Właściwie przez całe wakacje LeBron jest w centrum uwagi i może przydałoby się trochę odpocząć od tematu jego gry w Heat, ale cóż zrobić, znowu będzie o nim. Do kolejnego tekstu o Jamesie skłoniły mnie fragmenty jego wywiadu dla magazynu GQ, który ukarze się we wrześniowym numerze. Pojawiło się tam kilka ciekawych wypowiedzi nowego gwiazdora drużyny z Miami.
Po pierwsze, James wyobraża sobie powrót do Cavs w przyszłości, o ile kibice go tam przyjmą. Po ostatnich wydarzeniach i paleniu jego koszulek nie jest to wcale takie oczywiste. Ale z drugiej strony, gdyby znowu grał dla ich drużyny, kibice na pewno szybko zapomnieliby o przeszłości. Chociaż, tu pojawia się kolejna wypowiedź nie poprawiająca jego stosunków z kibicami z Cleveland. LeBron powiedział, że w dzieciństwie nie lubił Cleveland, jako miasta, a nawet nienawidził je i do teraz są tam ludzie, których nienawidzi. Wiąże się to z tym, że Akron to małe miasteczko, a mieszkańcy położonego 40 mil na północ, większego Cleveland czuli się od nich lepsi. Jak to bywa na całym świecie, zawsze są jakieś lokalne spory pomiędzy miastami i miasteczkami. I ci z mniejszych miejscowości, pogardzani przez tych z większych, nie pałają do siebie miłością. Jednak póki James był częścią drużyny Cleveland Cavaliers, nikt o tym głośno nie mówił. Wszystko pozostawało w Ohio, cały stan był dumny ze swojego gwiazdora, a on koncentrował się na tym, że to jego rodzinne strony, a nie, nielubiane wcześniej Cleveland. Teraz sytuacja się zmieniła i jego dom to Akron, a nie Cleveland. Do miasta, w którym grał przez 7 lat większych sentymentów jak widać nie ma.
Ile ciekawych rzeczy możemy się teraz dowiedzieć.
Chociaż, jak już wspominałem, LeBron nie ma nic przeciwko, by w przyszłości założyć jeszcze koszulkę Cavs. Może liczy, że przeniosą się z Cleveland do Akron? To z pewnością przekonałoby go do powrotu. Teraz już wiemy, że Cleveland nie było jego domem, stąd też nie było mu aż tak ciężko przenieść się na Florydę. Wielu uważa natomiast, że gdyby grał w Akron, pozostałby lojalny i nawet nie myślałby o innej drużynie. Warto przypomnieć, że swoim kibicom z Akron podziękował za wsparcie w lokalnej gazecie, wykupując całą stronę. Wcześniej, kibicom w Cleveland w podobny sposób podziękował Ilgauskas. LeBron skoncentrował się tylko na Akron i to też świadczy o tym, że Cleveland nie jest i nie było dla niego aż tak ważnym miejscem, jak jeszcze niedawno mogło się wydawać.
Po pierwsze, James wyobraża sobie powrót do Cavs w przyszłości, o ile kibice go tam przyjmą. Po ostatnich wydarzeniach i paleniu jego koszulek nie jest to wcale takie oczywiste. Ale z drugiej strony, gdyby znowu grał dla ich drużyny, kibice na pewno szybko zapomnieliby o przeszłości. Chociaż, tu pojawia się kolejna wypowiedź nie poprawiająca jego stosunków z kibicami z Cleveland. LeBron powiedział, że w dzieciństwie nie lubił Cleveland, jako miasta, a nawet nienawidził je i do teraz są tam ludzie, których nienawidzi. Wiąże się to z tym, że Akron to małe miasteczko, a mieszkańcy położonego 40 mil na północ, większego Cleveland czuli się od nich lepsi. Jak to bywa na całym świecie, zawsze są jakieś lokalne spory pomiędzy miastami i miasteczkami. I ci z mniejszych miejscowości, pogardzani przez tych z większych, nie pałają do siebie miłością. Jednak póki James był częścią drużyny Cleveland Cavaliers, nikt o tym głośno nie mówił. Wszystko pozostawało w Ohio, cały stan był dumny ze swojego gwiazdora, a on koncentrował się na tym, że to jego rodzinne strony, a nie, nielubiane wcześniej Cleveland. Teraz sytuacja się zmieniła i jego dom to Akron, a nie Cleveland. Do miasta, w którym grał przez 7 lat większych sentymentów jak widać nie ma.
Ile ciekawych rzeczy możemy się teraz dowiedzieć.
Chociaż, jak już wspominałem, LeBron nie ma nic przeciwko, by w przyszłości założyć jeszcze koszulkę Cavs. Może liczy, że przeniosą się z Cleveland do Akron? To z pewnością przekonałoby go do powrotu. Teraz już wiemy, że Cleveland nie było jego domem, stąd też nie było mu aż tak ciężko przenieść się na Florydę. Wielu uważa natomiast, że gdyby grał w Akron, pozostałby lojalny i nawet nie myślałby o innej drużynie. Warto przypomnieć, że swoim kibicom z Akron podziękował za wsparcie w lokalnej gazecie, wykupując całą stronę. Wcześniej, kibicom w Cleveland w podobny sposób podziękował Ilgauskas. LeBron skoncentrował się tylko na Akron i to też świadczy o tym, że Cleveland nie jest i nie było dla niego aż tak ważnym miejscem, jak jeszcze niedawno mogło się wydawać.
