Przed obecnym sezonem wiele drużyn bardzo się wzmocniło, by w tym roku sięgnąć po tytuł. Obrońcy tytułu, Lakers, pozyskali świetnego defensora Rona Artesta. Magic ściągnęli do siebie wielokrotnego All-Stara Vince'a Cartera. Celtics wzmocnili się weteranem Rasheedem Wallace'm. Te ruchy kadrowe już przyniosły częściowy efekt, ponieważ każda z tych drużyn walczy teraz o awans do wielkiego finału. Czwartym zespołem, który wciąż ma szansę na wygranie swojej konferencji i występ w finale ligi, są Suns.
Drużyna z Phoenix przed tym sezonem oddała Shaquille'a O'Neala właściwie za darmo, Matt Barnes odszedł do Orlando, a jedynym istotnym zawodnikiem, którego dodano do składu był Channing Frye. Czego w takim razie można było oczekiwać po Suns w tym sezonie, skoro rok temu nawet nie awansowali do playoffs?
Teoretycznie skład mają słabszy niż w poprzednich rozgrywkach, ale było wiadomo, że bez Shaqa będą mogli wrócić do swojego szybkiego, ofensywnego stylu gry, co miało pomóc im wrócić do najlepszej ósemki zachodu. To się udało, ale chyba nikt przed rozpoczęciem sezonu, a nawet przed playoffs, nie przewidywał, że Suns mogą zagrać w finale zachodu. A jednak. Drużyna z Arizony pokonała osłabionych Blazers, potem bardzo szybko prowadzili sobie z doświadczonymi Spurs, a teraz prowadzą wyrównaną walkę z Lakers.
Ostatni raz Suns grali w finałach zachodu 4 lata temu, kiedy o ich sile poza Nashem i Stoudemire'm stanowili Shawn Marion, Raja Bell, Boris Diaw i Tim Thomas, a ich trenerem był Mike D'Antoni. Obecnie nie mają w swoim składzie tylu znanych nazwisk, ale są bardzo silnym zespołem, może nawet silniejszym niż ten z 2006.
Kto tworzy siłę Suns w tym roku?
Drużyna z Phoenix przed tym sezonem oddała Shaquille'a O'Neala właściwie za darmo, Matt Barnes odszedł do Orlando, a jedynym istotnym zawodnikiem, którego dodano do składu był Channing Frye. Czego w takim razie można było oczekiwać po Suns w tym sezonie, skoro rok temu nawet nie awansowali do playoffs?
Teoretycznie skład mają słabszy niż w poprzednich rozgrywkach, ale było wiadomo, że bez Shaqa będą mogli wrócić do swojego szybkiego, ofensywnego stylu gry, co miało pomóc im wrócić do najlepszej ósemki zachodu. To się udało, ale chyba nikt przed rozpoczęciem sezonu, a nawet przed playoffs, nie przewidywał, że Suns mogą zagrać w finale zachodu. A jednak. Drużyna z Arizony pokonała osłabionych Blazers, potem bardzo szybko prowadzili sobie z doświadczonymi Spurs, a teraz prowadzą wyrównaną walkę z Lakers.
Ostatni raz Suns grali w finałach zachodu 4 lata temu, kiedy o ich sile poza Nashem i Stoudemire'm stanowili Shawn Marion, Raja Bell, Boris Diaw i Tim Thomas, a ich trenerem był Mike D'Antoni. Obecnie nie mają w swoim składzie tylu znanych nazwisk, ale są bardzo silnym zespołem, może nawet silniejszym niż ten z 2006.
Kto tworzy siłę Suns w tym roku?
