Pierwszy z grona Top Free Agents zmienił barwy klubowe.
Amare porozumiał się z Knicks i jest już pewne, że w przyszłym roku będzie grał w Nowym Jorku.
Dostanie $99.7 milionów przez następne 5 lat. Znacznie więcej niż oferowano mu za pozostanie w Arizonie. Suns obawiali się przede wszystkim jego niepewnego zdrowia. Stracił on całe rozgrywki 2005/06, kiedy przeszedł operację obu kolan, a rok temu musiał poddać się operacji oka i opuścił 29 spotkań na finiszu sezonu. Dlatego Suns nie chcieli ryzykować, że dając mu ogromny kontrakt, później może się okazać, że będą musieli płacić $20 milionów za zawodnika, który kolejny sezon straci z powodu kontuzji. W ich propozycji kontraktu, w czwartym i piątym roku zarobki Amare były tylko w części gwarantowane, a reszta zależała od ilości rozegranych minut. W odróżnieniu od Hawks, którzy długo nie zastanawiając się dali maksa Johnsonowi, Suns postanowili rozsądnie podejść do sprawy i nie decydowali się za wszelką cenę zatrzymywać swojego gwiazdora. Mimo że mieli do tego znacznie poważniejsze podstawy. Przecież nieco ponad miesiąc temu duet Nash-Stoudemire doprowadził Suns do finału konferencji, gdzie dopiero przegrali z przyszłymi mistrzami. Po tym sukcesie nikogo nie zdziwiłoby, że chcąc zatrzymać siłę składu decydują się na wydanie ogromnych pieniędzy. Ale inną sprawą jest fakt, że właściciel drużyny z Arizony nie jest skłonny do dużych wydatków.
Knicks bardziej skupili się na tym, że w minionym sezonie Amare rozegrał wszystkie 82 mecze i jeszcze 16 w playoffs bez żadnego urazu. Od operacji koln minęły już 4 lata. Amare od tamtego czasu nie ma już z tym problemu i gra na bardzo wysokim poziomie. Ta kontuzja nie wpłynęła negatywnie na jego możliwości. Natomiast pod względem problemów z okiem, też wydaje się, że nic gorszego nie może się już wydarzyć. Stoudemire musi grać w goglach i to ma go uchronić przed możliwością pojawianie się kolejnych urazów. Dlatego Knicks uznali, że warto zaryzykować i zainwestować w niego duże pieniądze.
Stoudemire natomiast przeszedł do drużyny, do której, jak sam mówi, chciał już trafić w drafcie 2002. Wtedy Knicks mieli numer 7, ale pominęli go wybierając Nene. 8 lat później Amare nie tylko będzie grał w Knicks, ale też dostał od nich kontrakt, jakiego oczekiwał.
Poza tym, za drużyną z Nowego Jorku przemawia również osoba trenera. Może Stoudemire i D'Antoni podczas swojej współpracy w Phoenix mieli pewne nieporozumienia, ale niepodważalny jest fakt, że Amare świetnie czuje się w taktyce D'Antoni'ego. Jeśli już miał odejść z Suns i nie grać dla Gentry'ego, to tylko mógł zamienić to na ponowne połączenie sił z D'Antoni'm. Pod wodzą Johnsona w Nets, Spoelstry w Heat czy Thibodeau w Bulls, jego możliwości nie byłby tak wykorzystywane, jak w Knicks. Warto przypomnieć, że to grając dla D'Antoni'ego, Amare rozegrał dwa swoje najlepsze sezony pod względem indywidualnym. W 2004/05 odnotowywał 26 punktów i 8.9 zbiórek, a w 07/08 25.2 punktów i 9.1 zbiórek. Stoudemire to przede wszystkim fantastyczny zawodnik ataku i u D'Antoni'ego może w pełni realizować w swoje umiejętności ofensywne.
Amare porozumiał się z Knicks i jest już pewne, że w przyszłym roku będzie grał w Nowym Jorku.