Poza tym, ostatnio dużo mówi się o tym, że decyzja Jamesa o wspólnej grze z Wade'm i Boshem, to chęć powrotu do sytuacji ze szkoły średniej. Z tą tezą zgadza się autor wywiadu z LeBronem dla GQ, J.R. Moehringer, w rozmowie dla TrueHoop. W szkole średniej James grał ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi i był naprawdę szczęśliwy. W grupie przyjaciół czuł się bardzo dobrze, zwłaszcza, że miał trudną sytuację w domu. Nie znał swojego ojca, a na matkę nie zawsze mógł liczyć. Dlatego, jak mówi Moehringer, James nie tylko chce wygrywać, ale też chce być szczęśliwy, otoczony przez ludzi, na których mu zależy i którym ufa. Dwyane i Chris przede wszystkim są jego przyjaciółmi, a dopiero w dalszej kolejności super gwiazdami. To, jak wyglądały czasy LeBrona w szkole średniej, można objeżdżać w filmie dokumentalnym „More Than a Game” (jeśli jeszcze nie widzieliście, musicie szybko nadrobić zaległości). James wraz z grupą przyjaciół, w tym Dru Joyce'm, który właśnie zrezygnował z gry w Polsce, dobrze się bawił i wygrywał. Teraz ma być podobnie w Miami.
Muszę przyznać, że po tym, jak początkowo bardzo sceptycznie podchodziłem do decyzji Jamesa, obecnie coraz bardziej jestem skłonny zgodzić się z tym, że dobrze zrobił. Moda na nieustanne krytykowanie LeBrona jakoś mnie nie wciągnęła. Chociaż nie jestem jego fanem i nie zamierzam go bronić. Zwłaszcza za program „The Decision”, krytyka jak najbardziej mu się należny. Ale już z ostrymi słowami ze strony Jordana i Magica nie do końca bym się nie zgodził. Poczałkowo też wydawało mi się, że powinien zostać w Cavs i doprowadzić ich do mistrzostwa. Ale z drugiej strony, patrząc chociażby na karierę Garnetta, lojalne trzymanie się drużyny, w której rozpoczęło się karierę, nie zawsze wychodzi na dobre. Nawet jeśli gra się na najwyższym poziomie i jest się MVP.
James w Cleveland miał dobrych partnerów. Na tyle dobrych, by w sezonie zasadniczym zająć pierwsze miejsce w lidze. Ale nie na tyle dobrych, by wygrywać w playoffs. Jordan już od swojego czwartego sezonu grał wspólnie z Pippenem, który równocześnie stał się jego przyjacielem. James nie miał tak wybitnego partnera i przyjaciela u swego boku. Przez chwilę miał nim być Larry Hughes. Ale on w swojej dotychczasowej, 12-letniej karierze, tylko 5 razy zanotował średnie zdobywanych punktów na poziomie co najmniej 15. Teraz już nikt pamięta o jego dawnej świetności i ma on problemy ze znalezieniem pracy. Trudno go porównywać do Pippena. Poza tym, James przez całą karierę gra z Ilgauskasem, który nawet przeniósł się z nim do Miami. Ale trudno Big Z porównywać z Abdul-Jabbarem, którego miał Johnson. Kiedy Magic przyszedł do Lakers, Kareem już tam był, a później dołączył do nich jeszcze jeden Hall of Famer, czyli James Worthy. LeBron też miał okazję być w drużynie z przybyłym Hall of Famerem - Shaqiem, ale w momencie, gdy O'Neal jest już cieniem siebie sprzed kilku lat. Nie da się ukryć, że James nie miał tak wybitnych partnerów jak Jordan i Johnson. Nie miał też wybitnego trenera. Mike'a Browna i Phila Jacksona dzieli przepaść, a dokładnie 11 pierścieni. Brown pracował w Cavs 5 lat i jego największym sukcesem był występ w Finałach (przegranych 0-4). Podczas gdy Jackson, przez pierwsze 5 lat zdobył z Bulls 3 mistrzostwa. W Lakers był natomiast Pat Riley, który po 5 latach pracy miał 2 tytuły i 4 występy w Finałach. Dlatego trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że LeBron w Cleveland rzeczywiście nie miał wielkich perspektyw.
Jego decyzja o przejściu do Heat sprawia, że w końcu ma wielkich partnerów i teraz może pokazać, na co go stać. Nie będzie już miał wymówek. Teraz plan minimum to mistrzostwo. W Miami stworzono bardzo interesujący zespół, który z ciekawością wszyscy będziemy śledzić, by zobaczyć, jak gwiazdy będą współpracować i co razem uda im się osiągnąć. Jeśli nie stworzą dynastii, wtedy stwierdzimy, że James popełnił błąd. Ale jeśli spełnią swoje marzenia i oczekiwania, będą przez lata na samym szczycie, po zakończeniu kariery, nikt nie będzie wypominał Jamesowi tej decyzji (poza kibicami w Cleveland).
Ocenimy go po liczbie pierścieni.
Znowu usprawiedliwianie LeKroka? Co to za argument, że miał silną drużynę na sezon, a w playoff już nie? Playoff są właśnie po to, żeby lider pokazał swoją wartość...poza tym nikt nie miałby pretensji gdyby od początku Bronek nie ściemniał, nie mówił jaki to z niego "local boy", jak jest przywiązany do Cleveland itp. itd. - okazuje się, że to marketingowa papka...poszedł grać z funflami, ok, ale po co te szopki? Nie mógł się zachować po męsku?
OdpowiedzUsuń