środa, 9 czerwca 2010

game 3 Lakers: Big Fish uratował Lakers

Lakers 91-84 (2:1)
Najlepszy zawodnik: Derek Fisher
Celtics dobrze rozpoczęli czwartą kwartę i zbliżyli się na jeden punkt. Lakers mieli problemy z wykończeniem swoich akcji, pudłował Gasol i Bryant. Wtedy Fisher pokazał na co go stać. Wziął na siebie ciężar poprowadzenia drużyny i zdobył 8 z pierwszych 11 punktów gości w tej kwarcie. Po jego 6 punktach z rzędu, Lakers prowadzili 5 punktami na 4 i pół minuty przed końcem. Natomiast na 48 sekund przed końcem przypieczętował zwycięstwo Lakers. Wykorzystał wtedy błąd obrony Celtics, szybko przeszedł na połowę gospodarzy i mając bardzo dużo miejsca zaatakował kosz, co zakończyło się skuteczną akcją 'and1'. Powiększył prowadzenie swojej drużyny do 7 punktów, a Celtics już nie byli w stanie odrobić tej straty. W czwartej kwarcie zagrał rewelacyjnie i zapewnił Lakers zwycięstwo. Zdobył 11 punktów trafiając 5 z 7 rzutów z gry, podczas gdy w przez pierwsze trzy kwarty uzbierał tylko 5 punktów pudłując 4 z 5 rzutów (z czego 3 punkty, 1/4 w pierwszej kwarcie). Fish po raz kolejny pokazał jak ważnym jest zawodnikiem. Może nie ma imponujących statystyk, ale w kluczowych momentach można na niego liczyć. Warto jeszcze dodać, że w pierwszych dwóch meczach zdobył w sumie tylko 15 punktów ze skutecznością 31%. Poza tym, nie można zapominać, że Fisher odpowiadał za pilnowanie Allena, który zakończył mecz pudłując wszystkie 13 rzutów.

Decydujące elementy:
zbiórki – kto wygrywa walkę na tablicach, wygrywa mecz. Tak było w pierwszych dwóch spotkaniach i także w tym wczorajszym. Tym razem duet Gasol-Bynum nie miał tak imponujących osiągnięć ofensywnych, ale bardzo dobrze radzili sobie walcząc o piłki po niecelnych rzutach. Obaj zebrali po 10 piłek, z czego Bynum aż połowę na atakowanej tablicy. Ostatecznie Lakers mieli 43 zbiórki (11 w ataku), podczas gdy Celtics 35 (8).

seria 32-8 – Celtics świetnie rozpoczęli to spotkanie, grali do kosza i zdobywali łatwe punkty osiągając prowadzenie 12-5 (6 punktów Garnett i 6 Rondo) po nieco ponad 4 minutach. Lakers jednak szybko skorygowali obronę, odsunęli swoich przeciwników od pola trzech sekund, natomiast sami ruszyli do ataku. W rezultacie, po 3 minutach drugiej kwarty prowadzili 17 punktami. W sumie, przez 11 minut zanotowali serię 32-8. Dzięki tej imponującej serii nie tylko zatrzymali dobry strat Celtics, ale przede wszystkim przejęli kontrolę nad przebiegiem spotkania. Gospodarze przez cały czas musieli ich gonić, ale Lakers do samego końca nie stracili prowadzenia.

obrona – na przełomie pierwszej i drugiej kwarty, przez 11 minut Lakers ograniczyli zdobycze Celtics do zaledwie 8 punktów. Gospodarze spudłowali wtedy 14 z 17 rzutów z gry. W całej pierwszej połowie goście pozwolili rywalom tylko na 40 punktów przy słabej skuteczności 40%. W drugiej połowie Celtics wzmocnili swoją obronę i spotkanie było zdominowane przez defensywę. Po trzeciej kwarcie, kiedy Lakers zdołali zdobyć tylko 15 punktów, mogło się wydawać, że z tego defensywnego pojedynku zwycięsko wyjdą gospodarze. Jednak w czwartej kwarcie Lakers bardzo dobrze spisywali się w obronie, w efekcie czego Celtics popełnili aż 6 strat (przez pierwsze trzy kwarty tylko 4). Lakers potrafili skutecznie zatrzymać swoich rywali, dzięki czemu to oni wygrali. Wykonali bardzo dobrą pracę zatrzymując Pierce'a, który miał 15 punktów ze skutecznością 42%. Nie pozwoli też Allenowi na powtórzenie imponującego popisu strzeleckiego z poprzedniego meczu. Oczywiście obaj gwiazdorzy Celtics pomogli im w tym, ponieważ nie trafili nawet będąc na dogodnych pozycjach. Ale było to też efektem ogromnej pracy jaką musieli wykonać, aby uwolnić się od obrońcy i uzyskać możliwość oddania rzutu. Już od samego początku zawodnicy gości bardzo dobrze ich pilnowali, obaj spudłowali po 5 rzutów w pierwszej kwarcie, nie weszli dobrze w mecz i to przełożyło się na ich słabą grę.
rezerwowi – w pierwszych dwóch meczach rezerwowi Lakers zdobywali po 15 punktów, a ich łączna skuteczność z gry była tylko nieco wyższa niż 41%. Natomiast wczoraj zdobyli 22 punkty trafiając aż 9 z 11 rzutów. Przede wszystkim świetnie zaprezentowali się w pierwszej połowie. W pierwszej kwarcie ich wejście na parkiet pomogło Lakers rozkręcić ofensywę, a zawodnicy z ławki zdobyli wtedy 10 punktów. Walton dobrze zastąpił Artesta, który bardzo szybko złapał 2 faule, i skutecznie zatrzymywał Pierce'a. Odom natomiast rozpoczął mecz od trafienia za trzy i było wiadomo, że po dwóch słabych występach, teraz w końcu pomoże Lakers. Po pierwszej połowie zmiennicy mieli 16 punktów i 8 zbiórek, w obu elementach dwa razy więcej niż rezerwowi Celtics. Odegrali kluczową rolę w osiągnięciu przez Lakers 17-punktowej przewagi.
Spośród zmienników najlepiej zaprezentował się Odom, trafił wszystkie 5 rzutów z gry i zdobył 12 punktów, z czego 8 w pierwszej połowie, a 4 w czwartej kwarcie. Miał także 5 zbiórek. Dużo mówiło się, że musi on zacząć grać znacznie lepiej, żeby Lakers mogli myśleć o mistrzostwie. Wczoraj pokazał, jak może pomóc swojej drużynie, kiedy był na boisku, goście byli 14 punktów na plusie.