Steve Nash
MVP 2005 i 2006. Mimo to, nie tylko nie zdobył mistrzostwa, ale też jeszcze nigdy nie miał okazji grać w finałach ligi. W historii NBA jest obecnie na pierwszym miejscu na liście zawodników z największą liczbą rozegranych meczów w playoffs bez występu w finałach. Ma 36 lat, już wielu przewidywało koniec jego dominacji na pozycji rozgrywającego, ale on gra jak za swoich najlepszych lat. Do tego, problemy zdrowotnie nie są w stanie go zatrzymać. W tych playoffs musiał grać z 'jednym okiem', kiedy w meczu numer 4 starcia ze Spurs został uderzony łokciem przez Duncana, a ostatnio po cios Fishera złamał mu nos.
Amare Stoudemire
W zeszłym sezonie stracił ostatnie 29 meczów z powodu poważnego urazu oka, co przyczyniło się do zajęcia przez Suns dopiero dziewiątego miejsca na zachodzie. Musiał poddać się operacji i w tym roku występuje już w specjalnych goglach. Obecne rozgrywki są dla niego znacznie lepsze niż poprzednie, jest najlepszym strzelcem i najlepiej zbierającym swojej drużyny, ale mimo to Suns byli bardzo bliscy oddania go. Amare ma kończący się po tym sezonie kontrakt i przy okazji trade dealdine w lutym, jego transfer był już właściwie przesądzony. Sam Stoudemire mówił, że jest pewny zmiany barw klubowych. Jego agent nie mógł dojść do porozumienia w kwestii przedłużenia kontraktu z władzami klubu, a w Phoenix obawiano się, że po sezonie odejdzie on, a drużyna zostanie z niczym. Według wielu doniesień, transfer z Cavs był już prawie dogadany. Ostatecznie jednak Cavs postawili na Jamisona z Wizards, a Suns nie zdecydowali się oddać Stoudemire'a do innego zespołu. Został w Arizonie i teraz może pomóc im wywalczyć pierwszy od 17 lat awans do finału ligi. Gdyby odszedł, Suns mogliby mieć problem nawet z awansem do playoffs.
Jason Richardson
Dwukrotny mistrz wsadów, świetny strzelec, do Phoenix trafił w trakcie poprzedniego sezonu z Charlotte. W obecnym sezonie (jego dziewiątym) zdobywał średnio najmniej punktów od czasów swojego drugiego roku gry w NBA. Ale już w playoffs jest drugim strzelcem Suns, a jego średnia wynosi ponad 20 punktów. Warto także dodać, że mimo już długiego stażu w lidze, w fazie posezonowej J-Rich ma okazję grać dopiero po raz drugi. Pierwszy raz wystąpił w playoffs będąc w 2007 częścią Warriors, którzy wtedy jako ósma drużyna zachodu pokonali pierwszych Mavs.
Grant Hill
Wielka gwiazda NBA drugiej połowy lat 90-tych. W roku 2000 doznał poważnej kontuzji kostki, która nie pozwoliła mu odzyskać pełni zdrowia przez prawie 5 następnych lat. Na dobre do gry wrócił dopiero w rozgrywkach 2006/07. Teraz nie ma już kłopotów zdrowotnych i w ostatnich dwóch latach stracił ledwie jeden mecz, ale też ma już prawie 38 lat. Jego wiek wskazywałby na potrzebę poważnego zastanawiania się nad emeryturą, jednak Hill nadrabia stracone lata, jest świetnym zadaniowcem i kluczowym zawodnikiem Suns. Przed tym sezonem jeszcze nigdy nie wygrał serii playoffs, a teraz jest 2 zwycięstwa od wygrania trzeciej.
Robin Lopez
Trafił do NBA w 2008, w drafcie Suns wybrali go z 15 numerem, a 5 pozycji wcześniej Nets zdecydowali się na jego brata bliźniaka, Brooka. Podczas gdy Brook bardzo szybko wywalczył sobie miejsce w pierwszej piątce drużyny z New Jersey i był jednym z najlepszych debiutantów (3 w głosowaniu na Rookie Of the Year), Robin większość czasu spędził na ławce. Jako pierwszoroczniak grał bardzo mało. W tym roku jego brat był już pierwszoplanową postacią Nets, a Robin stracił z powodu kontuzji pierwszy miesiąc rozgrywek. Po powrocie potrzebował jeszcze trochę czasu, by odzyskać pełnię formy, ale już od stycznia prezentował się bardzo dobrze i awansował do roli pierwszego centra Suns. Nie ma jeszcze takiej pozycji jak Brook, ale udowodnił, że on również jest świetnym, perspektywicznym zawodnikiem.
