Pamiętamy jak Dan Gilbert zareagował, kiedy James ogłosił, że przenosi swoje talenty na południową Florydę. Bardzo szybko opublikował list, w którym w ostrych słowach skrytykował LeBrona. Do tego, na następny dzień zarzucił swojemu już byłemu gwiazdorowi, że w playoffs nie dał z siebie wszystkiego, nie walczył do końca i odpuścił. Ze strony władz Raptors nie słyszeliśmy nic takiego wobec Bosha, ale na jego temat wypowiedział się ostatnio Bryan Colangelo. W jednym z wywiadów skrytykował swojego byłego zawodnika za brak zaangażowania w końcówce minionego sezonu. Raptors do ostatnich meczów walczyli wtedy o awans do playoffs, ale bez Bosha, który był kontuzjowany. Colangelo twierdzi, że nie był to bardzo poważny uraz i Bosh mógł grać. Zależało to wyłącznie od niego, a on zdecydował, że nie będzie grał. W rezultacie Raptors zakończyli rozgrywki na fazie zasadniczej. GM dodał również, że Bosh nie był wtedy tym samym zawodnikiem co wcześniej, nie był już tak zaangażowany i nie walczył. Poza tym, Colangelo powiedział, że tak naprawdę Bosh poważnie nie rozważał pozostania w Raptors i już dużo wcześniej podjął decyzję o odejściu. Tym samym, Colangelo dołączył do Gilberta i jest kolejnym, który publicznie wyrzuca swoje żale i krytykuje zawodnika, który jeszcze niedawno był gwiazdą jego drużyny.
Bosh odpowiedział na te zarzuty mówiąc, że on zawsze wychodząc na parkiet dawał z siebie wszystko. I trudno z tym się nie zgodzić. Bosh grał rewelacyjnie, robił co mógł, by pociągnąć swój zespół, ale jest to bardzo trudne, kiedy jest się częścią najgorzej broniącej drużyny w lidze. Tego, jak poważna rzeczywiście była jego kontuzja nie wiemy i nie będziemy wiedzieć. Trudno mi sobie jednak wyobrazić, by Bosh specjalnie odpuścił, bo nie zależało mu już na Raptors i na plyoffs. Nie wydaje mi się, żeby tak po prostu zrezygnował. Trzeba pamiętać jak grał zanim doznał tej kontuzji. We wcześniejszym meczu zdobył aż 42 punkty i zebrał 13 piłek. Był to fantastyczny mecz w jego wykonaniu, ale Raptors i tak to spotkanie przegrali, i to ze słabymi Warriors. Jeszcze wcześniej Bosh pomógł swojej drużynie zanotować serię 3 zwycięstw z rzędu mając średnio 28 punktów i 11.3 zbiórek. W spotkaniu w Filadelfii był bliski triple-double zaliczając 28 punktów, 12 zbiórek i 7 asyst. Po takich występach trudno mu zarzucić, że się nie stał. Będąc zdrowym, grał na najwyższym poziomie w tych ostatnich meczach. Widocznie nie czuł się komfortowo grając z urazem i nie chciał ryzykować pogaszeniem się tej kontuzji. Zdrowie zawodnika jest jego najważniejszym kapitałem i musi o nie bardzo dbać. Dlatego mogę zrozumieć Bosha. Jeśli uznał, że nie będzie grał, to widocznie miał do tego poważne podstawy.
Co do kwestii podjęcia decyzji, bardzo mało prawdopodobna wydaje się oficjalna wersja Bosha, ale też i LeBrona. Bosh powiedział, że zdecydował się przejść do Heat tuż przed 7 lipca, czyli dniem, w którym to ogłosił. Natomiast wcześniej ciągle brał pod uwagę możliwość pozostania w Toronto. Jeszcze w to, że nie wiedział do końca gdzie ostatecznie wyląduje można by uwierzyć, ale nie w to, że poważnie rozważał Raptors. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku LeBron, który powiedział, że dedycję podjął rano, w dniu „The Decision”. Jednak wszystko wskazuje na to, że znacznie wcześniej wiedzieli, że będą wspólnie grać w Miami. To nie wyglądało na decyzję podjętą w ostatniej chwili. Ale co mają mówić, oficjalnie rozważali też inne drużyny, zastanawiali się. Przecież nie mogą powiedzieć, że już od samego początku ich celem była wspólna gra. Z drugiej strony, Colangelo podobno był wręcz przekonany, że Bosh nie zostanie w Toronto. Mówi, że już od dłuższego czasu było to wiadomo, od All-Star Game, kiedy Bosh spotkał się w drużynie wschodu z Jamesem i Wade'm. W takiej sytuacji rozsądny GM dokonałby transferu. Wtedy zyskałby znacznie więcej niż dwa picki w drafcie i trade exeption, jakie Raptors dostali od Heat po sign-and-trade Bosha. Jednak Colangelo podczas trade deadline na to się nie zdecydował i teraz powinien mieć pretensje do siebie, a nie do Bosha.
