czwartek, 27 maja 2010

Airball spod kosza: 4-3 dla Magic? Nie tym razem

Było już 0-3, miał być sweep, ale Magic podnieśli się i walczą.

Wygrali dwa kolejne mecze i zrobiła się seria. Przy wyniku 3-2 właściwie wszystko może się zdarzyć. W ostatnim czasie dużo pisałem o tym, że Magic nie uda się doprowadzić do remisu, a tym bardziej pokonać Celtics. Po tym, jak przegrali 2 pierwsze mecze u siebie, a potem w może najważniejszym spotkaniu tej serii zostali zniszczeni przez Celtics i przegrali 23 punktami, trudno było oczekiwać, że mogą wygrać tą serię. Teraz ich szanse wzrosły, ale nadal uważam, że to drużyna z Bostonu wystąpi w finale. I wydaje mi się, że krytyka Magic za ich postawę w trzech pierwszych meczach jest w pełni uzasadniona.

Wczoraj na Zawsze po pierwsze Gortat napisał: 
"W przeciągu kilku dni z jednej z najlepszych drużyn w NBA staliśmy się zespołem, który - co tu dużo mówić - prezentuje dno. Te same media i ludzie, którzy o nas wcześniej dobrze mówili, nagle zamienili się w naszych wrogów. Tego typu rzeczy sprawiły, że dzisiaj chcemy wygrać te trzy pozostałe mecze też i dlatego, by spojrzeć tym osobom jeszcze raz w twarz. Może się roześmiać? Zobaczymy."
Jest to dość dziwna wypowiedź. Skoro sam Gortat zauważa, że 'prezentowali dno', trudno oczekiwać od ludzi zajmujących się opisywaniem NBA, że mimo to będą nadal pisać o Magic, że są najlepsi. Kiedy druga drużyna ligi sezonu zasadniczego, która w playoffs wygrała 8 meczów z rzędu, w finale wschodu przegrywa 2 pierwsze mecze na własnym parkiecie, a w trzecim spotkaniu jest łatwo rozbijana, trudno jej nie krytykować. Szczerze powiem, że byłem pod dużym wrażeniem jak niszczyli Hawks. Nie spodziewałem się tak dobrej gry z ich strony. Wtedy mogłem ich chwalić. Ale też uważałem, że aż tacy silni nie są, jak wskazywałaby na to druga runda, a swoją postawą w pierwszych meczach finałów wschodu, Magic utwierdzili mnie w tym przekonaniu.

Po fantastycznym początku playoffs, oczekiwania wobec Magic były ogromne, dlatego ich słaba gra w pierwszych meczach tym bardziej wzbudzała negatywne komentarze. Bo co dobrego można było powiedzieć? Byli najlepsi w playoffs, a znaleźli się o krok od odpadnięcia. Przypominało to trochę sytuację Cavs. Najlepsi w lidze, a przegrali już w drugiej rundzie. Cavs i LeBrona bardzo krytykowano i nie mogło być inaczej w przypadku Magic, chociaż oni ciągle jeszcze nie odpadli. Teraz wygrywają, trzeba ich pochwalić, że się podnieśli, że gdzieś odnaleźli w sobie motywację i siłę do walki, że się nie poddali. Ale ciągle są jeszcze bardzo daleko od awansu, a na pewno dalej niż Celtics.

Jeśli rzeczywiście są drużyną na miarę mistrzostwa, teraz jest dla nich idealna sytuacja, by to potwierdzić, zanim w Finałach będą już bezpośrednio walczyć o tytuł.

