszcze nie zakończy kariery (a przynajmniej mam taką nadzieję, bo NBA bez Shaqa to będzie zupełnie inna NBA) i jeszcze spróbuje zdobyć piąty pierścień, ale gdzie?

Jamison. No właśnie. Jego transfer do Cavs miał być tym decydującym elementem, który już definitywnie przechyli szalę na korzyść drużyny z Ohio, to miała być kropka nad „i”. I co? W serii z Bulls spisywał się bardzo dobrze, w dwóch ostatnich meczach zdobywał ponad 20 punktów, był drugą opcją w ataku. Tak właśnie miało być. Jednak w drugiej rundzie już nie było. Jamison rozegrał tylko jedno dobre spotkanie, kiedy Cavs w meczu numer 3 zniszczyli gospodarzy w Bostonie. Natomiast w dwóch ostatnich spotkaniach trafił łącznie zaledwie 6 z 20 rzutów zdobywając 14 punktów. Totalna katastrofa. Cavs mogą już żałować, że przejęli jego ogromny kontrakt, który kończy się dopiero w 2012. W tym momencie nie ma znaczenia, że dobrze grał w sezonie zasadniczym, że w przyszłym roku może być czołową postacią drużyny. Najważniejsze jest to, że zawiódł w tych playoffs. Bo to właśnie z powodu tych playoffs ściągnięto go do Cleveland.

O jego fatalnej grze w obronie i tym, jak łatwo radził sobie z nim Garnett, nie warto już się rozpisywać.
Mo Williams. Jeszcze rok temu byłem w stanie zrozumieć, że to jego pierwsze playoffs, w których odgrywa tak ważną rolę i pierwszy występ w finale konferencji. Ale po tym, co pokazał w tym sezonie, jestem już pewien, że Mo nie jest zawodnikiem na playoffs. Rozgrywający Cavs nie ma odpowiednio silnej psychiki, by wytrzymać ogromną presję i nie potrafi w ważnych meczach grać na najwyższym poziomie. W trudnych momentach zawodzi. A poza tym, nie ma co się oszukiwać, nie jest to gracz kalibru All-Star, mimo że w 2009 wystąpił w Meczu Gwiazd. To po prostu dobry rozgrywający, nic więcej.

Williams i Jamison mieli w największym stopniu wspierać LeBrona. Gdyby robili to tak, jak tego oczekiwano, nawet słabsze mecze James nie kończyłby się porażką -32 punktów. Trudno to porównać do wsparcia, jakie dostał Rondo od swoich trzech wielkich partnerów. Wiem, że to trochę nieadekwatne porównanie, ale po tej serii dla mnie Rondo jest pierwszoplanową gwiazdą Bostonu, a trójka weteranów mu pomaga.

Cavs byli moim faworytem do mistrzostwa. Sądziłem, że w tym roku im się uda. Teoretycznie wszystko wyglądało bardzo dobrze. Ale też wiedziałem, że potrzebują Jamesa grającego na 100%. Oczywiście nie oznacza to, że ich porażkę można usprawiedliwić łokciem LeBrona. Na to złożyło się znacznie więcej czynników. A efekt jest taki, jak rok temu: Cavs znowu zawiedli.

Marzenia Cavs o mistrzostwie w tym roku zostały zakończone, a jeśli James odejdzie, plany zdobycia tego najważniejszego trofeum będą musieli odłożyć na daleką przyszłość. Dlatego teraz zaczyna się bardzo ważny etap w historii klubu z Cleveland – walka o podpisanie nowego kontraktu z Jamesem.

Cel numer 1 sezonu - zdobycie tytułu - nie został osiągnięty.
Cel numer 1 offseason – zatrzymanie LeBrona - …?

Heat już rozpoczęli kampanię We Want Wade. Co wymyślą Cavs?

5 komentarzy:

  1. Pezet napisał
    Tak sie kiedyś zastanawiałem Adam, jakiej drużynie kibicujesz, teraz juz wszystko jasne--Cavs

    OdpowiedzUsuń
  2. Shaq nie zrealizował swojego planu i dał Królowi pierścienia.

    lekko to nie po polsku, brakuje NIE albo popraw odmianę. poza tym fajny artykuł :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Pezet - w pewnym sensie tak, ale nie do końca
    @MMaI - zgubiłem 'nie', dzięki za info, już poprawione

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko fajnie, ale 2 rzeczy mi nie pasują, LeBronowi nie przeszkadzał w żaden sposób łokieć, sam o tym mówił, wszelcy komentatorzy już zaprzestali z tymi plotkami. To po prostu kwestia braku motywacji/agresji w grze, widać było po tym jak chodził po boisku. Druga sprawa nie jest tak, że Cavs przegrali, bo Mo i Jamison nie pomagali albo James grał miernie, fakt było tak ale to przez dobra defensywę Celtów, piszesz jakby Cavsi oddali walkowera Celtom bo im się nie chciało, a gdyby im się chciało to wygraliby z palcem w d... a nie uważam, żeby tak było. Nawet jeśli James byłby w szczytowej formie to nie sądzę żeby Cavsi np. wygrali mecz nr 5. Zresztą nie ma co się rozpisywać wystarczy posłuchać Basketball Jones i to co ma J.E. Skeets do powiedzenia. Reszta spoko, podpisuję się rękami i nogami.

    OdpowiedzUsuń
  5. LeBron może mówił, że łokieć mu nie przeszkadza, ale to miało wpływ na jego grę i to było widać. Może problem był w tym, że on właściwie nigdy wcześniej nie grał z kontuzją i nie potrafił sobie z tym poradzić. Nawet jeśli go nie bolało, to zawiodła psychika. Wiadomo, że problem z łokciem był. Inną sprawą jest to, że uraz go nie usprawiedliwia. Kobe mając kilka urazów nadal gra na wysokim poziomie.
    Oczywiście, Celtics grali świetnie w obronie i zatrzymali atak Cavs. Ale też Jamison i Mo grali bardzo słabo i ułatwili Celtics zadanie. Uważam, że jeśli ktoś jest czołową postacią drużyny, był kiedyś All-Star, to nawet przy świetnej obronie, powinien dać z siebie znacznie więcej.

    OdpowiedzUsuń