Channing Frye
W drafcie 2005 Knicks wybrali go z ósmym numerem. Na początku wydawało się, że to była dobra decyzja. Frye w swoim pierwszym sezonie prezentował się bardzo dobrze, o czym świadczy chociażby fakt, że znalazł się w pierwszej piątce najlepszych debiutantów, a w głosowaniu na Debiutanta Roku zajął piąte miejsce. Dobrze się zapowiadał, ale już w swoim drugim roku spisywał się znacznie gorzej. Władze klubu z Nowego Jorku przestały w niego wierzyć i przed swoim trzecim sezonem trafił do Blazers. Na początku w Portland był jeszcze ważnym zmiennikiem, ale już w zeszłorocznych rozgrywkach jego pozycja w drużynie znacząco się osłabiła i był głębokim rezerwowym. Jako wolny agent zdecydował się na powrót do Arizony, gdzie grał na uniwersytecie. W Phoenix dostał szansę dłuższej gry i pokazał swoje możliwości. W pierwszej połowie sezonu był startowym zawodnikiem Suns i jednym z głównych kandydatów do nagrody Most Improved Player. Później został przesunięty na ławkę, ale w roli rezerwowego nadal był bardzo przydatny, co widać też w playoffs. Przede wszystkim zadziwia swoimi rzutami z dystansu. W fazie zasadniczej trafił 172 rzutów za trzy, podczas gdy przez pierwsze 4 lata w NBA miał ledwie 20 celnych trójek.
Jared Dudley
Trafił do Phoenix razem z Richardsonem w ramach transferu Suns-Bobcats w zeszłym sezonie. Obecne rozgrywki są dopiero jego trzecimi w lidze i w tym roku udowodnił, jak dobrym jest zawodnikiem. Poczynił duży postęp w porównaniu z poprzednimi latami i stał się kluczowym rezerwowym Suns. Jest bardzo dobrym role playerem, twardo walczy w obronie, ale też potrafi pomóc swojej drużynie w ataku, skutecznymi rzutami z dystansu.
Leandro Barbosa
To nie był dla niego udany sezon, ponieważ miał poważne problemy zdrowotne. Stracił 12 spotkań na początku grudnia z powodu skręconej kostki. Natomiast pod koniec stycznia musiał poddać się operacji nadgarstka, opuścił 23 mecze i do gry wrócił dopiero w połowie marca. W efekcie, po raz pierwszy od sezonu 2004/05 Brazylijczyk zdobywał średnio mniej niż 10 punktów. A przecież w ostatnich latach był jednym z najlepszych rezerwowych ligi, w 2007 dostał nagrodę 6th Man of the Year. Na szczęście dla Suns, w playoffs jest już zdrowy i teraz może pomagać swojej drużynie. Chociaż i tak, nie jest już czołowym zmiennikiem Suns, tylko jednym z tych, którzy stanowią o sile ławki.
Goran Dragic
Ściągając go do NBA z Europy, władze klubu z Phoenix miały wobec niego bardzo duże oczekiwania. Ma on być następcą Nasha. Jednak w swoim pierwszym sezonie miał problemy z przystosowaniem się do gry w NBA i nie prezentował się najlepiej. Mimo to, poprzedni rok dobrze wykorzystał ucząc się gry na amerykańskich parkietach, na pewno pomogły mu również treningi z Nashem. Szybko się rozwija i w tym sezonie jest już bardzo przydatnym zmiennikiem dla Kanadyjczyka. W tych playoffs pokazał próbkę swoich ogromnych możliwości, kiedy zdobył 23 punkty w czwartej kwarcie trzeciego meczu drugiej rundy.