Wróćmy jeszcze do braku zaangażowania. W przypadku LeBrona również mieliśmy tajemniczą kontuzję i ten pamiętny fatalny mecz numer 5 z Celtics. I też nie wiemy jak poważny był to uraz. Mówiło się, że to nic poważnego, że LeBon może spokojnie grać, a sam zainteresowany przekonywał, że nie będzie usprawiedliwiał się łokciem. Jednak na boisku widzieliśmy zupełnie innego Jamesa niż wcześniej. Co do tego nie ma wątpliwości. Ale czy można powiedzieć, że odpuścił? Tak samo jak w przypadku Bosha, nie wydaje mi się to prawdopodobne. Po prostu zagrał fatalnie w meczu numer 5, tak jak cała drużyna. W kolejnym spotkaniu próbował to naprawić i wygrać. Zaliczył triple-double, ale ostatecznie Celtics okazali się silniejsi od Cavs. Przecież zdobycie tytułu dla Cleveland byłoby spełnieniem jego marzeń. Gdyby wtedy odszedł, nikt nie mógłby zarzucić mu, że nie zrobił tego, co do niego należało. Dlatego nie sądzę, żeby tak po prostu zrezygnował i żeby nie zależało mu już na zwycięstwie w tych playoffs.
Gilbert i Colangleo pokazali brak klasy, krytykując swoje byłe gwiazdy w ten sposób. Rozumiem, że są rozżaleni, że stracili swoich najważniejszych zawodników, ale taki jest biznes. Nie udało im się stworzyć wokół nich mistrzowskich drużyn, dlatego ich stracili. A zamiast krytykować, powinni podkreślić jak wiele ci zawodnicy zrobili dla swoich drużyn. Cavs bardzo dużo zawdzięczają LeBronowi, a Raptors Boshowi i zamiast teraz zarzucać im brak zaangażowania, Gilbert i Colangelo powinni podziękować im za te lata, w których zapewniali im wiele zwycięstw.
W tej sytuacji najlepiej wypada Wade. On oczywiście nie opuścił swojej drużyny, dlatego nie usłyszy żadnych krytycznych słów od właściciela czy GM'a Heat. Ale nawet gdyby odszedł, trudno byłoby mu cokolwiek zarzucić. Że nie walczył do końca, czy się nie starał. Wade zrobił swoje. W meczu numer 3 serii z Celtics był bardzo bliski zapewnienia Heat zwycięstwa, zdobywając 34 punkty. To nie wystarczyło, dlatego w kolejnym spotkaniu rzucił imponujące 46 punktów i wygrał ten mecz dla swojej drużyny. Heat ostatecznie odpadli już po 5 spotkaniach, ale Wade zrobił co do niego należało.
Bosh odpowiedział na te zarzuty mówiąc, że on zawsze wychodząc na parkiet dawał z siebie wszystko. I trudno z tym się nie zgodzić. Bosh grał rewelacyjnie, robił co mógł, by pociągnąć swój zespół, ale jest to bardzo trudne, kiedy jest się częścią najgorzej broniącej drużyny w lidze. Tego, jak poważna rzeczywiście była jego kontuzja nie wiemy i nie będziemy wiedzieć. Trudno mi sobie jednak wyobrazić, by Bosh specjalnie odpuścił, bo nie zależało mu już na Raptors i na plyoffs. Nie wydaje mi się, żeby tak po prostu zrezygnował. Trzeba pamiętać jak grał zanim doznał tej kontuzji. We wcześniejszym meczu zdobył aż 42 punkty i zebrał 13 piłek. Był to fantastyczny mecz w jego wykonaniu, ale Raptors i tak to spotkanie przegrali, i to ze słabymi Warriors. Jeszcze wcześniej Bosh pomógł swojej drużynie zanotować serię 3 zwycięstw z rzędu mając średnio 28 punktów i 11.3 zbiórek. W spotkaniu w Filadelfii był bliski triple-double zaliczając 28 punktów, 12 zbiórek i 7 asyst. Po takich występach trudno mu zarzucić, że się nie stał. Będąc zdrowym, grał na najwyższym poziomie w tych ostatnich meczach. Widocznie nie czuł się komfortowo grając z urazem i nie chciał ryzykować pogaszeniem się tej kontuzji. Zdrowie zawodnika jest jego najważniejszym kapitałem i musi o nie bardzo dbać. Dlatego mogę zrozumieć Bosha. Jeśli uznał, że nie będzie grał, to widocznie miał do tego poważne podstawy.