Po zwycięstwie w czwarty meczu Magic dostali wiatru w żagle, a piąte spotkanie grali u siebie i nie mogli go przegrać. Można było przewidzieć, że w miarę łatwo pokonają Celtics i o tym, że tak będzie pisałem na twitterze. Celtics mocno się namęczyli w zakończonym dogrywką czwartym spotkaniu. Chcieli zakończyć tą serię, nie udało się. Stracili dużo sił i biorąc pod uwagę ich wiek, nie można było oczekiwać, że we wczorajszym spotkaniu będą potrafili zagrać na najwyższych obrotach. I rzeczywiście tak się stało. Allen, Pierce i Garnett zaprezentowali się bardzo słabo i w takiej sytuacji drużyna z Bostonu nie mogła myśleć o zwycięstwie. Każdy z nich ma już swoje lata i długa, ciężka seria na pewno nie jest na ich korzyść. Młodsi Magic nie tylko mieli więcej sił, ale też większą determinację (w końcu ciągle są pod ścianą), a do tego uwierzyli, że nie są jeszcze przegrani i chcieli to udowodnić przed swoimi kibicami.

Teraz Magic są na fali, wygrali 2 mecze i już widzą siebie jako pierwszą drużynę w historii NBA, która wygra serię przegrywając 0-3. Trzeba jednak pamiętać, że mecz numer 6 już nie tylko dla Magic będzie walką o przetrwanie, ale również dla Celtics. Celtowie zagrają u siebie i nie mogą sobie pozwolić na wyrównanie serii, na powrót do Orlando i mecz numer 7. Wtedy znaleźliby się w bardzo trudnej sytuacji i udany comeback z 0-3 byłby coraz bardziej realny. Ostatnie dwa spotkania mogli jeszcze przegrać, chociaż nie powinni sobie na to pozwolić. Teraz, tak samo jak dla Magic, również dla Celtics mecz numer 6, to mecz na miarę siódmego spotkania. Obie drużyny muszą wygrać. I tutaj pojawia się znacząca przewaga doświadczonych Celtics, którzy potrafią takie kluczowe mecze wygrywać. Natomiast Magic przegrali już ważny mecz otwarcia, mecz numer 2, w którym mieli doprowadzić do remisu i trzecie spotkanie, mające dać im jeszcze szanse na zwycięstwo w tej serii. Mecz numer 6 jest kolejnym decydującym spotkaniem.

Żeby wygrać, Magic muszą poradzić sobie z presją – ona znowu jest duża, ponieważ tak jak cały zespół, także kibice i sporo mediów oczekuje teraz, że uda im się przejść do historii i wygrać tą serię. A jak wiemy, Magic nie radzą sobie najlepiej z presją. Poza tym, w meczu numer 6 nie wystarczy już bardzo dobra gra duetu Howard-Nelson, będą potrzebować istotnego wsparcia ze strony pozostałych dwóch najlepszych zawodników Magic (i równocześnie dwójki najlepiej opłacanych zawodników drużyny): Cartera i Lewisa.

Carter w ostatnich dwóch meczach spudłował 15 z 19 rzutów z gry i zdobył ledwie 11 punktów. Pamiętamy też jego rzuty wolne z końcówki drugiego spotkania. Carter nigdy nie był i nie jest zawodnikiem potrafiącym grać w playoffs. W swojej karierze był jedną z największych gwiazd ligi, zapewniał Raptors, Nets i teraz Magic wiele zwycięstw, ale w fazie posezonowej nigdy nic nie osiągnął. W tym roku, w pierwszych dwóch rundach grał dobrze, ale trudno powiedzieć, że były to prawdziwe rywalizacje playoffs, kiedy dominowała tylko jedna drużyna. Dla Magic i Cartera dopiero seria z Celtics to prawdziwa gra playoffs i w tym momencie VC zawodzi. Tego się obawiano 'wymieniając' go za Turkoglu. Hedo w playoffs potrafi grać na najwyższym poziomie, być liderem drużyny w trudnych sytuacjach, Carter nie.