Louis Amundson
Nie został wybrany w drafcie 2006 i sezon 2006/07 rozpoczął w D-League. Spsiał się tam na tyle dobrze, że został dostrzeżony przez managerów z NBA. Na początku szansę dali mu Jazz, ale w ich barwach rozegrał tylko jeden mecz i nie przedłużono z nim 10-dniowego kontraktu. Później trafił do Sixers i tam zakończył sezon, występując w 10 spotkaniach. W Filadelfii zdecydowano się pozostawić go w zespole, ale w kolejnym roku Amundson większość czasu przesiedział na ławce i zagrał tylko w 16 meczach. Przed 2008/09 podpisał kontrakt z Suns. Tutaj przebił się do stałej rotacji i jest przydatnym rezerwowym. Jest typowym role playerem, który nie wyróżnia się w statystykach, ale dużo robi na parkiecie, wykonuje czarną robotę i skutecznie walczy pod koszami.
W drafcie 2005 Knicks wybrali go z ósmym numerem. Na początku wydawało się, że to była dobra decyzja. Frye w swoim pierwszym sezonie prezentował się bardzo dobrze, o czym świadczy chociażby fakt, że znalazł się w pierwszej piątce najlepszych debiutantów, a w głosowaniu na Debiutanta Roku zajął piąte miejsce. Dobrze się zapowiadał, ale już w swoim drugim roku spisywał się znacznie gorzej. Władze klubu z Nowego Jorku przestały w niego wierzyć i przed swoim trzecim sezonem trafił do Blazers. Na początku w Portland był jeszcze ważnym zmiennikiem, ale już w zeszłorocznych rozgrywkach jego pozycja w drużynie znacząco się osłabiła i był głębokim rezerwowym. Jako wolny agent zdecydował się na powrót do Arizony, gdzie grał na uniwersytecie. W Phoenix dostał szansę dłuższej gry i pokazał swoje możliwości. W pierwszej połowie sezonu był startowym zawodnikiem Suns i jednym z głównych kandydatów do nagrody Most Improved Player. Później został przesunięty na ławkę, ale w roli rezerwowego nadal był bardzo przydatny, co widać też w playoffs. Przede wszystkim zadziwia swoimi rzutami z dystansu. W fazie zasadniczej trafił 172 rzutów za trzy, podczas gdy przez pierwsze 4 lata w NBA miał ledwie 20 celnych trójek.
Jared Dudley
Trafił do Phoenix razem z Richardsonem w ramach transferu Suns-Bobcats w zeszłym sezonie. Obecne rozgrywki są dopiero jego trzecimi w lidze i w tym roku udowodnił, jak dobrym jest zawodnikiem. Poczynił duży postęp w porównaniu z poprzednimi latami i stał się kluczowym rezerwowym Suns. Jest bardzo dobrym role playerem, twardo walczy w obronie, ale też potrafi pomóc swojej drużynie w ataku, skutecznymi rzutami z dystansu.
Leandro Barbosa
To nie był dla niego udany sezon, ponieważ miał poważne problemy zdrowotne. Stracił 12 spotkań na początku grudnia z powodu skręconej kostki. Natomiast pod koniec stycznia musiał poddać się operacji nadgarstka, opuścił 23 mecze i do gry wrócił dopiero w połowie marca. W efekcie, po raz pierwszy od sezonu 2004/05 Brazylijczyk zdobywał średnio mniej niż 10 punktów. A przecież w ostatnich latach był jednym z najlepszych rezerwowych ligi, w 2007 dostał nagrodę 6th Man of the Year. Na szczęście dla Suns, w playoffs jest już zdrowy i teraz może pomagać swojej drużynie. Chociaż i tak, nie jest już czołowym zmiennikiem Suns, tylko jednym z tych, którzy stanowią o sile ławki.
Goran Dragic
Ściągając go do NBA z Europy, władze klubu z Phoenix miały wobec niego bardzo duże oczekiwania. Ma on być następcą Nasha. Jednak w swoim pierwszym sezonie miał problemy z przystosowaniem się do gry w NBA i nie prezentował się najlepiej. Mimo to, poprzedni rok dobrze wykorzystał ucząc się gry na amerykańskich parkietach, na pewno pomogły mu również treningi z Nashem. Szybko się rozwija i w tym sezonie jest już bardzo przydatnym zmiennikiem dla Kanadyjczyka. W tych playoffs pokazał próbkę swoich ogromnych możliwości, kiedy zdobył 23 punkty w czwartej kwarcie trzeciego meczu drugiej rundy.
Louis Amundson
Nie został wybrany w drafcie 2006 i sezon 2006/07 rozpoczął w D-League. Spsiał się tam na tyle dobrze, że został dostrzeżony przez managerów z NBA. Na początku szansę dali mu Jazz, ale w ich barwach rozegrał tylko jeden mecz i nie przedłużono z nim 10-dniowego kontraktu. Później trafił do Sixers i tam zakończył sezon, występując w 10 spotkaniach. W Filadelfii zdecydowano się pozostawić go w zespole, ale w kolejnym roku Amundson większość czasu przesiedział na ławce i zagrał tylko w 16 meczach. Przed 2008/09 podpisał kontrakt z Suns. Tutaj przebił się do stałej rotacji i jest przydatnym rezerwowym. Jest typowym role playerem, który nie wyróżnia się w statystykach, ale dużo robi na parkiecie, wykonuje czarną robotę i skutecznie walczy pod koszami.
trener: Alvin Gentry
Pozycję head coacha Suns dostał w trackie zeszłorocznego sezonu, kiedy zastąpił zwolnionego Terry'ego Portera. Pod jego wodzą drużyna wróciła do swojego ofensywnego stylu gry i spisywali się znacznie lepiej niż wcześniej. Dlatego przed obecnymi rozgrywkami zdecydowano się pozostawić Gentry'ego i jak się teraz okazuje, była to świetna decyzja. Zanim został trenerem Suns, Gentry prowadził wcześniej Heat, Pistons i Clippers, w sumie 7 sezonów, ale tylko w trzech od pierwszego do ostatniego meczu. Tylko raz jego drużyna zakończyła rozgrywki z dodatnim bilansem, miało to miejsce w skróconym sezonie 1998/99, kiedy Pistons wygrali 29 z 50 meczów i awansowali do playoffs. Obecny sezon (54 zwycięstwa) był jego najlepszym w karierze, a playoffs są dopiero jego drugimi w roli head coacha i tak samo jak Hill, również on dopiero w tym roku wygrał pierwszą serię.
Jak widać, 'na papierze' skład Suns nie prezentuje się imponująco. Ale nie przeszkadza im to w prowadzeniu wyrównanej rywalizacji z Lakers, którzy mają przecież u siebie kilku zawodników z 'wielkimi nazwiskami' i najbardziej utytułowanego trenera w historii. Gdyby brać pod uwagę tylko teoretyczną siłę tych drużyn, Suns byliby bez szans. Na szczęście, mecze wygrywa się na parkiecie, a nie 'na papierze'.
W tym momencie Suns przegrywają 2-3, ale przed sobą mają mecz na własnym parkiecie. Może uda im się doprowadzić do meczu numer 7, może nawet awansują do finałów. Ale nawet jeśli nie, to i tak osiągnęli w tym sezonie bardzo dużo i pokazali, że liczy się zespół, a nie grupa uznanych zawodników. W Cleveland czy Dallas zebrano znacznie lepszych graczy, ale oni nie byli tak zgraną drużyną jak Suns, nie potrafili ze sobą tak dobrze współpracować i nie ma ich już w playoffs. Natomiast Suns ciągle są w walce o mistrzostwo.
0 komentarze:
Prześlij komentarz