Dostanie $99.7 milionów przez następne 5 lat. Znacznie więcej niż oferowano mu za pozostanie w Arizonie. Suns obawiali się przede wszystkim jego niepewnego zdrowia. Stracił on całe rozgrywki 2005/06, kiedy przeszedł operację obu kolan, a rok temu musiał poddać się operacji oka i opuścił 29 spotkań na finiszu sezonu. Dlatego Suns nie chcieli ryzykować, że dając mu ogromny kontrakt, później może się okazać, że będą musieli płacić $20 milionów za zawodnika, który kolejny sezon straci z powodu kontuzji. W ich propozycji kontraktu, w czwartym i piątym roku zarobki Amare były tylko w części gwarantowane, a reszta zależała od ilości rozegranych minut. W odróżnieniu od Hawks, którzy długo nie zastanawiając się dali maksa Johnsonowi, Suns postanowili rozsądnie podejść do sprawy i nie decydowali się za wszelką cenę zatrzymywać swojego gwiazdora. Mimo że mieli do tego znacznie poważniejsze podstawy. Przecież nieco ponad miesiąc temu duet Nash-Stoudemire doprowadził Suns do finału konferencji, gdzie dopiero przegrali z przyszłymi mistrzami. Po tym sukcesie nikogo nie zdziwiłoby, że chcąc zatrzymać siłę składu decydują się na wydanie ogromnych pieniędzy. Ale inną sprawą jest fakt, że właściciel drużyny z Arizony nie jest skłonny do dużych wydatków.
Knicks bardziej skupili się na tym, że w minionym sezonie Amare rozegrał wszystkie 82 mecze i jeszcze 16 w playoffs bez żadnego urazu. Od operacji koln minęły już 4 lata. Amare od tamtego czasu nie ma już z tym problemu i gra na bardzo wysokim poziomie. Ta kontuzja nie wpłynęła negatywnie na jego możliwości. Natomiast pod względem problemów z okiem, też wydaje się, że nic gorszego nie może się już wydarzyć. Stoudemire musi grać w goglach i to ma go uchronić przed możliwością pojawianie się kolejnych urazów. Dlatego Knicks uznali, że warto zaryzykować i zainwestować w niego duże pieniądze.
Stoudemire natomiast przeszedł do drużyny, do której, jak sam mówi, chciał już trafić w drafcie 2002. Wtedy Knicks mieli numer 7, ale pominęli go wybierając Nene. 8 lat później Amare nie tylko będzie grał w Knicks, ale też dostał od nich kontrakt, jakiego oczekiwał.
Poza tym, za drużyną z Nowego Jorku przemawia również osoba trenera. Może Stoudemire i D'Antoni podczas swojej współpracy w Phoenix mieli pewne nieporozumienia, ale niepodważalny jest fakt, że Amare świetnie czuje się w taktyce D'Antoni'ego. Jeśli już miał odejść z Suns i nie grać dla Gentry'ego, to tylko mógł zamienić to na ponowne połączenie sił z D'Antoni'm. Pod wodzą Johnsona w Nets, Spoelstry w Heat czy Thibodeau w Bulls, jego możliwości nie byłby tak wykorzystywane, jak w Knicks. Warto przypomnieć, że to grając dla D'Antoni'ego, Amare rozegrał dwa swoje najlepsze sezony pod względem indywidualnym. W 2004/05 odnotowywał 26 punktów i 8.9 zbiórek, a w 07/08 25.2 punktów i 9.1 zbiórek. Stoudemire to przede wszystkim fantastyczny zawodnik ataku i u D'Antoni'ego może w pełni realizować w swoje umiejętności ofensywne.
Dlatego też ściągniecie go do Nowego Jorku wydaje się być dobrym posunięciem dla Knicks. Stoudemire nie tylko jest jednym z najlepszych podkoszowych w NBA, ale też potrafi grać bardzo widowiskowo i przyciągnąć kibiców, którzy w Nowym Jorku na pewno go pokochają i z ogromną przyjemnością będą oglądać jego popisy i efektowne wsady.
Jednak ofensywna taktyka D'Antoni'ego to nie wszystko. Przecież kluczowym elementem sukcesu Suns i świętej gry Stodumere'a był Nash. To on kreował akcje dla Stoudemire'a i otwierał mu drogę do kosza. To właśnie dzięki skutecznej współpracy tej dwójki, drużyna z Phoenix wygrywała. W Nowym Jorku jak na razie nie ma rozgrywającego. Na rynku dostąpi są Felton i Ridnour. Są to solidni rozgrywający, ale trudno porównywać ich do Nasha. Dlatego pozostaje bardzo ważne pytanie, jak Amare będzie grał bez Seve'a? Czy bez niego będzie równie efektywny? Czy inny playmaker będzie potrafił wykorzystać jego możliwości, tak jak to robił Nash? Nadzieją dla Knicks, może być fakt, że w swoim drugim sezonie w NBA, Amare zdobywał średnio ponad 20 punktów mimo że nie grał z Nashem, a jedynką w Suns był wtedy niejaki Stephon Marbury.
Sporo mówi się o tym, że Stoudemire namawia do gry w Knicks Tony'ego Parkera. Oczywiście nie jest to takie proste, ponieważ Parker ma kontrakt ze Spurs i jedynym sposobem, żeby Francuz trafił do Nowego Jorku jest transfer. Na razie jest to dość odległa perspektywa, ale już nie raz pojawiały się głosy, że Spurs mogą zdecydować się na oddanie Parkera i pozostanie swojej przyszłości w rękach młodego Hilla. Według ostatnich doniesień, Spurs mogliby chcieć od Knicks Toney'a Douglasa, a także 'trade exception', co pomogłoby im w pozostaniu kilku wartościowych zawodników w dalszych wymianach. Na pewno taki rozgrywający jak Parker, byłby świetnym partnerem dla Stoudmiere'a. Pewne jest, że im lepszego playmaker będą mieli Knicks, tym lepiej będzie wykorzystywany Amare i tym bardziej opłaci się wydanie na niego $100 milionów.
Ważnym aspektem podpisania kontraktu z Stoudemire'm jest także to, że jego obecność w drużynie ma przekonać LeBrona lub Wade'a. Knicks jako pierwsi spośród drużyn najbardziej liczących się na rynku w tym offseason, mają już pierwszego gwiazdora. Jeśli James albo Wade zdecydują się na Knicks, są już pewni, że będą grać z Amare, będą mieć świetnego partnera pod koszem. LeBron podobno jest w równym stopniu zainteresowany grą z nim jak i z Boshem, dlatego Knicks mogli ostatecznie zaproponować kontrakt byłemu już gwiazdowi Suns. Gdyby James preferował grę z Boshem, na pewno wstrzymaliby się z tym ruchem. Poza tym, warto pamiętać, że w trakcie minionego sezonu sporo mówiło się o możliwej wymianie Cavs-Suns i pozyskaniu Stoudemire'a przez Cavs. Wtedy James był zwolennikiem tego transferu i chciał grać z Amare. W Nowym Jorku wierzą, że nadal chce.
Stoudemiere ma być pierwszym elementem w budowie nowej potęgi Knicks. Teraz w Nowym Jorku czekają na to, co wydarzy się w kolejnych dniach.
Nie ma wątpliwości, że Knicks zaryzykowali podpisując ogromny kontrakt ze Stoudemire'm. W przyszłości okaże się, czy to ryzyko się opłacało (jeśli Amare przekona LeBrona, to na pewno się opłacało). Trzeba jednak pamiętać, że Knicks byli tak zdeterminowani, by zatrudnić Stoudemire'a, ponieważ musieli w tym offseason ściągnąć do siebie jakąś gwiazdę. Czy uda im się przekonać James albo Wade jest nadal pod dużym znakiem zapytania. A teraz, nawet jeśli Amare miałby być ich jednym zawodnikiem spośród Top Free Agents, to przynajmniej tego jednego mają. Mają 5-krotnego All-Stara.
Suns natomiast mogą zapomnieć o powtórzeniu niedawnego sukcesu w przyszłym sezonie. Bez swojego pierwszego strzelca i pierwszego zbierającego na pewno nie awansują do finału zachodu. Ciągle mają swoją największą gwiazdę - Nasha, ale bez Stoudemire'a to już nie jest ta sama drużyna. Niedawno pozyskany Warrick nie będzie w stanie go zastąpić. Grając z Nashem, Warrick prawdopodobnie będzie prezentował się znacznie lepiej niż w ostatnich latach, ale to nie zmieni faktu, że to nie jest gracz kalibru All-Star.
Suns pozostaje teraz wierzyć w rozwój swoich młodych zawodników jak Lopez i Dragic. W minionym sezonie obaj zaprezentowali się bardzo dobrze i to co pokazali, dało nadzieje, że w przyszłości mogą być bardzo wartościowi.
Nash natomiast może powoli przygotowywać się do zakończenia kariery bez mistrzowskiego pierścienia.
Jednak ofensywna taktyka D'Antoni'ego to nie wszystko. Przecież kluczowym elementem sukcesu Suns i świętej gry Stodumere'a był Nash. To on kreował akcje dla Stoudemire'a i otwierał mu drogę do kosza. To właśnie dzięki skutecznej współpracy tej dwójki, drużyna z Phoenix wygrywała. W Nowym Jorku jak na razie nie ma rozgrywającego. Na rynku dostąpi są Felton i Ridnour. Są to solidni rozgrywający, ale trudno porównywać ich do Nasha. Dlatego pozostaje bardzo ważne pytanie, jak Amare będzie grał bez Seve'a? Czy bez niego będzie równie efektywny? Czy inny playmaker będzie potrafił wykorzystać jego możliwości, tak jak to robił Nash? Nadzieją dla Knicks, może być fakt, że w swoim drugim sezonie w NBA, Amare zdobywał średnio ponad 20 punktów mimo że nie grał z Nashem, a jedynką w Suns był wtedy niejaki Stephon Marbury.
Sporo mówi się o tym, że Stoudemire namawia do gry w Knicks Tony'ego Parkera. Oczywiście nie jest to takie proste, ponieważ Parker ma kontrakt ze Spurs i jedynym sposobem, żeby Francuz trafił do Nowego Jorku jest transfer. Na razie jest to dość odległa perspektywa, ale już nie raz pojawiały się głosy, że Spurs mogą zdecydować się na oddanie Parkera i pozostanie swojej przyszłości w rękach młodego Hilla. Według ostatnich doniesień, Spurs mogliby chcieć od Knicks Toney'a Douglasa, a także 'trade exception', co pomogłoby im w pozostaniu kilku wartościowych zawodników w dalszych wymianach. Na pewno taki rozgrywający jak Parker, byłby świetnym partnerem dla Stoudmiere'a. Pewne jest, że im lepszego playmaker będą mieli Knicks, tym lepiej będzie wykorzystywany Amare i tym bardziej opłaci się wydanie na niego $100 milionów.
Ważnym aspektem podpisania kontraktu z Stoudemire'm jest także to, że jego obecność w drużynie ma przekonać LeBrona lub Wade'a. Knicks jako pierwsi spośród drużyn najbardziej liczących się na rynku w tym offseason, mają już pierwszego gwiazdora. Jeśli James albo Wade zdecydują się na Knicks, są już pewni, że będą grać z Amare, będą mieć świetnego partnera pod koszem. LeBron podobno jest w równym stopniu zainteresowany grą z nim jak i z Boshem, dlatego Knicks mogli ostatecznie zaproponować kontrakt byłemu już gwiazdowi Suns. Gdyby James preferował grę z Boshem, na pewno wstrzymaliby się z tym ruchem. Poza tym, warto pamiętać, że w trakcie minionego sezonu sporo mówiło się o możliwej wymianie Cavs-Suns i pozyskaniu Stoudemire'a przez Cavs. Wtedy James był zwolennikiem tego transferu i chciał grać z Amare. W Nowym Jorku wierzą, że nadal chce.
Stoudemiere ma być pierwszym elementem w budowie nowej potęgi Knicks. Teraz w Nowym Jorku czekają na to, co wydarzy się w kolejnych dniach.
Nie ma wątpliwości, że Knicks zaryzykowali podpisując ogromny kontrakt ze Stoudemire'm. W przyszłości okaże się, czy to ryzyko się opłacało (jeśli Amare przekona LeBrona, to na pewno się opłacało). Trzeba jednak pamiętać, że Knicks byli tak zdeterminowani, by zatrudnić Stoudemire'a, ponieważ musieli w tym offseason ściągnąć do siebie jakąś gwiazdę. Czy uda im się przekonać James albo Wade jest nadal pod dużym znakiem zapytania. A teraz, nawet jeśli Amare miałby być ich jednym zawodnikiem spośród Top Free Agents, to przynajmniej tego jednego mają. Mają 5-krotnego All-Stara.
Suns natomiast mogą zapomnieć o powtórzeniu niedawnego sukcesu w przyszłym sezonie. Bez swojego pierwszego strzelca i pierwszego zbierającego na pewno nie awansują do finału zachodu. Ciągle mają swoją największą gwiazdę - Nasha, ale bez Stoudemire'a to już nie jest ta sama drużyna. Niedawno pozyskany Warrick nie będzie w stanie go zastąpić. Grając z Nashem, Warrick prawdopodobnie będzie prezentował się znacznie lepiej niż w ostatnich latach, ale to nie zmieni faktu, że to nie jest gracz kalibru All-Star.
Suns pozostaje teraz wierzyć w rozwój swoich młodych zawodników jak Lopez i Dragic. W minionym sezonie obaj zaprezentowali się bardzo dobrze i to co pokazali, dało nadzieje, że w przyszłości mogą być bardzo wartościowi.
Nash natomiast może powoli przygotowywać się do zakończenia kariery bez mistrzowskiego pierścienia.
0 komentarze:
Prześlij komentarz