Lewis natomiast fatalnie spisywał się w trzech pierwszych meczach, teraz jest trochę lepiej, ale ciągle trudno mówić, że jest to gra na miarę czołowego zawodnika drużyny. Podobno jego kiepska forma była spowodowana infekcją wirusową. W tym momencie pozwolę sobie zacytować Przemka Kujawińskiego z Zawsze po pierwsze
"Ciężko mi w to uwierzyć. Co sobie myślał Van Gundy trzymając Lewisa na parkiecie średnio prawie 40 minut w każdym meczu? Że ma w drużynie Michaela Jordana, który zagra cztery flu game z rzędu? Jeśli choroba Lewisa była tak poważna, jak brzmi to w jego wypowiedziach, to była to zwyczajnie głupota. (...) Abstrahując już od tego, że Van Gundy powinien grać mniej Lewisem już choćby z powodu jego słabych występów, to teraz ta sytuacja wygląda jeszcze bardziej karykaturalnie. Trener, który chce wygrać mistrzostwo trzyma w trzech spotkaniach (1,2 i 4) chorego zawodnika przez ponad 40 minut na boisku. Widząc, że nic z tego nie będzie. Mając na ławce graczy, którzy z powodzeniem mogliby go zastąpić."
Nic więcej nie trzeba dodawać. Zagadkowa ta 'choroba' Lewisa.

Natomiast najważniejsi zawodnicy Celtics już nie raz sprawdzili się playoffs. Wiedzą jak wygrywać. Mają ma swoim koncie mistrzostwo. W Bostonie na pewno zobaczymy innych Celtics, niż tych z wczorajszego meczu. Oni zdają sobie sprawę z wagi tego spotkania i zrobią wszystko, by wygrać. Poza tym, Rivers i Thibodeau potrafią świetnie prowadzić swoją drużynę. Jestem pewien, że wyciągną wnioski z bardzo słabej obrony Celtów w ostatnim meczu i  Thibodeau przygotuje rozwiązania, które pomogą im ograniczyć atak Magic i ponownie dominować w defensywie.

Ale w Bostonie nie jest tak pięknie i też mają kilka powodów do obaw. Po pierwsze, w meczu numer 6 może nie zagrać Perkins. Miejmy nadzieję, że władze ligi naprawią błąd sędziów i wynik finałów wschodu będzie rozstrzygnięty na parkiecie przez zawodników, a nie poprzez złe decyzje sędziów. Przyłączam się do akcji Free Perkins. NBA musi anulować przynajmniej to drugie przewinienie techniczne.
Po drugie, Rondo w ostatnich dwóch meczach nie był sobą. Nie grał na takim poziomie, jak wcześniej. W trakcie spotkania numer 4 miał jakiś uraz i skurcze mięśni. Przed wczorajszym meczem powiedział, że już wszystko jest dobrze i rzeczywiście spisywał trochę lepiej. Ale w meczu numer 6 Celtics potrzebują Rondo grającego na najwyższym poziomie, który znowu poprowadzi drużynę.

Po trzecie, problemy zdrowotne mają też Wallace, Davis i Daniels. Sheed doznał urazu pleców, a Davis i Daniels oberwali w głowę. Ostatni z nich ma tu najmniejsze znacznie, ponieważ nie odgrywa istotnej roli, ale Wallace'a i Davisa Celtics bardzo potrzebują. Bez nich przegrają walkę pod koszami, a to może przełożyć się na przegrany mecz.

Jeśli jednak zawodnicy Celtics w miarę uporają się z tymi urazami, a Perkins będzie mógł zagrać, gospodarze w Bostonie zakończą tą serię. Nawet będący na fali Magic, nie będą w stanie pokrzyżować im planów w tak ważnym meczu.

Jedynie sami Celtics, poprzez swoje problemy zdrowotne i zmęczenie, mogą ten mecz przegrać.

Mam bardzo duże oczekiwania wobec meczu numer 6. To powinien być naprawdę wielki mecz obu drużyn i jedno z najlepszych spotkań tych playoffs.

0 komentarze:

Prześlij komentarz