Co do kwestii podjęcia decyzji, bardzo mało prawdopodobna wydaje się oficjalna wersja Bosha, ale też i LeBrona. Bosh powiedział, że zdecydował się przejść do Heat tuż przed 7 lipca, czyli dniem, w którym to ogłosił. Natomiast wcześniej ciągle brał pod uwagę możliwość pozostania w Toronto. Jeszcze w to, że nie wiedział do końca gdzie ostatecznie wyląduje można by uwierzyć, ale nie w to, że poważnie rozważał Raptors. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku LeBron, który powiedział, że dedycję podjął rano, w dniu „The Decision”. Jednak wszystko wskazuje na to, że znacznie wcześniej wiedzieli, że będą wspólnie grać w Miami. To nie wyglądało na decyzję podjętą w ostatniej chwili. Ale co mają mówić, oficjalnie rozważali też inne drużyny, zastanawiali się. Przecież nie mogą powiedzieć, że już od samego początku ich celem była wspólna gra. Z drugiej strony, Colangelo podobno był wręcz przekonany, że Bosh nie zostanie w Toronto. Mówi, że już od dłuższego czasu było to wiadomo, od All-Star Game, kiedy Bosh spotkał się w drużynie wschodu z Jamesem i Wade'm. W takiej sytuacji rozsądny GM dokonałby transferu. Wtedy zyskałby znacznie więcej niż dwa picki w drafcie i trade exeption, jakie Raptors dostali od Heat po sign-and-trade Bosha. Jednak Colangelo podczas trade deadline na to się nie zdecydował i teraz powinien mieć pretensje do siebie, a nie do Bosha.
Wróćmy jeszcze do braku zaangażowania. W przypadku LeBrona również mieliśmy tajemniczą kontuzję i ten pamiętny fatalny mecz numer 5 z Celtics. I też nie wiemy jak poważny był to uraz. Mówiło się, że to nic poważnego, że LeBon może spokojnie grać, a sam zainteresowany przekonywał, że nie będzie usprawiedliwiał się łokciem. Jednak na boisku widzieliśmy zupełnie innego Jamesa niż wcześniej. Co do tego nie ma wątpliwości. Ale czy można powiedzieć, że odpuścił? Tak samo jak w przypadku Bosha, nie wydaje mi się to prawdopodobne. Po prostu zagrał fatalnie w meczu numer 5, tak jak cała drużyna. W kolejnym spotkaniu próbował to naprawić i wygrać. Zaliczył triple-double, ale ostatecznie Celtics okazali się silniejsi od Cavs. Przecież zdobycie tytułu dla Cleveland byłoby spełnieniem jego marzeń. Gdyby wtedy odszedł, nikt nie mógłby zarzucić mu, że nie zrobił tego, co do niego należało. Dlatego nie sądzę, żeby tak po prostu zrezygnował i żeby nie zależało mu już na zwycięstwie w tych playoffs.
Gilbert i Colangleo pokazali brak klasy, krytykując swoje byłe gwiazdy w ten sposób. Rozumiem, że są rozżaleni, że stracili swoich najważniejszych zawodników, ale taki jest biznes. Nie udało im się stworzyć wokół nich mistrzowskich drużyn, dlatego ich stracili. A zamiast krytykować, powinni podkreślić jak wiele ci zawodnicy zrobili dla swoich drużyn. Cavs bardzo dużo zawdzięczają LeBronowi, a Raptors Boshowi i zamiast teraz zarzucać im brak zaangażowania, Gilbert i Colangelo powinni podziękować im za te lata, w których zapewniali im wiele zwycięstw.
W tej sytuacji najlepiej wypada Wade. On oczywiście nie opuścił swojej drużyny, dlatego nie usłyszy żadnych krytycznych słów od właściciela czy GM'a Heat. Ale nawet gdyby odszedł, trudno byłoby mu cokolwiek zarzucić. Że nie walczył do końca, czy się nie starał. Wade zrobił swoje. W meczu numer 3 serii z Celtics był bardzo bliski zapewnienia Heat zwycięstwa, zdobywając 34 punkty. To nie wystarczyło, dlatego w kolejnym spotkaniu rzucił imponujące 46 punktów i wygrał ten mecz dla swojej drużyny. Heat ostatecznie odpadli już po 5 spotkaniach, ale Wade zrobił co do niego należało.
Mamy takie samo zdanie na ten temat. Bardzo ładnie opisane. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNiestety, statystyki nie świadczą o zaangażowaniu...gdyby tak było to należałoby stwierdzić, iż Kobe'mu nie zależało na zwycięstwie w gm7 z Celtics...
OdpowiedzUsuńDr Агбазара-wielki człowiek, ten lekarz pomoże mi odzyskać moją ukochaną Jenny Williams, która zerwała ze mną 2 lata temu z jego potężnym zaklęciem, a dziś wraca do mnie, więc jeśli potrzebujesz pomocy, skontaktuj się z nim przez e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub zadzwoń / WhatsApp +2348104102662. I rozwiąż swój problem jak ja.
OdpowiedzUsuń