Lakers udowodnili, że porażka przed własną publicznością w meczu numer 2 wcale nie oznacza, że ich szanse na tytuł są mniejsze. Na wyjeździe też potrafią wygrywać, nawet na tak trudnym terenie jak w Bostonie i wczoraj to potwierdzili. Rozegrali świetną pierwszą połowę, uzyskali duże prowadzenie i utrzymali je do końca, mimo że Celtics ostro walczyli, by odrobić straty. Po pierwszej połowie Lakers mieli 52 punkty i skuteczność na poziomie 48%, w drugiej gospodarze zatrzymali ich atak i pozwolili im tylko na 39 punktów i skuteczność 42%. Ale w grze zdominowanej przez obronę, Lakers także sobie poradzili i nie potrzebowali nawet niesamowitych popisów ze strony Bryanta i Gasola. Warto również dodać, że w drugiej połowie Celtics zupełnie zniszczyli ich grę zespołową. W pierwszej połowie zawodnicy gości zaliczyli 11 asyst, w drugiej zaledwie 2 (0 w czwartej kwarcie). Mimo to, wygrali.
Kobe zdobył co prawda 29 punktów, ale z bardzo słabą skutecznością 34%. Musiał się bardzo namęczyć, by minąć obronę Celtics i zdobyć punkty, ale nie przeszkadzało mu to, by przez trzy kwarty prowadzić swoją drużynę. Przed ostatnimi 12 minutami miał 25 punktów, jednak w czwartej kwarcie spudłował aż 5 z 6 rzutów z gry i swój dorobek powiększył tylko o 4 punkty. Również Gasol w tej części spotkania nie był w stanie pociągnąć ataku Lakers, zdobył 3 punkty (1/2 z gry). Po dwóch świetnych meczach, tym razem spisywał się znacznie gorzej i przegrał rywalizację z Garnettem. Ostatecznie miał tylko 13 punktów (45%). W ataku nie imponował również Bynum, ostatnio zdobył aż 21 punktów, teraz tylko 9 (3/9 z gry). Na szczęście, w kluczowym momencie, w ataku poprowadził ich Fisher. Natomiast Gasol i Bynum postarali się o to, by Lakers wygrali rywalizację o zbiórki. Dla Artesta to również nie było udane spotkanie. Zdobył ledwie 2 punkty, a kiedy był na parkiecie, jego drużyna była 13 punktów na minusie. Jednak w czwartej kwarcie Ron był przydatny w defensywie i tak, jak w poprzednich meczach, wykonał swoją świetną pracę przeciwko Pierce'owi. To on wymusił jego piąty faul na początku czwartej kwarty, co zmusiło lidera gospodarzy do ostrożnej gry.

Lakers odzyskali przewagę własnego parkietu. Mogą już być spokojni, że w najgorszym wypadku wrócą do LA na mecz numer 5. A jeśli seria zakończy się już w Bostonie, to oni będą cieszyć się z tytułu. W tym meczu pokazali, że potrafią poradzić sobie z twardą defensywą Celtics i sami też wiedzą jak skutecznie zatrzymać rywali. Poza tym, udowodnili, że mogą wygrywać, gdy Kobe ma duże problemy ze skutecznością, jest niewidoczny w czwartej kwarcie, a Gasol ma minimalny wkład w zdobycze punktowe. W poprzedni mecz przegrali, ponieważ zawiedli w czwartej kwarcie. Wczoraj Fisher postarał się, by ta sytuacja się nie powtórzyła i poprowadził ich w ataku, wykorzystując skupienie obrony na Bryancie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz